Jan Miszczak: Rozmowy plażowe

2 dni temu
Jan Miszczak (Fot. Archiwum)

Kilka dni spędziłem niedawno nad polskim morzem, konkretnie w Kołobrzegu. Pogoda była w kratkę, fale biły o brzeg, ale przynajmniej nie biły tam po uszach różne polityczne informacje, a to już sprzyja dobremu wypoczynkowi, bo nikt na plaży nie rozprawia na ogół o partyjnych członkach. Są jednak wyjątki, bo akurat obok mnie przysiadła grupa młodych mężczyzn, którzy wbrew wyżej wspomnianym zasadom podjęli tematy polityczne, czyniąc to na tyle głośno, iż chcąc nie chcąc słyszało się te rozmowy.

W sumie były one jednak dość wakacyjne, bo choć poruszano tematy całkiem poważne, to jednak w dość lekkiej formie. Więc pomyślałem, iż mam gotowy powakacyjny felieton i taki oto przedkładam.

Panowie sporo gadali m. in. o emigracji. Np. jeden z nich powiedział, iż coś musi być na rzeczy, skoro poseł PiS Dariusz Matecki wstawił na platformie X niewyraźne zdjęcie osób siedzących na trawie obok dworca PKP w Szczecinie, sugerując, iż jest to wymowny przykład owej „masowej migracji”.

– I ty dałeś się na to nabrać? – zaśmiał się kolega opowiadającego tę historię. – Przecież potem policja, a następnie rzecznik MSWiA wyraźnie wyjaśnili, iż Matecki rozsiewa fake newsy, zgodnie z zapotrzebowaniem PiS, gdyż tam odpoczywali rodowici Polacy z dziada pradziada. Ale to kłamstwo przez cały czas z lubością rozpowszechniają różni kolesie z tego grona.

Później ktoś przypomniał jeszcze o tym, jak to do Gorzowa przyjechał zespół z Senegalu, a kumple takich Mateckich uznali, iż są to imigranci, nakręcili film, gdy artyści wracali na nocleg, stanowczo domagając się usunięcia obcych z ukochanej polskiej ziemi. Któryś z kolegów zaczął wtedy coś przebąkiwać o Bąkiewiczu, ale gwałtownie go uciszono, gdyż dowcipnie uznano, iż „nad morzem ze słoną wodą nie mówi się o słodkowodnych rozwielitkach”.

W swych plażowo-politycznych rozważaniach nie pominęli natomiast prezydenta elekta Karola Nawrockiego, ale tu referent nie wyraził własnej opinii, ale sprytnie posłużył się wypowiedzią byłego selekcjonera reprezentacji Polski Andrzeja Strejlaua. Ten zaś orzekł, iż „jeżeli ktoś bójkę uznaje za szlachetną sztukę, to potrzebny jest psychiatra, by pomóc człowiekowi zrozumieć istotę zagadnienia”.

– Tylko bez takich insynuacji – skarcił go kolega z ponurą miną – bo nie wiadomo, czy ten nowy nie będzie lepszy od starego.

Okazało się, iż grono przyjaciół też ma zróżnicowane poglądy, gdyż jeden z nich z nieukrywaną satysfakcją stanął w obronie dotychczasowego prezydenta.

– Dam wam prosty przykład. Czy wiecie, iż koszty związane ze ślubem swojej córki oraz całą uroczystość odbytą w pałacu prezydenckim Andrzej Duda w całości pokrył z własnej kasy? W tym środowisku to jest, rzec by można, ewenement – rzekł z dumą.

– A choćby cud! – dorzucił z uśmiechem inny żartowniś. – Bo muszę przyznać, iż większość towarzystwa Dudy przez osiem lat kradła na potęgę. Ale co tu wymagać od polityków, skoro choćby świątobliwi duchowni, którzy mają prowadzić nas prosto do nieba, dopuszczają się grzesznych czynów. Np. proboszcz ze wsi Jeżowe na Podkarpaciu rąbnął 600 tys. zł na szkodę parafii.

– Ale przynajmniej nikogo nie zabił siekierą, nie polał benzyną i nie podpalił, jak inny duszpasterz, czyniący takie cuda – kolejny kpiarz stanął w obronie oskarżonego.

Dysputa trwałaby nadal, ale do wody weszło super zgrabne żeńskie cudo, więc dyskutanci zamilkli, bo nagle też zapragnęli kąpieli. I chlupnęli za tym cudem do morza…

Idź do oryginalnego materiału