Inflacja nie będzie spadać; dojście do celu inflacyjnego – 2,5 p. p. – będzie możliwe dopiero pod koniec 2026 roku, uważa szef NBP Adam Glapiński.
„W sumie wkład wszystkich czynników regulacyjno-podatkowych (…), ten wsad tych działań do wskaźnika wzrostu cen konsumpcyjnych do CPI jest szacowany w październiku na 2,7 punktu procentowego. (…) Gdyby nie było administracyjnego wzrostu cen i podatków mielibyśmy 2,3 proc.” – poinformował w czwartek prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński.
Przekazał, iż 2,7 p.p. z 5-procentowej inflacji to wzrost cen „administracyjny”, nie rynkowy. Pozostałe 2,3 p.p. to „pozostałe czynniki”. Szef banku centralnego powiedział również, iż obecne prognozy nie „sugerują w żaden sposób”, żeby inflacja miała wrócić do celu inflacyjnego (2,5 proc. +/- 1 p.p. – PAP) w najbliższych kwartałach.
Prezes NBP poinformował, iż przywrócenie opłaty mocowej od lipca 2025 r. podwyższy ceny prądu o 8 proc., a inflację o 0,4 pkt. proc., wygaśnięcie mechanizmu ceny maksymalnej (od października przyszłego roku) to wzrost przeciętnego rachunku za energię elektryczną o 13 proc. i wzrost inflacji o 0,7 pkt. proc.
„Jeśli więc wejdzie ustawa (o mrożeniu cen energii – PAP) w tej wersji przyjętej przez Sejm (…), albo zmiany będą niewielkie, inflacja w pierwszej połowie przyszłego roku będzie ok. 5 proc., czyli zbliżona do scenariusza dalszego mrożenia (cen – PAP). To przez cały czas jest dwukrotnie powyżej celu inflacyjnego NBP” – powiedział Glapiński. Wyjaśnił, iż w trzecim kwartale 2025 r. inflacja może się przejściowo obniżyć, ale w czwartym kwartale ponownie zacznie rosnąć ze względu na wyższe ceny energii.
Ocenił, iż z tego powodu „czas dojścia do celu inflacyjnego 2,5 się wydłuża”. Wskazał, iż stanie się to w 2026 r., jednak bliżej końca roku.
Ustawa o mrożeniu cen prądu zakłada cenę energii na poziomie 500 zł za MWh netto dla gospodarstw domowych do końca września 2025 r. W środę Senat nie zgłosił do niej poprawek, co oznacza, iż teraz trafi ona do Prezydenta.
Jak mówił Glapiński, obserwujemy też około 10-procentowy wzrost wynagrodzeń, co również przekłada się na inflację.
W ocenie prezesa NBP wysokość płac w sektorze publicznym przenosi się na inne grupy zawodowe, które „też żądają takich podwyżek”. „Jesteśmy optymistami, to znaczy, zakładamy, iż tempo wzrostu wynagrodzeń będzie maleć, będzie stopniowo hamować – to obserwujemy” – zaznaczył. Zauważył jednak, iż przez cały czas jest ono dwucyfrowe, osiągając poziomy powyżej 10 proc.
Źródło: PAP
Pach