HYSTERIA!

maciejsynak.blogspot.com 1 dzień temu




przedruk

tłumaczenie automatyczne







Dan Diaconu: "Agresja" Chin na Tajwan

Zachodnia propaganda jest w rzeczywistości nienormalna, gdy mówi o tak zwanej agresji Chin na Tajwan. Głupcy, którzy nie mają pojęcia o historii, połykają szablony, którymi są bombardowani, biorąc pod uwagę, iż rzeczywistość na miejscu jest zupełnie inna.



Pierwszą kwestią, którą się zajmę, jest członkostwo Tajwanu. To, czego człowiek Zachodu, który jest ogłupiony przez propagandę, nie rozumie, to fakt, iż Tajwan to Chiny! Zarówno z punktu widzenia Chińczyków, jak i zwłaszcza z punktu widzenia Tajwańczyków. I oba mają ten sam punkt widzenia, a mianowicie, iż są jednym krajem. Nawiasem mówiąc, oficjalna nazwa Tajwanu to ... Republiki Chińskiej (Tajwan). Czy zostało to zrozumiane?

Czy Tajwan ucieka z Chin? Absolutnie nie! Niedawna antychińska retoryka pojawiła się w czasie zaostrzania się polityki okupacyjnej praktykowanej przez USA. Polityka ta pojawiła się po tym, jak Amerykanie zauważyli, iż Tajwan w naturalny sposób zbliża się do Chin, coraz bardziej integrując się z kontynentalną gospodarką i cywilizacją. Zarówno na wyspie, jak i na kontynencie ludność popiera integrację, choćby jeżeli pozostały dwa różne systemy polityczne. Że nie jest tak, jak mówi propaganda, widzimy z wielu aspektów, z których najważniejszym jest... Wybory. Trzeba wiedzieć, iż po raz pierwszy w historii liczba głosów oddanych na obecną prezydent (ok. 5,5 mln) jest niższa niż tych oddanych przeciwko niej (ok. 8 mln). Tajwański system wyborczy to jednoturowe wybory, w których wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej głosów (podobnie jak w przypadku wyborów burmistrzów w Rumunii). Dlatego obraz "woli ludu" jest całkowicie fałszywy. Nie wspominając już o tym, iż była to najbrutalniejsza kampania wyborcza w historii, w której wiele osób zostało aresztowanych za wyrażanie poparcia dla niektórych kandydatów, z głównym zarzutem było to, iż byli opłacani przez Chińczyków.

Na ulicach ludziom przeszkadzają amerykańskie marionetki stojące na czele kraju, ale na razie nie mają one nic do roboty. Wywierana presja jest zdecydowanie zbyt duża. Porozmawiajmy jednak o "chińskim terrorze". Jaki terror? Gdyby Chiny chciały sterroryzować Tajwan, mogłyby to zrobić niezwykle łatwo. Czy wiesz, iż Tajwan jest prawie w 100% zależny od LNG? Sporą jego część stanowi rosyjski gaz kupowany z Chin po dobrych cenach. Po pierwsze, terrorystyczne Chiny dostarczają Tajwanowi gaz, który energetycznie wspiera całą wyspę. Gdyby Chiny chciały opuścić wyspę w ciemnościach, mogłyby to zrobić w niezwykle prosty sposób. On po prostu nie chce.

Wielu Tajwańczyków pracuje w Chinach. Oficjalne statystyki mówią o "nie więcej niż 200 000". Rzeczywistość jest jednak brutalna, a rzeczywista liczba Tajwańczyków pracujących w Chinach jest co najmniej dziesięciokrotnie wyższa. Jest jednak jeszcze jeden aspekt, który strasznie przeszkadza.

