JAK Q***A TYCH POLACZKÓW ZAŁATWIĆ?

niepoprawni.pl 1 rok temu

Przejrzałem sobie migawki z ulicznej imprezki zapożyczonej ze szkopskich Gleichstellungsparade, tu ukryte sprytnie pod iście sowieckim napuszeniem pod nazwą „Marsz miliona serc“ (Jako, iż to osobniki bez serca, musieli sobie przykleić takie za 20 zł na koszulce).

Takie coś, a jakże, musiał zorganizować na polecenie Deutsche Geheimdienste aus Berlin, lokalny Gruppenführer

, Herr Tusk Donald, jak wiemy marzący o tym by wreszcie stać się Gauleiter'em der Ostprovinz Polen.

Miało być milion towaru gotowego do asymilacji, ale niestety zdołano osiągnąć tylko 10%. To się Kancelarii podobać nie może.

Co ten Scheißkerl sobie wyobraża? Że będziemy go karmić bez końca? I to za nic? Polak to wprawdzie nie jest, ale na pełnowartościowego Niemca się nie nadaje.

Właściwie wszystko, co pachnie tym paskudnym polactwem, czego nie można zwalczyć, powinno być załatwione spryskując z samolotów orginalnym, tym od Degussa, IG Farben i Th. Goldschmidta Cyklonem B

A te prymitywy, bezmózgi jeszcze od nas żądają jakichś makabrycznych pieniędzy?! Bezczelne chamy! Zamiast na kolanach buty lizać, oni ciągle nas NIE UWIELBIAJĄ!

WARUM?

Niemcy to nasz problem

Zorientowani w historii upadku III Rzeszy wiedzą, iż to nie jest mój tytuł. Tak, to tytuł książki ministra skarbu Henry Morgenthau Jr. w rządzie F.D. Roosvelta wydanej w październiku 1945 roku przez wydawnictwo Harper & Brothers. A podtytuł brzmiał – „Plan dla Niemiec”. Współgrał z tym plan innego bliskiego współpracownika prezydenta Stanów Zjednoczonych, Theodore N. Kaufamana – Gremany Must Perish. Czyli – Niemcy muszą umrzeć.


To nie były takie sobie teoretyczno–filozoficzno–socjologiczne rozważania zwycięzcach aliantów. To były konkretne projekty, które popierali najwięksi wówczas na świecie: prezydent USA F.D. Roosevelt i przywódca Wielkiej Brytanii ]]>Winston Churchill]]>. I chcieli to wcielić w życie.

Niemcy, jako państwo miały zniknąć na zawsze, a ludność niemiecka w przeważającej większości miała zostać wysterylizowana, tak, aby już nigdy Niemcy się nie rodzili. By zniknęli ze świata. Miało to zająć tylko 2 miesiące, a dokonać zadania miało 20 tysięcy doktorów. ale o tym będzie dalej…

***

Obserwuję od dłuższego czasu, dawniej wypowiedzi pani kanclerz Niemiec Angeli Merkel, a teraz jej następcy Olafa Scholtza. W 2015, wbrew zdrowemu rozsądkowi, ba całemu rozumowi i wyobraźni, Merkel zrobiła niewybaczalny błąd, na dodatek bezczelny i arogancki i pełen typowej prusackiej buty: zaprosiła do swojego kraju muzułmańskich emigrantów. Każdą dowolną ilość i osiągających granice Niemiec – nowego raju - również w każdy dowolny sposób. Mimo, iż przecież Niemcy z żadnym muzułmańskim krajem nie graniczą.

Oczywiście gra pozorów, podobnie jak w 1939 domaganie się korytarza do Gdańska, musi być zachowana, więc to nachalne pozyskiwanie imigrantów odbywa się pod szlachetnym pretekstem pomocy uchodźcom z Afryki i Azji. Biedni "uchodźcy" powinni spokojnie szukać schronienia w ościennych państwach – Turcji, Libanie, czy Jordania. Tam powinni przeczekać krwawą łaźnię w swoim ojczystym kraju, by, gdy wreszcie nastanie pokój, powrócić do swoich domów. Tak, jak chyba chce każdy człowiek, każda rodzina.

