Jak Putin wygnał księży. Świadectwo kapłana przez lata posługującego w Rosji

2 miesięcy temu

Nękanie Kościoła katolickiego w Rosji, po upadku ZSRR, zaczęło się wraz z dojściem do władzy Władimira Putina. Do tego czasu Kościół rozwijał się bardzo dynamicznie. To właśnie wywołało we władzach Rosji i utożsamiających się z nimi władzami moskiewskiej Cerkwii Prawosławnej gwałtowny sprzeciw, prześladowania i masowe eksmitowanie duchowieństwa katolickiego z terenu Federacji Rosyjskiej. Tak jest do dziś.

Postawa władz Rosji wobec Kościoła katolickiego (czy były to władze carskie, sowieckie czy obecne) zawsze nacechowana jest nieufnością, a choćby wrogością. – Moim zdaniem wynika to z brzydkiej zazdrości. Władze Rosji i Cerkwii, która się z nimi utożsamia, nie mogą znieść faktu, iż katolicka duchowość jest bardzo atrakcyjna dla ludzi i mocno ich do Kościoła przyciąga – mówi ks. Jarosław Wiśniewski.

Kiedyś ks. abp. Tadeusz Kondrusiewicz, wprost zapytał Cyryla, zwierzchnika moskiewskiej Cerkwii: „Dlaczego tak bardzo utrudniacie życie Kościołowi katolickiemu, a z kościołami protestanckimi tak szorstko nie postępujecie?” Patriarcha Cyryl odpowiedział szczerze: „Kościół najgłębiej orze i zasiewa tak, iż nie da się później katolickości wykorzenić, a protestanci orzą płytko i to co zasieją, zaraz usycha, bo w Rosji to się nie przyjmuje” – mówi ks. Jarosław Wiśniewski, który posługiwał w Rosji 10 lat.

Błędy Rosji i ich swąd poszły w świat

Matka Boża, w czerwcu 1929 roku, podczas prywatnego objawienia Łucji, jednej z wizjonerek z Fatimy, rozszerzając II tajemnicę Fatimską, ostrzegła ludzkość: „Jeżeli Rosja nawróci się, to nastanie pokój. o ile nie, rozpowszechni ona swe błędy po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła Świętego”.

Ksiądz Jarosław Wiśniewski, który był misjonarzem w wielu krajach świata, twierdzi iż swąd tych błędów od dawna jest wyczuwalny. – Bywa, iż niemyte ciało śmierdzi, ale niemyta (niewyspowiadana a czasem choćby niechrzczona) dusza też śmierdzi i to jeszcze jak. Ja myślę, iż nad Polską, nad Litwą i wieloma innymi ościennymi krajami sowiecki smród istnieje nadal. Najbardziej czuć teraz ten smród na Ukrainie, gdzie trwa wojna, którą wywołała przecież Rosja, a teraz tę wojnę eskaluje i chce przenieść ją na inne kraje świata – mówi ks. Jarek Wiśniewski.

Św. Paweł powiada, iż tam gdzie mnóstwo grzechów tam jeszcze obficiej Bóg posyła łaski. To balansuje zło, którego nie mieczem i nie złem, ale dobrocią zwykłych ludzi Pan Bóg zmywa – usuwa w każdy dzień. Dobry Bóg posłał na tereny posowieckie św. Faustynę i błogosławionego Michała oraz setki innych nieznanych lub mniej znanych świętych, co spowodowało, iż te ziemie dziś trochę lepiej pachną – przekazuje słowa otuchy katolicki kapłan i misjonarz.

W przeciwieństwie do cuchnącego zapachu grzechu, świętość pięknie pachnie. Świadczy o tym wiele osób, które modliły się przy grobach świętych. Cudowną wonią można się delektować przy relikwiach m.in. św. Ojca Pio, św. Charbela. O niesamowicie cudownych zapachach wspominają ludzie, którym objawiała się Matka Boża. Wymieniają m.in. zapachy kwiatu lipy, jaśminu, lilii, stokrotki czy róży. Podobnie ci, którzy odwiedzają grobowiec bł. ks. Sopoćko w Białystoku, jego i św. Faustyny relikwie w Wilnie, czują piękny zapach świętości. Kiedy tam byłem, sam to czułem – twierdzi Kapłan.

Sowiecka trucizna

Bardzo widoczny przykład trucizny, która pochodziła z ZSRR, a gdyby nie Boża Opatrzność, mogła zabić choćby około 500 tysięcy osób, mieliśmy w Białymstoku, miasta, w którym mieszkam. Podczas tego niedoszłego kataklizmu w Białymstoku, w Seminarium Duchownym, do kapłańskiej służby przygotowywał się m.in. ks. Jarosław Wiśniewski.

Było to zaledwie trzy lata po strasznej katastrofie sowieckiej elektrowni atomowej niedaleko Czernobyla (kwiecień 1986). W kwietniu 1989 roku doszło, blisko centrum Białegostoku, do wykolejania się aż ośmiu radzieckich cystern z zabójczo stężonym chlorem.

