Pontyfikat Jana Pawła II był momentem przełomowym w historii Polski XX wieku. Jednakże sposób, w jaki potraktowano jego dziedzictwo, jest wielką zmarnowaną szansą. Dzisiaj postać świętego straciła w sporej większości autorytet, którym cieszyła się jeszcze 10 lat temu.
Papież dla pokoleń Polaków żyjących w PRL-u był postacią wyjątkową. Pierwszy sukcesor św. Piotra, który nie był Włochem od okresu reformacji, żywy symbol katolickiego ducha w narodzie i jego reprezentacja za granicami kraju. Pielgrzym, teolog i nadzieja w epoce komuny. W praktyce był traktowany jak święty jeszcze za swojego życia, a katolicka publika widziała w nim wielką nadzieję na duchowe ożywienie w kraju. A jednak praktycznie tuż po jego śmierci w 2005 roku kult papieża-Polaka zaczął przygasać, aż w końcu, w czasach obecnych ledwie się tli, i to głównie w ludziach, którzy jeszcze pamiętają okres jego pontyfikatu.
Młodzi kojarzą go już praktycznie tylko z wszechobecnymi memami. Ciężko jest nie znaleźć osoby w wieku szkolnym, która nie zna znaczenia liczby 2137, albo nie widziała w Internecie przynajmniej kilku wybitnie mało udanych pomników papieża. W podobnym tonie do języka potocznego młodzieży weszło sporo cytatów Jana Pawła ze słynnego spotkania z dziećmi w programie Ziarno z lat 90. I to adekwatnie tyle.
Gdyby jednak zajrzeć głębiej w postrzeganie papieża przez poprzednie pokolenia, to jest ono również niezwykle powierzchowne. I tak analogicznie do młodszych Polaków i ich memów, starsi skojarzą świętego z kilkoma słynnymi cytatami, na czele z “Nie lękajcie się”, czy przytaczane często w kontekście satyrycznym “tej ziemi”. Oczywiście, bez towarzyszących im rozważań, albo kontekstu wypowiedzi. Do tego oczywiście klasyczne kremówki wadowickie, wycieczki w Tatry i spływy kajakowe. To w końcu było najważniejsze i do tego w sporej większości ograniczaja się wiedza o postaci świętego.
Nie jest to jednak całkowicie wina tych ludzi. W podobnym tonie kult św. Jana Pawła II trwał całe lata, napędzany przez hierarchów polskiego kościoła. Słusznie spostrzegli oni w postaci papieża niepowtarzalną wręcz szansę. Utrwalenie katolicyzmu w polskim społeczeństwie po ciężkim okresie komunizmu potrzebowało żywego symbolu, na który papież-Polak nadawał się idealnie.
Strategię tą zrealizowano w najgorszy możliwy sposób, poprzez nadmuchanie kultu Jana Pawła II do gigantycznych, absurdalnych wręcz rozmiarów rozmiarów. Porównać go można z napompowanym do granic możliwości balonem, który w gruncie rzeczy był całkowicie pusty w środku.
Balon miał również jeszcze jedno zadanie, czyli maskowanie powoli zaczynającego się chwiać Kościoła. Odpływ wiernych? Liberalizacja i nagminne łamanie przepisów liturgicznych wśród hierarchów? Coraz silniejsza ofensywa środowisk lewicowych i szerzący się antyklerykalizm? Odpowiedzią najczęściej było podejście, które można scharakteryzować tymi słowami: więcej papieża!
I tak pośród niezliczonej ilości pomników, peanów pochwalnych podczas przydługich kazań i historii z życia Ojca Świętego o tym, jak bił się z kolegami na podwórku gdzieś zabrakło tej najważniejszej esencji. Nauka i filozofia papieża odeszła gdzieś w cień, stłamszona przez bezkrytyczność i łatwe do przyswojenia anegdotki.
Balon ten musiał kiedyś pęknąć. Młode pokolenie, które nie doświadczyło wpływu papieża za jego życia po prostu nie zrozumiało fenomenu tej postaci. Zalane narracją, którą podsumować można zdaniem “Jan Paweł II wielkim Polakiem był bo był wielkim Polakiem.”, widzące jednocześnie problemy Kościoła, zaostrzające się w pierwszej i drugiej dekadzie doprowadziło do powolnego przerodzenia się niezrozumienia w niechęć, obojętność, a wreszcie w otwartą wrogość. W końcu doprowadziło wzrostu ataków na postać papieża jako symbol opieszałego, polskiego katolicyzmu. Ataków zarówno pod postacią prostego, humoru, jak i zarzutów pozostawionych bez odpowiedzi.
Najpierw zjawisko rozprzestrzeniło się wśród trolli z niewielkich stron internetowych, jeszcze celem wywołania słusznego oburzenia wśród publiki. Stamtąd rozprzestrzeniło się coraz szerszymi kręgami przez środowiska lewicowe, aż w końcu pojawiło się w mainstreamie. Trafiło tam na podatny grunt w postaci młodzieży, która ostatni raz większą styczność z religią miała w okresie Pierwszej Komunii. Memy z papieżem i ironiczne śpiewanie “Barki” wydawały się idealnym zakazanym owocem, atakiem na największą świętość w całym kraju, którą dawniej kochały miliony. Atak pierwszą rzecz kojarzącą się z religią katolicką w Polsce był idealnym wyrazicielem młodzieńczego buntu przeciwko staremu pokoleniu.
I w ten sposób dotarliśmy do kwietnia 2023 roku. Do Marszy Papieskich i głośnych ataków na pomniki wywołanych premierą głośnej książki Ekke Overbecka. Wtedy główną odpowiedzią szeroko rozumianej prawicy z działaczami społecznymi na czele było zwracanie uwagi na dokonania papieża w kwestii walki z bezbożnym komunizmem. Ciężko jednak było zauważyć wykroczenie poza znany już schemat „wielkopolakowania” Jana Pawła II.
Oczywiście nie sposób rozpatrywać tej sytuacji tylko w kategorii upadku autorytetu papieża w naszym kraju. Trzeba to robić w kontekście trwającej dechrystianizacji Polski.
Trzeba jednak zaznaczyć, iż nie byłaby ona tak szybka, ani tak szeroko zakrojona, gdyby hierarchowie rzeczywiście starali się prezentować prawdę o Św. Janie Pawle II i odpowiadać na bieżące problemy Kościoła, zamiast karmić wiernych kremówkami i kolejnymi listami rektora KULu, który powołuje się na papieski autorytet.