Oni wcale nie przyjęli z zachwytem serdecznego zaproszenia kanclerz Merkel, bo przecież wracać do domu z Niemiec będzie znacznie trudniej i kosztowniej niż z Libanu, czy Turcji.
Lecz na hasło rzucone w świat przez kobietę, która ma tak ogromną władzę, iż nie nadąża za nią z rozumem, natychmiast uaktywniły się miliony ludzi z pozaeuropejskich, afrykańskich i azjatyckich biednych państw, dziwnym trafem zdecydowanie muzułmańskich, którzy postanowili odpowiedzieć na apel dobrej kobiety, prawdziwej Frau i Tante i do tych Niemiec podążyć.

Jak wspomniałem, Niemcy z żadnym krajem "uchodźców nie graniczą. choćby z Turcją, czy Libanem. I do Afryki i Azji też jest kawał drogi. Z najbliższego punktu Turcji do granicy Niemiec, to ponad 2000 kilometrów. Kawał drogi. I podążając najkrótszą trasą trzeba przejść przez Bułgarię, Serbię, Węgry, Austrię. Albo łodziami z dykty dopłynąć do Włoch. Czy szanowna pani kanclerz konsultowała z tymi państwami, lub chociaż tylko zawiadomiła o spodziewanym przepływie rzeszy ludzi do Niemiec? Gdzież tam! To poniżej godności klasycznego Prusaka przejmować się takimi nieistotnymi drobiazgami.

Wszyscy widzieliśmy co działo się potem. Żywa rzeka ludzi przetaczająca się przez Europę. W zdecydowanej większości młodzi mężczyźni. W zdecydowanej większości muzułmanie z innych krajów. Na apel odpowiedzieli nie ci, którzy byli w największej potrzebie – biedacy, wielodzietne rodziny, po islamsku upodlane kobiety. Wprost przeciwnie – młodociane osiłki, dobrze ubrani, każdy z telefonem komórkowym w ręku. A jak się niedługo dowiedzieliśmy, łączyło ich jedno, niechęć do pracy, idea życia na socjalu, wszczynanie awantur, molestowanie kobiet i w żadnym wypadku chęć przystosowania się i zaakceptowania reguł życia w ewentualnej nowej ojczyźnie.

Jest grubo ponad milion tych nowych imigrantów, którzy odpowiedzieli na apel Merkel i przybyli do Niemiec. Przybyli i dewastują już prawie całą Europę, tworząc problemy, jakich nie było. I wszystko, jak się wydaje i jak prawdopodobnie będzie niedługo historycznie interpretowane, przez kaprys jednej niemieckiej kobiety z komunistyczną przeszłością. Jakie to proste i poczciwe – Niemcy znowu dali się omamić jednemu człowiekowi i w imię szczytnych ideałów narobili bigosu na starym kontynencie.

Niemieccy biedacy dają się zahipnotyzować. I tak, jak za szalonym zbrodniarzem Adolfem, tak teraz za upartą i arogancką Angelą, podążają jak szczury na dźwięk zaczarowanego fletu w Hameln.
Tylko, iż to nieprawda. Sam jeden Hitler, czy sama jedna Merkel, bez wsparcia Niemców nic nie znaczą. To wspólny niemiecki umysł powoduje, iż regularnie powtarzają się klęski i nieszczęścia, przez które cierpią miliony ludzi, praktycznie całej Europy.

