Jak załatwić reparacje od Niemców

2 lat temu

Nie uważam, iż to jest całkiem niemożliwe – choć uważam, iż PiS nie jest w stanie tego załatwić. Nad czym ubolewam, bo przy całym moim hejcie na PiS, chcę pieniędzy dla Polski, bo dłużej klasztora niźli przeora.

W komciach pisowców widać pomysły typu „złożyć pozew przez najlepszą kancelarię w Nowym Jorku”. Owszem, taka kancelaria mogłaby to choćby wziąć, tak jak Trumpa obskoczyli naciągacze, obiecujący mu odwrócenie wyborów w Sądzie Najwyższym.

Kancelaria przecież wygrywa choćby gdy przegrywa, bo wystawia rachunek za każde pismo i każdą godzinę. Tylko iż Polska w tej chwili nie ma argumentów, którymi mogłaby wygrać na płaszczyźnie prawnej – i na to żadna kancelaria nie pomoże.

Argumenty pisowców z serii „co nas obchodzi, iż władze PRL się zrzekły, to nie miało mocy prawnej!” nadają się na Twittera, ale nie do sądu. To nie zadziała, tak jak nie mogły zadziałać argumenty Giulianiego typu „affidavity od świadków, którzy widzieli Dziwne Pudła i Tajemnicze Samochody”.

W Unii jednak wielokrotnie widzieliśmy (i jeszcze nie raz zobaczymy) sytuacje, w których coś się udawało załatwić mimo braku podstawy prawnej. Nie jestem prawnikiem ani historykiem, ale jestem Człowiekiem Który Przeczytał Dużo Książek Na Te Tematy (TM). I na tej podstawie skomentuję to następująco.

W polityce międzynarodowej można wszystko, jeżeli się ma wielu sojuszników – zwłaszcza wiernych i stabilnych, na których zawsze można liczyć, jak kraje Beneluksu czy Unii Nordyckiej na siebie nawzajem. I odwrotnie, kraj pozbawiony sojuszników nic nie może, choćby jeżeli ma solidne argumenty, jak Polska w sprawie Zaolzia albo Węgry w sprawie Trianon.

Pierwszy krok w sprawie reparacji powinien więc wyglądać tak – Polska powinna budować szeroką koalicję państw poszkodowanych przez Niemcy w drugiej wojnie światowej. Przy okazji jakiejś rocznicy robimy wielki szczyt i zapraszamy Grecję, Francję, Belgię, Holandię, Czechy, a choćby i Austrię (choć wszystko się we mnie przewraca gdy patrzę, jak oni sprytnie się zrebrandowali na „pierwszą ofiarę Hitlera”).

W hipotetycznym scenariuszu, w którym Niemcy mieliby przeciw sobie większość państw Unii, nie zasłanialiby się już tym, iż nic nie muszą. Nagle by się okazało, iż sami chcą.

W cywilizowanych krajach przywódcy unikają sytuacji, w ktorych mogą być przegłosowani 26:1. Albo choćby 24:3. Widząc takie coś na horyzoncie, dołączają do większości i na koniec mamy głosowanie 27:0.

Każda taka porażka jest po prostu kosztowna. Mówię to jako Człowiek Który Grał W Niejedną Grę Paradoxu (TM), gdzie za takie coś lecą punkty ujemne do „prestiżu” czy „stabilności” i uważam, iż to trafna metafora.

Podobnie działają mechanizmy w grupie rówieśniczej. Im bardziej jesteś niepopularny, tym bardziej jesteś niepopularny, bo potencjalni sojusznicy nie chcą się zarazić niepopularnością.

PiS na własną prośbę zaczął od kilku głosowań przegranych 27:1. To było głupie i niepotrzebne. I teraz jedynego sojusznika ma w Orbanie, który wprawdzie często mówi o swoim poparciu dla Polski, ale rzadko to demonstruje czynem.

Nie ma ani jednego państwa, które głosowanie razem z Polską uważałoby za element długofalowej polityki, przypominającej sojusz anglo-portugalski (established 1386). Potencjalnych sojuszników PiS odrzuca – jak ostatnio choćby USA, gdzie źli nie głosowali tak, jak by PiS chciał, więc oczywiście ich też musimy obrażać.

Kiedy opozycja ostrzegała, iż w ten sposób PiS osłabia międzynarodową pozycję Polski – zwolennicy rządu mówili o „wstawaniu z kolan”. Po 6 latach tego wstawania Polska jest już tak słaba, iż mogą nas nastukać choćby Czesi. A Orban na to choćby nie kiwnie palcem.

Gdyby Polska dziś próbowała zorganizować dyplomatyczny szczyt z udziałem potencjalnych sojuszników, nikt nie przyjedzie. To się zresztą już dzieje.

Ilekroć w TSUE albo Komisji Europejskiej ktoś podejmie decyzję niekorzystną dla PiS, reżim uderza w kampanie atakującą tę osobę i jej państwo. A więc Holandia to raj podatkowy, a Belgia to kraj Dutroux, a Hiszpania nie rozliczyła faszyzmu.

To są wszystko argumenty dobre na Twittera, żeby minister „vel” pomachał sobie retoryczną szabelką. Ale tak się niczego nie załatwi – ani reparacji, ani sporu z Czechami, ani kolejnych kar nakładanych przez TSUE. Załatwi się za to dalsze narastanie izolacji.

Do załatwiania spraw potrzebni są sojusznicy. Gdzie PiS ich chce szukać, na Marsie? Bo na tej planecie zrazili już do siebie wszystkich, z Albanią włącznie.

Idź do oryginalnego materiału