Jan Miszczak: Jak w bajce

2 godzin temu
Jan Miszczak (Fot. Archiwum)

Prezydent Andrzej Duda, którego decyzje były dotąd zawsze przewidywalne, nagle okazał się nieprzewidywalny, gdy bez chwili zawahania wręczył Marcinowi Kierwińskiemu nominację na ministra-członka Rady Ministrów. A przy tym wygłosił jeszcze oświadczenie, którego fragment warto zacytować, bo jest ono zupełnie nietypowe i może świadczyć choćby o jakimś dolegliwym bólu głowy państwa. „Mogę pana zapewnić, iż ja, jako prezydent RP i także ja jako po prostu człowiek, będę ze swej strony dokładał wszelkich sił, żeby panu pomóc. jeżeli będą jakieś potrzeby, kiedy pan uzna, iż moje, nasze wsparcie, tutaj Kancelarii Prezydenta jest potrzebne, proszę o sygnał, proszę o informację” – zadeklarował zwracając się do pełnomocnika rządu ds. odbudowy po powodzi.

Szok musiał być duży, ale jakby tego było mało, to na dodatek Duda, także jako człowiek, podziękował jeszcze premierowi Tuskowi za wyznaczenie Kierwińskiego do tak ważnego zadania. W tej sytuacji szef rządu, też chyba nieźle zaskoczony, gwałtownie się jednak otrząsnął i powiedział, iż jest „pod wielkim wrażeniem słów pana prezydenta”, po czym wyraził nadzieję o możliwościach współpracy między rządem a prezydentem.

Zrobiło się niemal tak miło, jak w bajce, ale zaraz po tej ciepłej chwili nastąpił powiew wzmożonego chłodu między Andrzejem Dudą i Jarosławem Kaczyńskim. Prezes zastrzegł, iż nie będzie komentował działań prezydenta, z którym nie gada już 4,5 roku. Dlaczego? – pytali żurnaliści, a on zacytował Boya, iż ”w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”, co świadczy o oczytaniu prezesa, na co też mamy dowody.

Kaczyńskiemu nie podobała się także wizyta Dudy na terenach popowodziowych. „Wizyty polityków w takiej sytuacji to są przedsięwzięcia o charakterze, powiedzmy sobie, w niemałej mierze propagandowe” – ocenił, niewątpliwie mając głównie na myśli Tuska. Do tej wypowiedzi śmiało odniósł się prezydent Duda w wywiadzie udzielonym red. Marcinowi Wronie z TVN24: „Nie wiem, dlaczego pan prezes Jarosław Kaczyński tak sformułował swoją wypowiedź. Ja miałem wrażenie, iż była to wypowiedź bardziej w kontekście, iż sam nie był na tych terenach”.

Darujmy sobie bezsensowną polemikę z poglądami Kaczyńskiego i wróćmy na chwilę do wspomnianego oczytania prezesa. Otóż podczas burzliwych obrad Sejmu, gdy w gorącej atmosferze debatowano na temat skutków tragicznej powodzi, on – uwaga! – czytał książkę pt. „Górnicze pięści. Historia jastrzębskiego boksu”. Zresztą nie był to pierwszy raz, gdy prezes urządził sobie z Sejmu czytelnię, gdyż podczas kwietniowego posiedzenia też zajmował się czytaniem, tym razem książki pt. „Polska naszych marzeń”, którą… sam napisał. Poza tym nie wiem, czy pamiętacie, iż w 1917 r., gdy Sejm głosował nad ważnymi ustawami, przeglądał z kolei „Atlas kotów”. Ale to już można zrozumieć, bo nie od dziś się słyszy, iż prezes ma kota.

Kiedy w trakcie ważnych obrad ktoś zajmuje się takimi lekturami, to potem ma blade pojęcie o sprawach państwa i wraz z tą całą swą ferajną jedynie kipi złośliwością, np. prymitywnie przezywając obecny rząd Koalicją 13 grudnia, miast 15 października. Dowcipni zaś okazali się sympatycy rządu nazywając ich „Opozycją 30 lutego”. Czyli taką skrytą, jakby jej nie było, ale mocno szkodzącą Polsce, przypominającą Diabolinę z bajki „Śpiąca Królewna”, czarownicę będącą wcieleniem zła i niepohamowanej żądzy władzy. Dlaczego akurat Diabolinę? Otóż tylko dlatego, iż felieton ten zaczęliśmy niemal bajkowo, więc bajkowo też kończymy.

Idź do oryginalnego materiału