J. D. Vance: Od krytyka Trumpa do Trumpa 2.0

2 miesięcy temu

Nominacja Vance’a jest sygnałem, iż Republikanie są dziś przede wszystkim, jeżeli nie wyłącznie, partią Trumpa. W 2016 roku, wybierając Mike’a Pence’a, Trump wykonał ukłon wobec radykalnych ewangelików i reagonowskiego – neoliberalnego gospodarczo i „jastrzębiego” w polityce międzynarodowej – skrzydła partii. W tym roku, wybierając kandydata na swojego wiceprezydenta, nie musiał już wykonywać podobnego gestu. Mógł wskazać polityka, który od kilku lat „mówi Trumpem”, często w jeszcze ostrzejszej formie, niż były prezydent. Godząc się na duet Trump-Vance republikanie postanowili przedstawić wyborcom ofertę „200 procent trumpizmu w trumpizmie”.

Rzecznik „bidoków” w liberalnych mediach

W samej politycznej biografii Vance’a odbija się to, jak Trumpowi udaje się podporządkować sobie partię i jej elity. Vance stał się znanym w Stanach nazwiskiem w momencie, gdy zaczynał się triumf Trumpa w amerykańskiej polityce: latem 2016 roku. Trump zapewnił sobie wtedy republikańską nominację, ku zdumieniu komentatorów miażdżąc w prawyborach znaczenie bardziej doświadczonych konkurentów i gromadząc wokół siebie wierny, wręcz sfanatyzowany elektorat – często biały, słabo wykształcony i niespecjalnie zamożny. Vance wydał w tym samym momencie Elegie dla bidoków – wspomnienia, w których przedstawia swoje dorastanie w klasie ludowej w Ohio, jednym ze stanów „pasa rdzy”, zdewastowanych przez przeniesienie produkcji przemysłowej do Chin.

Dziadkowie Vance’a dzięki uzwiązkowionej pracy w przemyśle osiągnęli poziom życia niższej klasy średniej. Pokoleniu rodziców się to nie udało. Wychowywała go samotna matka, ciągle zmagająca się z uzależnieniem, przyszłego polityka musieli w końcu adoptować jego dziadkowie.

Autor Elegii wyrwał się z tego świata dzięki wojsku i edukacji. Po 11 września zaciągnął się do marines, służył w Iraku, co do dziś przedstawia jako swoje formacyjne doświadczenie. Ukończył studia na uniwersytecie stanowym w Ohio, a następnie prawo na Yale. W 2016, gdy wyszła Elegia, przeniósł się do San Francisco, gdzie pracował w funduszu Petera Thiela – miliardera i wpływowego darczyńcy republikanów, osoby kluczowej dla przyszłej politycznej kariery Vance’a.

Elegia jest z jednej strony spojrzeniem na nieznany liberalnym elitom świat białej klasy pracującej z głębokiej prowincji, z drugiej bardzo amerykańską historią indywidualnego awansu społecznego. Książka mogła dotrzeć zarówno do liberalnych, jak i konserwatywnych odbiorców, gdyż dało się ją czytać zarówno jako portret strukturalnych przemian amerykańskiego społeczeństwa ostatnich 30 lat, z drugiej jako moralistyczną, konserwatywną z ducha opowieść potwierdzającą znaczenie takich wartości jak rodzina, ciężka praca nad sobą, branie odpowiedzialność za własne życie i wybory. Połączenie tych dwóch języków uczyniło z Elegii atrakcyjną propozycję dla kina, w 2020 roku książkę na ekran przeniósł Ron Howard, mimo gwiazdorskiej obsady z fatalnym efektem.

W 2016 Vance zyskał wstęp na łamy liberalnych mediów, które zwracały się do niego jako do kogoś, kto wyjaśni im, czemu adekwatnie ludzie tacy jak jego dziadkowie tak bardzo kochają Trumpa. Vance stał się osobą publiczną jako tłumacz „świata bidaków” dla liberałów. Był wówczas bardzo krytyczny wobec Trumpa. W tekście dla „The Atlantic” porównywał go do heroiny, politycznego narkotyku, który pokrzywdzona klasa pracująca aplikuje sobie, by lepiej się poczuć, ale – tak jak prawdziwe opiaty – nie jest on w stanie rozwiązać żadnego z jej realnych problemów. W dyskusji na Facebooku porównał byłego prezydenta do Hitlera.