Dobrze pamiętam tę katastrofę. Ze wschodnich Niemiec w tym czasie na Białoruś, a później w głąb Rosji, wywożono wielki arsenał wojenny. Wyjeżdżała też dwumilionowa Armia Czerwona. Latami nie remontowane tory, bardzo na tym ucierpiały. Nic dziwnego, iż pewnego kwietniowego dnia roku 1989 osiem ogromnych cystern z bronią chemiczną wykoleiło się blisko centrum Białegostoku. Radio powiadomiło mieszkańców, żeby nie opuszczali domów. Mieliśmy siedzieć, aż do odwołania alarmu, na strychach lub na najwyższych piętrach wysokich budynków. Byłem wtedy klerykiem białostockiego Seminarium. Dla mnie to było coś w rodzaju zabawy. Odwołano wykłady. Długi czas siedzieliśmy w sali telewizyjnej na poddaszu. Nie znaliśmy szczegółów katastrofy i nie wiedzieliśmy w jak wielkim niebezpieczeństwie znaleźli się wszyscy mieszkańcy miasta i jego okolic (aut. – w Białymstoku mieszkało wówczas 284 tysiące ludzi). Dopiero później okazało się, iż gdyby cysterny wybuchły lub rozszczelniły się, to skutki mogły być straszniejsze niż w Nagasaki. Ja też byłbym pośród tych osób, zatrutych zapachem Rosji – wspomina ks. Jarosław Wiśniewski.

Do dziś jest wśród mieszkańców Białegostoku przekonanie o tym, iż chlor z cystern nas nie zatruł, bo duch świętości jaki unosił się w okolicach tych nieszczęsnych torów, dzięki bł. ks. Michałowi Sopoćko, zbalansował to zło jakie nam Armia Czerwona zgotowała i w cysternach przywiozła. Co interesujące w miejscu wykolejenia się cystern, ks. Sopoćko za życia ( ks. Sopoćko zmarł w roku 1975) siadywał i mówił Różaniec.

Kościół w Rosji

Kiedy Ksiądz Jarosław posługiwał w Rosji, w latach 1991- 2001, spotkał tam franciszkanina ojca Grzegorza Ciorocha (1962 – 2004). Był to człowiek niezwykły, który dla Chrystusa i Kościoła był gotowy zrobić wszystko. Dlatego władze Rosji bardzo go nie lubiły. Oskarżały ojca Grzegorza i innych katolickich misjonarzy o to, iż przeciągają do Kościoła Rosjan, a przecież, jak argumentowały, w Rosji od początku jest prawosławie a katolicy to „przybłędy”.

W Rosji nazywa się nas okupantami, szpiegami, wagabundami, ludźmi znikąd. To co odkrył ojciec Grzegorz zaprzeczyło oszczerczym słowom, iż na terenie dzisiejszej Rosji nigdy wcześniej nas nie było. Okazuje się, iż w okolicach Rostowa nad Donem, gdzie długo posługiwałem w tamtejszych parafiach, byliśmy wcześniej niż prawosławni – twierdzi ks. Jarosław Wiśniewski. Tym odkryciem ojca Grzegorza, o którym wyżej mowa, są średniowieczne dokumenty odnalezione przez niego w archiwum Ojców Franciszkanów w Padwie. Opisują one misje franciszkańskie przeprowadzone w Złotej Ordzie (tereny Rosji znajdowały się wówczas pod panowaniem Mogołów) już w XIII wieku. Podczas tych misji m.in. franciszkanie w mieście Azow założyli parafię i wznieśli kościół św. Marka.

Okazało się iż katolicy byli na terenach Rosji, czyli w okolicach Azowa, wcześniej niż Prawosławni i dlatego mamy prawo tam być nadal. Przejąłem się tym tak bardzo iż dzięki pracownikom muzeum archeologicznego w Azowie odszukałem to miejsce, gdzie w średniowieczu stał kościół św. Marka. Dzięki darczyńcom, udało mi się wykupić tę działkę i ponownie zarejestrować małą parafię św. Marka. Istnieje ona do dziś – mówi ksiądz Wiśniewski, który w rejonie Rostowa nad Donem i Azowa posługiwał 7 lat.

Putin wygnał z Rosji katolickich księży

Kiedy Watykan w roku 2000 podniósł rangę struktur Kościoła w Rosji z czterech administratur apostolskich do rangi czterech diecezji, władze Rosji (rządził już Putin) zareagowały gwałtownie. Sporządzono listy biskupów i księży, którzy dłużej już nie mogą w Rosji przebywać. Zrealizowano to tak, iż księża, którzy wyjechali na urlop do kraju pochodzenia, na powrót już ich do Rosji nie wpuszczono. Nagminnie przestano wpuszczać do Rosji kapłanów, którzy chcieli tam wrócić po urlopie, w roku 2001. Tak pozbyto się m.in. biskupa Irkucka – Jerzego Mazura, który w tej chwili jest biskupem diecezji ełckiej. Następny „do odstawki” był ks. Jarosław. – Pojechałem na urlop do domu. Po urlopie zgodnie z decyzją ks. biskupa Jerzego Mazura, miałem zostać w Rosji proboszczem nowej parafii. Ale mnie na granicy już do Rosji nie wpuszczono. Później byłem misjonarzem na Sachalinie, trochę w Japonii, w innych krajach świata, a w tej chwili jestem na misjach w Papui Nowej Gwinei – mówi ks. Jarosław Wiśniewski, który choć od lat już w Rosji nie posługuje, to ciągle nosi w sercu swoich tamtejszych parafian.

Adam Białous

Idź do oryginalnego materiału