Rusofobia jako nowe przestępstwo w Rosji
Niezmordowani kremlowscy wojownicy z prawami człowieka szykują dla Rosjan kolejną antyspołeczną ustawę: o walce z rusofobią. Zapowiada się, iż nowy przepis będzie idealnie bezsensowny, w rosyjskim prawie nie ma bowiem definicji “rusofobii” i wątpliwe, by taka powstała. Właśnie dlatego dla machiny represji będzie to bardzo łakomy kąsek: będzie można posadzić praktycznie każdego, kto wyraził się niepochlebnie o Rosji i Rosjanach
Istnieje, prawdopodobnie, też druga przyczyna pojawienia się ustawy o rusofobii. Przyjmując jeszcze jedno drakońskie prawo jego autorzy mają nadzieję na rozmycie odpowiedzialności za represje. Jedni stworzą prawa, drudzy będą na ich podstawie oskarżać, trzeci sądzić, a czwarci pilnować wykonania wyroku. Wtedy nikt nie będzie winny – każdy jedynie spełnia swój obowiązek.
Rusofobów nie zabraknie. Napisałeś obce słowo zamiast rosyjskiego odpowiednika, jesteś rusofobem. Powiedziałeś, iż Wenecja jest piękniejsza od Petersburga, jesteś rusofobem. Pojechaliście na urlop na Malediwy, a nie do Soczi – jesteście rusofobami.
Pierwszym oskarżonym na podstawie tego prawa byłby, gdyby żył, Aleksandr Siergiejewicz Puszkin, który dwa wieki temu napisał swojej żonie:
– Czort mi kazał urodzić się w Rosji z duszą i talentem.
Homo russicus. Teraz też wszystkim dokopiemy bo jesteśmy Rosjanami… Imperium jako zemsta, kultura jako ludobójstwo
Nie ma czegoś takiego jak rusofobia. To wymyślony przez rosyjską propagandę jeden ze sposobów manipulacji, przeznaczony dla europejskich i amerykańskich konsumentów z ich ideami tolerancji i niedopuszczalności jakiejkolwiek dyskryminacji. Nie ma rusofobii, jest tylko reakcja zdrowego organizmu na zbrodnie i podłość emanującą z Rosji. To przejaw kulturowej higieny i dystansu społecznego. Jak podczas epidemii.
Na początku lat 50. XX wieku István Bibó napisał esej programowy Nędza małych państw Europy Wschodniej. Mniej więcej trzydzieści lat później Milan Kundera opublikował tekst Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej. Obaj pisarze adresowali swoje artykuły do Europejczyków na Zachodzie, dla których egzystencjalne lęki Europejczyków ze Wschodu pozostawały niezrozumiałe. Perspektywa ta w obu przypadkach daje się odczuć, gdy spojrzymy, jakie narody autorzy umieścili na liście zagrożonych. Chodziło im mianowicie o Węgrów, Czechów i Polaków, których istnieniu przez stulecia zagrażały imperia: austro-węgierskie, niemieckie i rosyjskie.
Z nich przetrwało tylko to ostatnie, udając przez krótki czas imperium socjalistyczne.
Choć ani Bibó, ani Kundera nie odnosili się bezpośrednio do Ukrainy i Ukraińców, to właśnie ich historia na początku XXI wieku pokazała światu, iż obawy małych państw Europy Środkowo-Wschodniej o własne istnienie nie są fikcyjne.
Rosyjska agresja na Ukrainę, z jej bezprecedensowym okrucieństwem i cynizmem, jest zwykle porównywana do wojny nazistowskich Niemiec przeciwko Europie. Jednak to porównanie jest co najwyżej wysoce umowne.
Niemiecki nazizm to zjawisko w dużej mierze przypadkowe i krótkotrwałe, spowodowane przez militaryzm pruski końca XIX i początku XX wieku oraz rewanżyzm po przegranej przez Niemcy I wojnie światowej. Imperium Rosyjskie jest fenomenem innego porządku, o wielkiej, historycznej trwałości. Egzystencjalne obawy sąsiednich narodów wymagają nie tylko nowego pomysłu na ochronę ich przyszłości, ale także redefinicji naszego rozumienia przeszłości Rosji i charakterystycznego dla niej kulturowego i antropologicznego typu człowieka.
