Ile zostało z rządowych obietnic? "Jakby ktoś obiecał pizzę, a później przyszedł z plasterkiem sera"

4 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl


- Lasy Państwowe, ale też Ministerstwo Klimatu, zdają się być w przeświadczeniu, iż ludziom można powiedzieć jedno, a później zrobić coś zupełnie innego - mówi w wywiadzie dla Gazeta.pl Paweł Szypulski, dyrektor Greenpeace Polska. Jak przypomina, koalicja rządząca wprost obiecała ochronę 20 proc. lasów, ale "w tym tempie nie ma na to szans". - To jasne, iż polska gospodarka potrzebuje drewna i choćby przy ochronie 20 proc. lasów będzie je miała, nikt też nie sugeruje, iż Lasy Państwowe powinny zniknąć - dodaje.
Jest lepiej?
Paweł Szypulski: Nic się nie zmieniło.


REKLAMA


Nic? Zupełnie nic?
Rządząca w tej chwili koalicja szła do wyborów, mówiąc, iż w lasach dzieją się rzeczy skandaliczne. I wygrała je z obietnicą zwiększenia ich ochrony. Bardzo konkretną, bo zapisała w umowie koalicyjnej wyłączenie z wycinki 20 proc. najcenniejszych obszarów leśnych. "Las to nie gospodarka drewnem, to święty zasób narodowy", mówił Donald Tusk w swoim exposé.


Zobacz wideo Od ponad 20 lat w Polsce nie powstał żaden Park Narodowy. Dlaczego?


I rzeczywiście nic z tego nie zostało? W 10 cennych lasach jest moratorium na wycinkę, wolne od pił mają być starolasy i planowane rezerwaty, a Lasy Państwowe zapewniają, iż też chcą chronić więcej.
Spróbujmy to zsumować. Moratorium to 1,3 proc. lasów, do tego nie jest trwałą formą ochrony. Ochrona starolasów to na razie deklaracja. I mamy inicjatywę samych Lasów Państwowych: 100 rezerwatów na 100-lecie istnienia. Razem to kropla w morzu. A miało być 20 procent. To tak, jakby ktoś nam obiecał, iż zrobi nam pizzę, po czym przyszedł do nas z plasterkiem sera i powiedział: oto jest twoja pizza.
Trzymając się tej metafory: ministerstwo mówi, iż ciasto musi wyrosnąć i "pizza" - 20 proc. lasów pod ochroną - będzie do końca kadencji. I prowadzi dyskusje w ramach Ogólnopolskiej Narady o Lasach i kilka innych procesów.
Po pierwsze ten proces jest kompletnie chaotyczny, a tempo takie, iż nie ma szans na dojście do 20 proc. do końca kadencji. Patrząc na to podejście do obietnic trudno też liczyć, iż będzie następna.
Po drugie najwięcej do powiedzenia w nim mają Lasy Państwowe, a w nich nie ma woli do zmian. I trudno się dziwić, bo ta instytucja przywykła do tego, iż kontroluje 1/4 powierzchni Polski i nie chce się tą władzą dzielić. Tymczasem - trzeba pamiętać - właścicielami lasów są obywatele. I oni zagłosowali na partie obiecujące większą ochronę, ogromna większość społeczeństwa popiera postulat ochrony 20 proc. lasów.