Droga do radykalizacji

Ostanie osiem lat zmieniło jednak stosunek Vance’a do Trumpa, a przede wszystkim do liberalnych elit, których uwadze zawdzięczał swoją publiczną widoczność. Jak mówił niedawno w rozmowie z Rossem Douthatem w „New York Timesie”, przełomowe były dla niego dwa wydarzenia: protesty Black Lives Matter oraz przesłuchania przez senat nominowanego przez Trumpa do Sądu Najwyższego ultrakonserwatywnego, katolickiego sędziego Bretta M. Kavanaugh w 2018 roku. W trakcie przesłuchań Christine Blasely Ford, profesorka psychologii, oskarżyła Kavanaugh o napaść seksualną, jaką miał się na niej dopuścić w latach 80., gdy oboje byli nastolatkami. Przesłuchanie sędziego przed senacką komisją zmieniło się w dyskusję nad wydarzeniami sprzed kilku dekad, Kavannaugh całkowicie stracił panowanie nad sobą, pokazując, iż niezależnie od oskarżeń brakuje mu psychicznej odporności, jaką powinien wykazać się kandydat na tak wysokie stanowisko.

Z sędzią współpracowała żona Vance’a, Usha Chilukuri Vance. Vance, jak mówił Douthatowi, nigdy nie traktował oskarżeń wobec Kavannaugh jako w najmniejszym stopniu wiarygodnych, cała sprawa była dla niego dowodem, iż „liberalne elity czytały Carla Schmitta i wiedzą, iż liczy się nie prawo, ale siła” i iż skoro są w stanie w ten sposób zniszczyć kogoś takiego jak Kavannaugh, to nikt nie jest bezpieczny.

W podobny sposób Vance postrzegał to, co działo się wokół Black Lives Matter – jako dowód, iż liberałowie instrumentalnie rozgrywają kartę rasową, by przy jej pomocy pacyfikować swoich politycznych przeciwników i wszelką dyskusję nad takimi kwestiami, jak np. migracja. Vance, gdy w 2022 roku ubiegał się o stanowisko senatora z Ohio, w swojej pierwszej wyborczej reklamie atakował demokratów za to, iż nazywają zwolenników budowy muru na granicy rasistami, podczas gdy „nielegalna migracja zabija mieszkańców Ohio”. Przy tym fakt, iż żona Vance’a jest córką migrantów z Indii, dostarcza politykowi dość wygodnego alibi przed oskarżeniami o rasizm.

Republikanin klasy pracujący

Vance na początku obecnej dekady wrócił z San Francisco do rodzinnego Ohio, gdzie założył swój własny fundusz inwestycyjny – kapitału dostarczył m.in. jego dawny pracodawca, Peter Thiel. Jednocześnie brał udział w dyskusji nad tym, w jakim kierunku zmieniać się powinna Partia Republikańska.

Vance uważał, iż republikanie powinni wyciągnąć wnioski z tego, iż w 2016 roku Trump wygrał głosami białej klasy pracującej w raczej demokratycznych stanach, jak Pensylwania, Michigan i Wisconsin, i stać się partią pracujących Amerykanów – przynajmniej tych białych i konserwatywnych. W tym celu partia powinna porzucić wolnorynkowe dogmaty, nie bać się bardziej aktywnej polityki przemysłowej, ochrony rodzinnego rynku przy pomocy takich narzędzi, jak cła, interwencji państwa w gospodarkę, a choćby otwarcia na współpracę ze związkami zawodowymi.

We wspomnianej rozmowie z Douthatem Vance deklarował, iż jedyna frakcja demokratów, którą szanuje i z którą potrafi się porozumieć, to zwolennicy Berniego Sandersa. choćby swój sprzeciw wobec migracji Vance przedstawiał jako sposób na ochronę amerykańskiej klasy pracującej przed bezrobociem i presją na obniżenie płac.

