Imperium Karnowskich w rozsypce. Rodzinne wojny zamiast dziennikarstwa

1 tydzień temu
Zdjęcie: Karnowski


Jeszcze niedawno uchodzili za duet nierozłączny. Bracia Karnowscy – Jacek i Michał – stworzyli wokół siebie medialne środowisko, które przez lata pełniło rolę tuby propagandowej prawicy. Dziś jednak to „imperium” zdaje się chwiać. Michał Karnowski został właśnie wykreślony z zarządu Fratrii, właściciela telewizji wPolsce24, tygodnika Sieci i portalu wPolityce. W jego miejsce wszedł brat – Jacek.

To nie jest zwykła roszada personalna. To symboliczny znak, iż choćby wewnątrz rodzinnego biznesu coś pękło. A jeżeli pękło tam, to znaczy, iż cała konstrukcja, budowana latami na partyjnych układach, zaczyna się sypać.

Jeszcze na początku sierpnia mówiło się o „trzęsieniu ziemi” w telewizji Karnowskich. Michał Adamczyk stracił stanowisko dyrektora programowego, a Marcina Tulickiego odwołano z funkcji wicenaczelnego. Obaj odeszli i założyli własną spółkę „Trzej Muszkieterowie”. Co ciekawe, jednym z udziałowców tego projektu został… sam Michał Karnowski.

To już wtedy był sygnał, iż w środku Fratrii dzieje się coś poważnego. Z czasem zaczęły docierać kolejne informacje: Michał przestał pojawiać się na antenie, zniknął z newsroomu, opuścił gabinet. Źródła Wirtualnych Mediów donosiły o konflikcie z bratem o linię programową. Michał miał stawiać na radykalizm, Jacek marzył o medialnej wersji Fox News.

Efekt? Michał wyleciał z zarządu, a Jacek został jedynym „panem na włościach”.

Trzeba to powiedzieć otwarcie: bracia Karnowscy źle zapisali się w historii polskich mediów. Zamiast dziennikarstwa – robili propagandę. Zamiast patrzeć władzy na ręce – przez lata obsługiwali jej interesy. Każdy, kto choć raz włączył wPolsce24 czy sięgnął po Sieci, widział tę logikę: „my kontra oni”, zero niuansów, zero krytycznego dystansu wobec PiS.

Nie ma więc przypadku w tym, iż dziś cała ta konstrukcja się sypie. Bo propaganda – w odróżnieniu od prawdziwego dziennikarstwa – nie jest trwała. Ona istnieje tylko tak długo, jak długo istnieje polityczne zlecenie i pieniądze. A kiedy jedno i drugie zaczyna się kończyć, natychmiast wychodzi na wierzch to, co najgorsze – osobiste ambicje, spory i konflikty.

Ciekawym elementem tej układanki jest pojawienie się w tle Jacka Kurskiego, byłego prezesa TVP. Według doniesień, to właśnie on, w porozumieniu z Jackiem Karnowskim i prezesem Fratrii Romualdem Orłem, miał doprowadzić do marginalizacji Michała. „Skutkiem ich działań było to, iż w połowie sierpnia do władz kanału dołączyli menedżerowie związani kilka lat temu z Telewizją Polską: Mariusz Pilis, który został dyrektorem programowym, i Grzegorz Adamczyk – nowy szef newsroomu” – informowały media.

Jeżeli to prawda, to Karnowscy zostali zakładnikami własnych metod. Przez lata korzystali z układów politycznych, a teraz polityka rozgrywa ich we własnym domu.

Dziś trudno mówić o „imperium Karnowskich”. Bardziej pasuje określenie „rodzinny skansen propagandy”, który trzeszczy w szwach. Michał, zamiast być twarzą telewizji, zakłada nową spółkę z byłymi ludźmi TVP i eksfunkcjonariuszem CBA. Jacek – desperacko próbuje uwiarygodnić swoje medium, kopiując amerykańskie wzorce. A gdzie w tym wszystkim miejsce na dziennikarstwo?

Odpowiedź jest prosta: nigdy go tam nie było.

Trudno znaleźć w dorobku Karnowskich coś, co przeszłoby do historii polskich mediów jako przykład rzetelności. Znajdziemy za to dziesiątki tekstów, które przypominały partyjne ulotki, dziesiątki audycji, które brzmiały jak wystąpienia polityków PiS. Znajdziemy atmosferę, w której wszyscy krytycy partii byli „zdrajcami”, a każda próba zadania trudnego pytania była „atakiem na Polskę”.

I właśnie dlatego warto dziś przypomnieć: dziennikarstwo to nie jest powielanie przekazów dnia. Dziennikarstwo to nie jest ślepa lojalność wobec jednej partii. Dziennikarstwo to nie jest rodzinny układ, w którym bracia nawzajem obsadzają się na stanowiskach.

Upadek Fratrii – bo o tym dziś mówimy – nie jest więc przypadkiem. To naturalny finał lat nadużyć, braku profesjonalizmu i instrumentalnego traktowania mediów. To także ostrzeżenie dla innych: kto oddaje dziennikarstwo w służbę partii, ten prędzej czy później kończy tak samo.

Bracia Karnowscy chcieli być „królami prawicowych mediów”. Zostaną zapamiętani jako ludzie, którzy zamienili dziennikarstwo w propagandę i którzy – choćby między sobą – nie potrafili znaleźć wspólnego języka.

A dla polskich mediów to może być dobra wiadomość. Bo im mniej miejsca dla Karnowskich, tym więcej przestrzeni dla prawdziwej debaty.

Idź do oryginalnego materiału