Zasadniczo z dwóch powodów:
– Niemcy ze swoim poczuciem wyższości, syndromem Übermenscha, są święcie przekonani, iż panowanie nad całym kontynentem należy się im, jak małpie banan. Jeszcze bardziej przekonani niż komuniści Lenina. Oni wiedzą, jak Ordnung muss sein - jak wygląda prawdziwy porządek świata. I tylko oni są zdolni do tego, by taki cel osiągnąć. Pozostali – Francuzi, czy Holendrzy, instrumentalnie mamieni pozorami przyjaźni, ci clowni Włosi i polscy podludzie, są tylko po to, by służyć Niemcom, słuchać się ich i czekać na rozkazy. Wytyczne, polecenia i właśnie rozkazy płynące z Berlina;

– Niemcy wiedzą bardzo dobrze, iż nadciąga dla nich potężny kryzys. I tak, jak każdorazowo w Rosji ]]>Wielka smuta]]> (Смутное время), powoduje, iż przywódcy państwa, car, czy kanclerz, musi zrobić coś spektakularnego, najlepiej rozpętać wojnę, albo rozpocząć Drang nach Osten, by przełamać nieuniknione i nie dopuścić do upadku państwa. Ten kryzys to nie tylko zapaść demograficzna. Choć to przede wszystkim. Państwo boryka się z poważnym problemem. Spośród ok. 81,8 mln mieszkańców Niemiec w 2009 r., aż 16,9 mln osiągnęło wiek emerytalny, co oznacza, iż co piąty Niemiec jest emerytem. W ciągu ostatnich dwóch dekad odsetek ten wzrósł prawie o połowę. Szacuje się, iż w ciągu najbliższych dziesięcioleci tempo wzrostu liczby emerytów w stosunku do ogólnej populacji będzie wzrastać, a do 2060 r. ludność państwa zmniejszy się o 20%. Przyrost naturalny w Niemczech wynosi -0,19%, co stawia państwo na 211. miejscu na świecie. W Europie niższy przyrost naturalny osiągają jedynie państwa dawnego ZSRR, Węgry, Rumunia oraz część państw bałkańskich. Wskaźnik urodzeń wynosi zaledwie 8,37 urodzeń na 1000 mieszkańców, co jest jednym z najgorszych wyników na Starym Kontynencie i siódmym od końca na świecie. Wysoki jest także współczynnik zgonów, wynoszący 11,17 zgonów na 1000 mieszkańców, co plasuje kraj na 36. miejscu pod tym względem na świecie i dwunastym w Europie.

To nie tylko suche liczby i prosta statystyka. Problem Niemców jest znacznie głębszy, o czym dobrze wiedzą, ale z przyczyn zasadniczych nie chwalą się przed światem. Niemcy to ginące plemię. Tylko, iż zanim padną, potrafią jeszcze porządnie narozrabiać na świecie. Dlaczego ginące? Z nieokreślonych przyczyn biologicznych, Niemcy coraz bardziej tracą płodność. I to zarówno mężczyźni i kobiety. Niemieckie plemniki w testach płodności wypadają najgorzej na świecie. A kobiety, choćby jak zajdą w ciążę, mimo fantastycznych warunków, jakie im państwo stwarza, nie są w stanie zdrowej ciąży utrzymać.

Dlatego też właśnie Niemcy uznali, iż potrzebują świeżej krwi. Niemcy są domem dla trzeciej pod względem wielkości grupy imigrantów, z 10 milionami spośród ok. 190 mln wszystkich imigrantów na świecie. W 2009 r., 20% populacji kraju miała migracyjne korzenie. W spisie powszechnym w 2011 roku 2,7 mln osób zadeklarowało pochodzenie tureckie, a także 2 mln polskie, 1,3 mln rosyjskie, 1,2 mln kazachskie oraz 0,8 mln włoskie.

Lecz to ciągle mało, jak się ma ujemny przyrost naturalny. A na dodatek sprawa jest alarmująco pilna, bo rozpaczliwie, już dzisiaj, brak rąk do pracy. Nie można dopuścić, aby stanęły zakłady Kruppa, ]]>IG Farben]]>, Bayera, czy Volkswagena.

