Jak odwrócić kota ogonem? PiS pokazuje to w Opolu w wersji premium

opowiecie.info 2 godzin temu

Kiedy wydawało się, iż PiS-owska logika osiągnęła już absolut, na scenę wchodzi radny Komarzyński i z pełną powagą żąda, by obecny zarząd płacił z własnej kieszeni za błędy… jego własnego obozu. jeżeli ktoś szuka definicji politycznej bezczelności, to właśnie ma ją podaną jak na tacy – jeszcze ciepłą, prosto z Opola. Wojciech Komarzyński, lokalny polityczny fajter PiS, radny sejmiku województwa opolskiego, człowiek z ambicją na schedę intelektualno-moralną po Jakim i Kowalskim. Wyciągnął z kapelusza – bo to jego popisowy numer – kolejnego królika. Gdyby to zależało od niego, te króliki wyskakiwałyby z takim tempem, iż sanepid ogłosiłby stan klęski żywiołowej.

Tym razem królik okazał się dość osobliwy: „Niech prezes zapłaci z własnej kieszeni odszkodowania pracownikom, których wyrzucono z pracy za czasów… Zjednoczonej Prawicy.” Gdyby Kafka żył, wniósłby do sądu o naruszenie praw autorskich.

Pod WFOŚiGW zebrała się ekipa kamerowa z mediów publicznych – stary nawyk, jak z odruchu psa Pawłowa. Wychodzi Komarzyński, z miną człowieka, który właśnie odkrył aferę stulecia. Mówi, gestykuluje, oskarża..

– o ile choćby nie teraz, szanowni państwo, to kiedyś przyjdzie czas na sprawiedliwość. Powziąłem szokujące kolejne informacje dotyczące tej instytucji, pod którą się znajdujemy. Otóż tylko ta jedna instytucja, niewielka instytucja, podległa pani minister Henning-Klosce, w ramach prawomocnych już wyroków, tylko na rzecz dwóch pracowników, ma obowiązek wypłacić ponad 100 tys. zł. Wzywam, aby ta pani, która tam siedzi na pierwszym piętrze, wypłaciła te środki z własnej kieszeni. Jest do tego zdolna, bo z tego co ujawniały media, około 40 tys. miesięcznie zarabia. Dzisiaj składam odpowiednie zawiadomienie do prokuratury, ponieważ ta informacja, którą powziąłem, wiąże się też z powzięciem oczywiście uzasadnionego podejrzenia o działanie na szkodę tej instytucji i też możliwości wyrządzenia szkody znacznych rozmiarów. Te środki, te 100 tys., te ponad 100 tys. zł mogło pójść i powinno pójść na walkę ze smogiem, nie z ludźmi. Więc za tą szarżę nie mogą zapłacić podatnicy, nie mogą zapłacić beneficjenci. Ja skupiam się na szkodzie publicznej i na pewno tego nie odpuścimy. Żądam wysunięcia daleko idących konsekwencji wobec osób, które są za to odpowiedzialne. Od początku działania przeciwko tym pracownikom, których sprawy dotyczą, były podejmowane świadomie i od początku było wiadomo, iż są one działaniami zupełnie bezzasadnymi.

Kto nie zna kontekstu, mógłby pomyśleć, iż to aktualna władza biegała po korytarzach z wypowiedzeniami. Tymczasem data mówi jasno: zwolnienia – 2018 i 2022. Czyli, jakby to ująć… czasy chwały, złotych orłów i toruńskich błogosławieństw.

Ale Komarzyński nie takie rzeczy potrafi wytłumaczyć. I tłumaczy, jakby właśnie został nominowany do Oscara:

– Wnoszę o to, żeby winni oddali kasę ze swoich majątków. Podatnik nie powinien za to płacić! Składam zawiadomienie do prokuratury. Może tu dochodziło do świadomego działania na szkodę instytucji!

Słucha się tego trochę jak opowieści o smoku wawelskim – niby wiadomo, iż bajka, ale jednak wszyscy w napięciu czekają, co będzie dalej.

Wiceprezes WFOŚiGW Jerzy Woźniak jest wyraźnie zmęczony tym, iż musi odkręcać korkociąg cudzych fantazji:

– Zwolnienia były za tamtych czasów. Sąd orzekł, fundusz zapłacił. Tak działa prawo. Nabory nie zostały zawieszone z powodu odszkodowań. Po prostu skończyła się pula.

Innymi słowy: proszę państwa, nic się nie pali, dym widzi tylko ten, kto bardzo chce go zobaczyć.

Woźniak dodaje jeszcze, iż Komarzyński prowadzi prywatną wojnę z Funduszem. Co ciekawe, sam też jest w sądzie o swoje zwolnienie. To już nie jest królik – to cała ferma.

WFOŚ musi zapłacić odszkodowania, ponieważ sąd uznał, iż pracowników zwolniono bezprawnie. Zwolniono ich za czasów Zjednoczonej Prawicy. A Zjednoczona Prawica to środowisko Komarzyńskiego.

Czyli aktor, reżyser i widz w jednej osobie.

Ale w tym teatrze nikt nie powie wprost: „To my zwalnialiśmy”.
Zamiast tego narracja brzmi: „Zapłacić ma obecny zarząd – najlepiej osobiście – i już”.

Jakby ktoś powiedział: „Kto wybił szybę? No przecież ten, kto teraz stoi obok niej, choćby przyszedł pięć lat później”.

I tu wchodzi ironia cała na biało

Od dawna wiadomo, iż logika w PiS-owskim wydaniu działa na innych zasadach. jeżeli czarne jest czarne, należy natychmiast wskazać, iż jednak białe – a w razie wątpliwości powołać komisję.

Kiedyś Ziobro wymyślił, iż sędzia ma płacić odszkodowania, jeżeli sąd uzna, iż wyrok był błędny. Teraz Komarzyński idzie krok dalej: niech każdy płaci za wszystko, byle nie ten, kto faktycznie coś zrobił.

Tak rodzi się nowa filozofia prawa: „To nie my, to oni – choćby jeżeli to my”.

Gdyby polityczna bezczelność była energią odnawialną, Komarzyński mógłby zasilać całą Aglomerację Opolską.
A smogu mielibyśmy zero. Bo przecież – jak sam mówi – te pieniądze powinny iść „na walkę ze smogiem, a nie z ludźmi”.

Tylko że, paradoksalnie, największy smog bije właśnie z tych konferencji: taki ciężki, gęsty, pisowski.

Fot. Kazimierz S. Ożóg, melonik

Idź do oryginalnego materiału