Był Kolanko, nie ma Kolanko. Zniknął jak bańka mydlana. Facet, który udawał dziennikarza, miał poważne problemy z językiem polskim, bo do swoich wypowiedzi wtrącał obce wyrazy, nagle z dziennikarza przepoczwarzył się w najgorszy i najbardziej obrzydliwy rodzaj kolaboranta PiS. Kolanko jest zakałą zawodu, ale nie odpowiedział jeszcze na kilka istotnych pytań a jedno jest bardzo ważne: ile zarabiał na pracy dla Morawieckiego.
Kolanko kolaborował z PiS od dłuższego czasu i nie robił tego raczej za darmo. Albo otrzymywał wynagrodzenie w formie pieniężnej albo w innej formie. PiS stosuje tutaj dość obrzydliwe metody takie jak zatrudnianie osób bliskich w spółkach skarbu państwa lub zlecenia dla firm, reklamy i tym podobne. Robi to oczywiście z naszych pieniędzy, z pieniędzy podatników, dlatego mamy prawo o to pytać. Zwłaszcza, iż o panu Kolanko nie wiemy jeszcze – przynajmniej powszechnie nie jest to wiedza dostępna – wszystkiego a on sam nie chce mówić.
Kolaboracja z PiS oznacza śmierć zawodową i ostracyzm dla wszystkich dziennikarza. Upadek Kolanko powinien być odstraszającym przykładem dla innych. I może warto by było, aby wykazali odwagę cywilną aby się przyznali, przeprosili i ujawnili wszystkie szczegóły sami, bo gdy ujawnią to e-maile Dworczyka lub media, które posiadają listę kolaborantów, to będzie znacznie bardziej boleć…