Jak te propozycje przekładały się na legislacyjną aktywność Vance’a jako senatora? Po katastrofie kolejowej w Palestine w stanie Ohio razem z drugim, demokratycznym senatorem z tego stanu, Sherrodem Brownem, przygotował nową ustawę, regulującą bezpieczeństwo ruchu kolejowego. Już jako senator poparł strajk pracowników przemysłu motoryzacyjnego. Dał się też poznać z poparcia dla działań zmierzających do regulacji sektora technologicznego i osłabienia panujących w nim monopoli.

Człowiek miliarderów

Zanim jednak alt-leftowi publicyści napiszą komentarz, iż ta nominacja jest dowodem na to, iż Trump chce budować w Stanach „prawdziwy demokratyczny socjalizm”, warto pamiętać, iż w politycznej biografii Vance jest bardzo wiele elementów niepasujących do obrazu „przyjaciela klasy pracującej”.

Vance odmówił poparcia dla PRO act, wspieranego przez związki projektu ustawy, ułatwiającego pracownikom prowadzenie kolektywnych negocjacji w miejscu pracy. W rozmowie z Sohrabem Ahmarim z brytyjskiego „New Statesman” tłumaczył, iż jest zwolennikiem obowiązujących w wielu państwach europejskich branżowych porozumień, a nie negocjacji na poziomie każdego zakładu pracy.

Wielu krytyków senatora wskazuje, iż jako stanowisko wobec Big Techu tyleż może wynikać z przekonania o konieczności regulacji tego sektora, co z chęci zemsty na takich korporacjach jak Meta, rzekomo „cenzurujących” treści konserwatywne na swoich platformach. W senacie Vance pokazał się jako wierny sojusznik sektora naftowego. Nie tylko odrzuca ambitną politykę klimatyczną, ale wobec zmian klimatycznych zajmuje stanowisko bliskie denialistycznemu.

Vance jest też blisko związany z kilkoma miliarderami o radykalnie prawicowych poglądach, przede wszystkim wspomnianym Thielem. W 2012 roku Thiel utworzył specjalny fundusz wyborczy wspierający start Vance’a w Ohio, na który wpłacił 10 milionów dolarów. Thiel jest radykalnie konserwatywny społecznie libertarianinem – choć jako wyoutowany homoseksualista popiera prawa osób LGBT – przekonanym, iż „nadmiar demokracji” zagraża wolności, a przesadne regulacje duszą innowacyjność amerykańskiej gospodarki.

To Thiel miał umożliwić pierwsze osobiste spotkanie Vance’a i Trumpa w lutym 2021 roku na Florydzie. Jak donosi „New York Times”, Vance przeprosił wtedy Trumpa za to, co w przeszłości pisał na jego temat, tłumacząc się, iż uwierzył kłamstwom mediów na temat byłego prezydenta. Vance przekonał wtedy do siebie byłego już prezydenta, stał się też jednym z najbardziej elokwentnych obrońców jego postępowania po przegranych wyborach. Choć nigdy nie powiedział wprost, iż zostały sfałszowane, to przekonywał, iż zmiana zasad oddawania głosów korespondencyjnych z powodu pandemii w trakcie wyborców odbyła się bezprawnie i mogła pozbawić nieprzygotowanych do takiego trybu kampanii republikanów zwycięstwa, Trump miał więc wszelkie prawo, by podnosić związane z tym wątpliwości. W sytuacji, gdy po wydarzeniach z 6 stycznia wielu republikanów odwróciło się od Trumpa, Vance konsekwentnie go bronił.

Nie mniej istotną rolę odegrało wsparcie innych wpływowych osób. Thiel nie jest bowiem jedynym radykalnie prawicowym miliarderem przekonanym, iż Vance to przyszłość republikanów. Jak ujawnił portal Axios, a powtórzył NYT, za wyborem Vance’a do ostatniej chwili mieli lobbować u Trumpa Elon Musk i David Sacks, miliarder znany z konsekwentnej krytyki amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy po 2022 roku. Z kolei przeciw Vance’owi lobbować miał Rupert Murdoch i oddelegowani przez niego do tego zadania dziennikarze „New York Post”.