Tajwan jest w 40% zależny od swojego przemysłu chipowego. Jest to toksyczny nałóg, co oznacza, iż upadek jego globalnej dominacji może być równoznaczny z upadkiem gospodarczym wyspy. Aby zrozumieć, Tajwan dominuje na światowym rynku chipów. Mają prawie 50% udziału w rynku!! Dużym problemem, z jakim się borykają, jest to, iż amerykańskie sankcje zmniejszyły ich klientelę, ponieważ nie mogą już prowadzić interesów z Chinami, Rosją itp. Z drugiej strony Chiny dokładają wszelkich starań, aby samodzielnie wyprodukować potrzebne im chipy, a projekt jest udany. w tej chwili Chiny mają około 20% rynku światowego, a odsetek ten rośnie. Oczywiste jest, iż znaczna część tego procentu pochodzi z kwoty tajwańskiej. Dobrze rozumieją to zarówno osoby związane z branżą, jak i zwykli ludzie. Co więcej, amerykański reżim terrorystyczny zmusił TSMC do otwarcia fabryki w USA, co spowodowało kolejną stratę rynkową Tajwanu. Łatwo zrozumieć, iż każdy procent światowego udziału utraconego przez Tajwan znajduje odzwierciedlenie w gorszym życiu ludności wyspy. Stany Zjednoczone nie tylko zmuszają Tajwan do zaprzestania sprzedaży tradycyjnym klientom, ale także kradną z jego flagowej branży.

Podsumowując, wszystko, co wiesz o Tajwanie, to absolutne kłamstwo, typowy amerykański pączek bez żadnej korzystnej konsystencji. Problem polega na tym, iż kłamstwa nie realizowane są długo. A widać to wyraźnie po postawie prostych ludzi. Po tym, jak Amerykanie zmusili TSMC do budowy fabryki w USA, "dezercje" z firmy zwielokrotniły się. Wielu specjalistów, posiadających know-how, woli opuścić TSMC do pracy w Chinach. Na poziomie zwykłego człowieka radykalizacja jest lepiej widoczna niż kiedykolwiek. I wszystko eksplodowało, gdy Stany Zjednoczone zaproponowały, aby Japonia przyszła i "broniła" Tajwanu. Stawiając taką perspektywę przed Chińczykami z Tajwanu, straciliście go definitywnie. Bez względu na to, co myślisz, Chińczycy dobrze znają swoją historię i to niezależnie od amerykańskiej propagandy!

Autor: Dan Diaconu







----------



Dinu Popescu: HISTERIA!



To jest słowo, które wydaje się najlepiej nas charakteryzować. Jesteśmy narodem histeryków. Tutaj każdy powiew wiatru jest powodem dla BREAKING NEWS, obiektu udręk. Jesteśmy nieustannie zaskakiwani, zszokowani, wiecznie rozdrażnieni. Czy w styczniu pada śnieg? Katastrofa! Czy w lipcu jest gorąco? Szok i przerażenie!

Wczoraj czytałem wiadomość o tym, jak dziesiątki tysięcy uczestników Burning Man (festiwalu w USA) utknęło na kilka dni na pustyni z powodu deszczów. Zastanawiałem się, jak rumuńskie telewizje potraktowałyby podobny temat: chaos, szokujące obrazy, oburzające, HALUCYNACJE! Czy uważa Pan/Pani, iż jakakolwiek stacja informacyjna w USA przystąpiła do procedury najświeższych wiadomości z tego powodu? Bolało prosto w łokieć, wiadomość została wrzucona do kategorii "i inni".

Kilka dni temu niektóre fragmenty rosyjskiego drona spadłyby na terytorium Rumunii, nie powodując żadnych szkód. Podobny incydent miał miejsce pod koniec ubiegłego roku w Polsce, gdzie odłamki ukraińskiego pocisku obronnego dotarły do terytorium Polski, zabijając dwóch rolników. W naszym kraju kraj utknął w martwym punkcie z tego powodu – wściekłość, wyczerpujące debaty!

