
Powyższy tytuł jest tak niedorzeczny, iż powinien skutecznie zachęcić do przeczytania poniższego tekstu, gdyż w dzisiejszych czasach nie jest już łatwo wymyślić cokolwiek głupszego od realnych wydarzeń, jakie przynosi nam rzeczywistość. Może jeszcze pogoda trochę się do tego dostraja, bo tegoroczny maj prawdopodobnie zostanie sklasyfikowany jako najzimniejszy w tym wieku, a co najmniej od 1991 r.
Mimo to opiszę tu majówkę, o której opowiedział mi jeden z jej zupełnie przygodnych obserwatorów. Ten majowy piknik urządziła sobie tuż po I turze wyborów prezydenckich jakaś kilkuosobowa rodzina i jest to klasyczny, a przy okazji komiczny przykład na to, jak polityka potrafi zwaśnić choćby najbliższe sobie osoby.
Na początek dominujący w tym gronie stryj Leon rozpalił grilla i wrzucił nań kiełbaski. Zanim rozdał je rodzinie odmówił modlitwę, w której podziękował Bogu oraz byłemu rządowi PiS za to, iż rodzina może spożywać owe dary Boże. W tym momencie młody człowiek, a konkretnie rozgarnięty bratanek, zapytał stryja, czy dobrze się czuje. A ten na to, iż Kaczyński wyraźnie powiedział już kiedyś w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, iż Polacy grillowanie zawdzięczają rządom PiS, które niosły z sobą dobrobyt. „Grillowanie to nasze dzieło, a poza tym Polska może grillować, a mimo to się zmieniać” – stryj zacytował prezesa, choć ten mówiąc te słowa miał pewnie coś innego na myśli. Ale na pikniku nikt nie wdaje się w takie subtelności, więc wuj rozwinął światłą myśl prezesa i wytłumaczył, iż przecież biedny nie będzie grillował, bo go na to nie stać i jeżeli Tusk pozostanie przy władzy, a Nawrocki nie zostanie prezydentem, to pieczenie kiełbasy stanie się luksusem.
W tym momencie bratanek puknął się w czoło i zaczął tłumaczyć stryjowi, iż już starożytni Egipcjanie grillowali mięso hien i krokodyli, a starożytni Rzymianie także kiełbaski. Ponadto rozstrzygające dla grilla było wynalezienie ognia, co nastąpiło jakieś 700 tysięcy lat temu, z czego jasno wynika, iż to jednak nie Kaczyński był pionierem grillowania. Stryj, fanatyczny pisowiec, strasznie się zasępił i zapytał zdumiony: – To Kaczyński nie wynalazł ognia? – Nie – odparł bratanek, ale widząc minę krewnego gwałtownie dodał, by choć trochę załagodzić atmosferę, iż Kaczyński wynalazł dym. – I to jaki dym! Stąd choćby wyraz zadyma – dodał ironicznie, ale stryj chyba nie zrozumiał złośliwości.
– Widzicie, iż prezes jak zwykle miał rację namaszczając Nawrockiego na kandydata na prezydenta, bo choć ten ciut przegrał, to i tak poprawił humory nam i naszemu Kaczyńskiemu – zarechotał stryj i wyjął z torby… pół litra czystej.
Wypili po maluchu, po czym bratanek ostrzegł rodzinę, aby idąc na II turę wyborów nie używała żadnego alkoholu, gdyż pijany może oddać swój głos na Nawrockiego.
– Chyba na Trzaskowskiego – wył stryj.
– Oczywiście, iż na Nawrockiego – odparł bratanek. – Trzeźwy nie zagłosuje przecież na gościa od wyłudzania mieszkań od schorowanych starców i światowca, który z bliska zna tylko półświatek. Sam prezydent Kwaśniewski ostrzegł, iż „jest to człowiek, z którym lepiej się nie spotykać, a już tym bardziej nie mieć go jako prezydenta”.
W tym momencie stryj oszalał i omal nie doszło do familijnej bijatyki, ale wtedy obserwujący tę majówkę czytelnik, który mi to opowiedział (dzięki!), zaintonował własną wersję znanej frazy i zaśpiewał: „Dylu, grillu na badylu”. Rodzina się zaśmiała, ale stryj przestrzegł, iż gdzieś obok czai się pewnie – uwaga! – specjalny wysłannik samego Tuska.