Na dodatek Niemcy przestają nadążać za rewolucją technologiczną. W technologiach elektrycznych i elektroniki przemysłowej, takie niegdyś słynne zakłady Siemensa są dziś daleko w tyle za szwedzko – szwajcarskim ABB, czy choćby francuskim Schneiderem. A czy ktoś zna jakiś niemiecki telefon komórkowy? Komputer? Lub choćby telewizor?

No i mamy właśnie żywą rzekę muzułmanów z Afganistanu, Pakistanu, Somalii, Mali, Nigerii i paru innych państw. Zdążają do Europy, by ratować Niemcy.

Spośród tej rzeszy niemieccy specjaliści, inspektorzy i komisarze wybiorą sobie najlepszych, najbardziej przydatnych dla niemieckiej gospodarki, a może nawet, co już chyba jest snem wariata, najbardziej płodnych, stąd tuszowanie i ciche przyzwolenie na gwałty i molestowanie seksualne, a resztę, tych niechcianych, te ludzkie plewy, poupycha się po sąsiednich krajach. Między innymi w Polsce, bo to duży kraj i sporo tam się zmieści.

***

Upadek, czy raczej uwiąd Niemiec, może trwać długie lata. I to jest bardzo zła wiadomość. Bo w tym kryzysie, w tej rozpaczliwej walce o ratowanie narodu, Niemcy mogą bardzo poważnie narozrabiać, nie tylko w Europie, ale na całym świecie.
Na dodatek Niemcy ze swoją notoryczną ]]>Besserwisser-Mentalität]]> nie wyciągają żadnych wniosków z przeszłości. Pierwsza fala imigrantów z Turcji, rozpoczęta już w latach pięćdziesiątych ub. wieku, pokazała, iż ludzie o korzeniach muzułmańskich nie są zdolni, a tym bardziej chętni do asymilacji, by stać się wartościowymi obywatelami nowego kraju. Za duża przepaść cywilizacyjna. Na dodatek ich stosunek do pracy jest fatalny. Są krnąbrni i leniwi. Gdybym ja, na podstawie swoich życiowych doświadczeń, miał poszukiwać ludzi do pracy, to wziąłbym Filipińczyków, mieszkańców Sri Lanki, czy Bangladeszu. Co Niemcami kierowało, iż zwrócili się w kierunku wyznawców islamu? Ich płodność i stosunek do kobiet?

Jak napisałem na wstępie, doradcy i eksperci światowych przywódców i wojennych zwycięzców, Frankina Delano Roosvelta i Winstona Churchilla, może nieco pod wpływem niedawno zakończonej najkrwawszej z wojen w historii, doszli do wniosku, iż jedynym rozwiązaniem i zlikwidowaniem ryzyka kolejnych tragedii, jest wyeliminowanie narodu niemieckiego ze światowej społeczności. Wiemy, iż było bardzo blisko takiej decyzji.

Jednakże zrobiono coś dokładnie przeciwnego. Plan Marshalla i parę innych projektów pozwoliły na szybką odbudowę Niemiec, a ostateczne zjednoczenie po 1990 roku, ponownie uczyniły z Niemiec niebezpieczną potęgę. Potęgę, która nigdy nie wyrzekła się swoich ekspansjonistycznych ideałów, filozofii wspomnianego Übermenscha, chęci panowania nad całą Europą i gardzenia słabszymi sąsiadami.

Gdy w 1920 roku obroniliśmy się, a przy okazji chyba całą Europę, przed bolszewicką zarazą, rozpoczęło się tworzenie niezależnego, suwerennego bytu – II Rzeczpospolitej. Było to dla Niemców nie do wytrzymania. Więc, miedzy innymi dlatego, niedługo mieliśmy rok 1939. Rok 2015 jest powtórką tamtych dążeń ]]>II RP]]>. I znowu Niemcy wpadają we wściekłość. Przyznam szczerze, iż na zachodzie wolałbym mieć innych sąsiadów, a Niemców gdzieś na Antarktydzie. Ale o tym dobrze wiemy chyba już od czasów Mieszka I.

Idź do oryginalnego materiału