Dyrekcja Lasów Państwowych też wyszła ze swoją propozycją ochrony 17 proc. lasów.
Lasy, ale też Ministerstwo Klimatu, zdają się być w przeświadczeniu, iż ludziom można powiedzieć jedno, a później zrobić coś zupełnie innego. Bo rząd obiecał wyłączenie z wycinki 20 proc., a LP zaproponowały 8 proc. - bo z tych 17 tylko 8 to wyłączenie z gospodarki leśnej. Do tego jak przyjrzymy się szczegółom, to okazuje się, iż z tego około 3-5 proc. już jest chronione, a na pozostałej części są m.in. mokradła, łąki albo młodniki. To wygląda jak zasłona dymna, żeby realnie nie robić nic. A Ministerstwo Klimatu przed tym kapituluje. To fatalnie nie tylko dla samej przyrody, ale też dla nas jako społeczeństwa.
To znaczy?
Ostatnie lata to był absolutnie niesamowity czas, w którym pojawiły się setki oddolnych inicjatyw leśnych. W całej Polsce ludzie zaangażowali się w swoim wolnym czasie, z dobrej woli, zaczęli mówić: "musimy ochronić ten kawałek lasu". Przez ostatni rok te osoby wreszcie mogły usiąść do stołu z leśnikami, czy na Naradzie o lasach, czy w zespołach ds. lasów społecznych wokół dużych miast. I co napotkali po drugiej stronie? Manipulacje, próby narzucania swojego stanowiska, wykorzystania przewagi. I jaki to tworzy komunikat dla społeczeństwa? Że choćby takim zaangażowaniem nic nie da się zmienić na lepsze.


Dyrektor generalny Lasów Państwowych też ma swoje do zarzucenia aktywistom. W wywiadzie ze mną mówił o obrażaniu, hejtowaniu leśników, albo iż aktywiści zapominają o znaczenie lasów dla gospodarki.
Leśnicy zdają się zaś zapominać, iż w Ustawie o lasach - na którą często się powołują - produkcja drewna jest wymieniona na ostatnim miejscu wśród rzeczy, które należy uwzględnić w gospodarce leśnej. Za zachowaniem i ochroną lasów, gleb, wód. Lasy mają fundamentalną rolę w dobie kryzysu klimatycznego. Mogą pomagać chronić się przed suszą i powodzią, są niezbędne dla ludzi i ekosystemów.
Mówiąc o gospodarce, trzeba też wspomnieć, iż część nadleśnictw - często tych, które obejmują najcenniejsze lasy - jest deficytowa. Do prowadzonej tam gospodarki leśnej Lasy Państwowe dopłacają.


W skali całych LP te nadleśnictwa nie przynoszą zysku, ale często mają znaczenie dla lokalnej gospodarki. Zakładów usług leśnych, branży drzewnej.
Tak oczywiście jest. Ale musimy zadać sobie pytanie, czy nie zbudowaliśmy systemu, który jest patologiczny. Który w imię zarobku niszczy dobro wspólne, jakim są lasy. I to powinniśmy stopniowo odkręcić. Oczywiście nikt nie mówi, iż to ma się dziać z dnia na dzień. I iż gospodarka leśna powinna przestać istnieć - mówimy o ochronie 20 proc. lasów, zostaje jeszcze pozostałe 80 proc.! To jasne, iż polska gospodarka potrzebuje drewna i choćby przy ochronie 20 proc. lasów będzie je miała, nikt też nie sugeruje, iż Lasy Państwowe powinny zniknąć.
jeżeli chcemy zadbać o jego dostępność dla przemysłu, to jest kolejka innych rzeczy do zrobienia. Wbrew innej obietnicy rządu dalej w elektrowniach spalane są drzewa z polskich lasów. To marnotrawstwo, i gdyby z nim skończyć, więcej drewna byłoby dostępnego np. dla producentów mebli.
Mówi pan o "niszczeniu lasów". Ale leśnicy odpowiedzieliby na to, iż przecież lesistość Polski wzrasta, a te cenne lasy, które chcą chronić aktywiści, od dekad są zarządzane przez Lasy Państwowe.
Papier wszystko zniesie. I na papierze lesistość - która w skali Europy jest przeciętna - może rosnąć. Ale wystarczy przejść się do lasu, żeby zobaczyć, iż realizowane są tam wycinki. I iż dzieją się tam rzeczy, których społeczeństwo - jako właściciel tych lasów - sobie nie życzy.
Ja skupiam się zwykle na najcenniejszych przyrodniczo lasach, na lasach Karpat, na Puszczy Białowieskiej. Ale trzeba pamiętać też o tych, które ludzie w całej Polsce odwiedzają na co dzień. Które nie mają wyjątkowej wartości przyrodniczej, ale są ważne w naszym codziennym życiu. Te, które mają być chronione jako lasy społeczne, ale wciąż nie są.