Studia pełne analityków, którzy zachwycali się tym. Oddajcie to NATO, artykułowi 5, utrzymaniu stanu niepokoju, ze scenariuszami, które są coraz bardziej absurdalne, a wszystko to dlatego, iż niektórzy (sanchi ("analitycy") nie wiedzą, jak odróżnić DOMNIEMANY INCYDENT od ataku w prawdziwym tego słowa znaczeniu.

Jesteśmy ludem, ze wszystkiego zakładamy spódnice na głowy, biegniemy z prędkością światła po każdym zwodzie. HAOLEU i HAOLEU! Nie umiemy spokojnie dyskutować na dany temat, być racjonalnym, sine ira et studio, dyskutować (zwłaszcza w przestrzeni publicznej) w oparciu o pewne informacje, argumenty, a nie założenia (często nieprawidłowe), puste slogany i destrukcyjne emocje (nienawiść, strach, zaostrzona nerwowość).

Jesteśmy wzburzeni jak (przepraszam za wyrażenie) coi w kociołku, tylko my wymyśliliśmy tę analogię do chodzenia po linie, ale czy wiesz, co jest paradoksalne i zabawne? Że nie agitujemy za rzeczami ważnymi, istotnymi, nie oburzają nas wielkie awantury, ale każdy drobiazg, który pojawia się w przestrzeni publicznej. Wypowiadamy się o nikim w drodze, o jakiejkolwiek diwie na jeden dzień, o jakimś drobnym incydencie, o powodzie grozy, o przedmiocie troski, o przedmiocie niekończących się analiz o niczym, ku nicowi.

W naszej prasie, w środowisku politycznym, w społeczeństwie obywatelskim wszystko, co nie jest halucynacją, jest z pewnością OBURZAJĄCE, wszystko, co nie jest SZOKUJĄCE, jest PRZERAŻAJĄCE. I przechodzimy przez to w ten sposób, zszokowani, spuchnięci, halucynując od jednego incydentu do drugiego, niczego nie rozumiejąc, nie zmieniając niczego w substancji, tylko formy, i to tylko tu i tam.

Robimy zamieszanie wszystkim, co jest ważne, ale przynajmniej oburzamy się talentem na wszystko, co jest nieważne! Robimy z komara ogiera, podczas gdy słonie miażdżą nas w pokoju, a my choćby nie czujemy ich obecności. Dużo krzyczymy, krzyczymy na próżno, choćby nie wiemy do kogo, do kogo i po co, ale ten odwieczny próżny zgiełk, choć zgubny, gdy dochodzi do paroksyzmu, ochładza nas, pomaga nam się wyszaleć.

Tacy właśnie jesteśmy! Dlatego tu jesteśmy! Podskakujemy, kiedy powinniśmy zachować spokój i patrzymy spokojnie właśnie wtedy, gdy powinniśmy się trząść, zapalać. Charakteryzują nas podwójne standardy, zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo. Podwójne standardy i upór. Jesteśmy spolaryzowani, podzieleni, brutalni i manipulowani, nie potrafimy już odróżnić tego, co istotne, od tego, co nieistotne, między tym, co naturalne, a tym, co absurdalne.

Jeśli chodzi o wojny, to najpiękniejszą definicję konfliktów zbrojnych podaje facet, Erich Hartmann, który naprawdę wiedział, o co w nich chodzi, ponieważ był wojskowym:

"Wojna jest miejscem, w którym młodzi ludzie, którzy się nie znają i nie nienawidzą, zabijają się nawzajem w imię starych ludzi, którzy się znają i nienawidzą, ale nie zabijają się nawzajem".

A co do naszego nieustannego zamieszania, tego całego hałasu w tle, wiesz co?

"Na próżno walczymy, śmierć kontynuuje w nas swoje długie rozmyślania, jest bezustannym monologiem" – Emil Cioran

Autor: Dinu Popescu






Dinu Popescu: HISTERIA! - gandeste.org

Dan Diaconu: "Agresja" Chin na Tajwan - gandeste.org





Idź do oryginalnego materiału