Z kolei – jak pisał NYT – były pracownik Murdocha z Fox News, pierwsza gwiazda medialnego alt-rightu i autor niesławnego wywiadu z Putinem, Tucker Carlson, zadzwonił do Trumpa z Australii, gdzie przebywał z serią wykładów i przekonywał byłego prezydenta, iż musi wybrać Vance’a, bo jeżeli wybierze kandydata akceptowanego przez amerykańskie służby, to te w trakcie kadencji przy pomocy zamachu dokonają zmiany na stanowisku prezydenta na preferowanego przez siebie kandydata.

Na prawo od Trumpa

Na ile Vance będzie wyborczym atutem Trumpa? Senator z Ohio, gdyby wygrał, stałby się pierwszym millenialsem na stanowisku wiceprezydenta USA. Jego nominacja wnosi młodość do wyścigu, gdzie wiek obu kandydatów jest poważnym politycznym problemem. Biografia Vance’a – przeniesiona na ekran przez Hollywood – może stać się wielkim politycznym atutem republikańskiej drużyny.

Jak donoszą amerykańskie media, Vance ma pozyskać dla Trumpa młodych mężczyzn oraz klasę pracującą z takich stanów jak Pensylwania, Wisconsin i Michigan, gdzie rozstrzygną się wybory. To tam Vance ma przebywać przez najbliższe miesiące i w zastępstwie Trumpa intensywnie prowadzić kampanię. Dał się też poznać jako ktoś, kto potrafi skutecznie bronić swoich poglądów w nieprzyjaznych sobie mediach, co ma być jednym z jego zadań w kampanii.

Z drugiej strony Vance w wielu kwestiach ma poglądy bardziej radykalne od Trumpa. Jest zwolennikiem zakazu aborcji także wtedy, gdy jest ona efektem gwałtu, choć jednocześnie uważa, iż o szczegółowych rozwiązaniach powinny decydować poszczególne stany. Znany jest ze swoich wypowiedzi przeciw rozwodom – choćby wtedy, gdy małżeństwo jest przemocowe – których „plagę” obwinia za społeczne i ekonomiczne problemy zwłaszcza uboższej części społeczeństwa. Vance, na studiach ateista, nawrócił się na katolicyzm i to w radykalnie antyliberalnej wersji. Prawica katolicka – np. wspomniany Kavanaugh i inni nominaci Trumpa do Sądu Najwyższego – stanowi zresztą główne zaplecze najbardziej reakcyjnej części koalicji Trumpa.

Radykalizm Vance może okazać się prezentem dla kampanii demokratów, mobilizującym ich zwolenników.

Fatalna wiadomość dla Polski

Wybór Vance’a to fatalna wiadomość dla Polski. W kwestiach polityki zagranicznej trudno o polityka o poglądach bardziej wchodzących w konflikt ze strategicznymi interesami naszego kraju. Senator z Ohio konsekwentnie torpedował pomoc dla Ukrainy, napisał choćby tekst dla „New York Timesa”, przekonujący, iż pomoc nie ma sensu, Stany nie są bowiem w stanie wyprodukować dość broni i amunicji, by pomóc Ukrainie realnie zmienić losy wojny, a choćby gdyby były, to Ukraina nie będzie w stanie zmobilizować dość żołnierzy, by wygrać.

Vance uważa, iż największym, strategicznym błędem administracji Bidena było nadmierne zaangażowanie międzynarodowe Stanów. Polityka zagraniczna senatora z Ohio łączy daleko posunięty izolacjonizm z przekonaniem, iż Ameryka musi pogodzić się z rzeczywistością wielobiegunowego świata, gdzie państwa takie jak Rosja mogą też być w wybranych sprawach sojusznikami USA, a głównym zagrożeniem będzie wzrost potęgi Chin.

Wiceprezydent nie kształtuje, co prawda – o ile prezydent nie powierzy mu takich zadań – polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Stanów, ale takie poglądy drugiej najważniejszej osoby w państwie powinny budzić niepokój w polskiej klasie politycznej. Tym bardziej, iż Trump, jeżeli wygra w listopadzie, w momencie objęcia urzędu będzie miał 78 lat. Wybór Vance jest wskazaniem kierunku, w jakim zmierzać ma partia po Trumpie – skrajnie niekorzystnego dla Polski. Ponieważ jednak Vance napisał do Tuska list krytykujący zmiany w mediach publicznych, pisowska prawica jest zachwycona.

Idź do oryginalnego materiału