A jak powinna wyglądać ochrona tych najcenniejszych przyrodniczo lasów?
Puszcza Białowieska powinna w całości stać się parkiem narodowym. To perła naszej przyrody. Wymaga tego i zasługuje na to, żeby wreszcie być objęta ochroną adekwatną do tego, jak niesamowitym lasem jest w skali świata.


Nie mamy w Polsce porównywalnych dóbr choćby wśród zabytków i to skandal, iż Puszcza dalej nie jest w całości pod ochroną. Przez rok rządów koalicji nic się w tym kierunku nie stało.


Osobną sprawą są lasy karpackie, gdzie sytuacja jest bardziej zróżnicowana. Tam zwiększenie ochrony i zmniejszenie obszaru gospodarki leśnej musi odbyć się w taki sposób, żeby lokalne społeczności mogły się do tego dostosować. Nikt nie chce sytuacji, w której zakłady usług leśnych musiałyby zostać zamknięte z dnia na dzień. Potrzebny jest sensowny plan, który z jednej strony wesprze mieszkańców, da im szansę skorzystać na zmianach, a z drugiej - ochroni tamtejszą przyrodę. Bo jak najbardziej mamy co chronić, jak tereny planowanego Turnickiego Parku Narodowego. Warto też na te obszary spojrzeć szerzej.
Szerzej?
Poza granice Polski. Karpaty to wspaniały obszar przyrodniczy, który rozciąga się od Polski, przez Ukrainę i Słowację do Rumunii. I w całości powinien być chroniony w sensowny sposób. Najlepiej ze wsparciem Unii Europejskiej, zarówno dla przyrody, jak i dla lokalnych społeczności.
A co z ochroną czynną? Leśnicy mówią, iż muszą wycinać - czasem też w górskich lasach - bo zasadzone wcześniej monokultury sosny albo świerka nie są odporne na zmianę klimatu.
Za tworzeniem tych monokultur stała logika maksymalizacji pozyskania drewna i zysku. I ta sama logika niestety przez cały czas kieruje Lasami Państwowymi. Z drugiej strony, choćby jeżeli podchodzimy z nieufnością do tego, co mówią leśnicy, to absolutnie nie chcemy wszystkiego potępiać na oślep. I na pewno w niektórych lasach są potrzebne jakiegoś rodzaju interwencje.


Natomiast kiedy myślimy o lesie jako ekosystemie, a nie zasobie przemysłowym, to taki las nie potrzebuje leśnika. Na północy Polski znajduje się las ochronny Szast. To fragment Puszczy Piskiej zniszczony przez wichurę w 2002 roku i pozostawiony do naturalnego odnowienia. Bez usuwania powalonych drzew, bez nasadzeń. I nie ma tam żadnej klęski - las powoli się odradza, pojawiają się różne gatunki. To bardzo interesujący przykład, bo Szast to nie była Puszcza Białowieska, on był intensywnie eksploatowanym lasem gospodarczym. Dziś widzimy, jak taki las może się odradzać. Zresztą to eksperyment prowadzony przez same Lasy Państwowe, w których jest przecież masa mądrych, wykształconych ludzi. Tę wiedzę i dobre pomysły trzeba rozszerzyć na 20 proc. lasów.


Paweł Szypulski - dyrektor programowy Fundacji Greenpeace Polska, poprzednio szef zespołu Klimat i Energia w Greenpeace. Związany z fundacją od 2016 roku
Idź do oryginalnego materiału