Sny o własnej wyjątkowości
W swoim eseju Kundera zadał pytanie, które pozostawił bez odpowiedzi: czy imperium sowieckie, czyli w jego rozumieniu komunizm, było negacją, czy swoistym spełnieniem imperium rosyjskiego? Dziś jest oczywiste, iż imperium sowieckie stanowiło tylko pseudomorfozę historycznej Rosji, jaka ziściła się dzięki rosyjskiej zdolności mimikry zwerbalizowanej przy pomocy modnego w XX wieku słownictwa marksistowskiego, które koniec końców wylądowało w koszu, a maska została zrzucona. Gatunek Homo sapiens przeoczył narodziny i ewolucję szczególnego typu ludzi, Homo russicus, trafnie nazywanego w Ukrainie „raszystami”, który utworzył specyficzny russkij mir, czyli „rosyjski porządek” lub wręcz „rosyjski świat”.
W czasach ZSRR ogół cech i wartości charakterystycznych w różnym stopniu i proporcjach dla wszystkich jego mieszkańców próbowano określać mianem Homo sovieticus. Ten typ ludzi miał się charakteryzować: brakiem wymagań co do jakości życia i wyników swojej pracy, która często przybiera postać chałtury; ciągłym narzekaniem na swój los; hipokryzją; usprawiedliwianiem kradzieży; paternalizmem; wyobcowaniem z życia publicznego; brakiem solidarności i poczucia odpowiedzialności; zrzucaniem winy na innych; odmową obrony własnych praw; oportunizmem jako zwyczajową formą biernego współudziału w ideologizacji i zbrodniach państwa; fałszywym rozpoznaniem związków przyczynowo-skutkowych; niezdolnością do realnej samooceny; zniekształconym postrzeganiem rzeczywistości; wiarą w spiskową teorię dziejów; wreszcie podejrzliwością i agresywnym izolacjonizmem. Wszystko to uznaje się powszechnie za wynik eksperymentu społecznego w ZSRR, mającego na celu stworzenie nowego, sowieckiego człowieka.
Związek Radziecki upadł, ale Homo sovieticus nie zniknął wraz z nim. Co więcej, spojrzenie na historię Rosji potwierdza niepokojące przypuszczenie, iż nie jest on produktem sowieckim, a jedynie ocaleńcem z laboratorium, które go stworzyło. Ten typ człowieka istniał na długo przed ZSRR. To właśnie jego powinno się zatem nazywać Homo russicus, a dotychczasowe próby stosowania tego terminu w odniesieniu do tradycyjnych i pozytywnych wartości jako swego rodzaju alternatywy i przeciwieństwa dla Homo sovieticus, brzmią w tym kontekście fałszywie.
Istniejące opisy Homo sovieticus, a adekwatnie Homo russicus, grzeszą licznymi nieścisłościami. Być może wynika to z niewłaściwego w tym kontekście ducha tolerancji, a być może z rosyjskiego pochodzenia niektórych autorów, uosabiających ten sam typ, który starali się opisać. Chęć uniknięcia jakiejkolwiek formy odpowiedzialności jest nieodłączną cechą przedstawicieli całej ludzkości, ale tylko w imperium russkowo mira została ona niemalże namaszczona pietyzmem związanym z kultem przywódcy, na którym spoczywa ciężar odpowiedzialności. Jednak nie to stanowi zasadniczą cechę u Homo russicus. Jest nią przede wszystkim błędne przekonanie o własnej ważności, wyjątkowości i niedocenieniu przez otaczający go świat. W rezultacie powstaje szereg kompleksów związanych z niskim poczuciem własnej wartości i wiktymizacją, a mechanizm kompensacji nakazuje znaleźć odskocznię, która przyjmuje postać aroganckiego stosunku do sąsiednich narodów i zewnętrznej agresji jako fałszywego sposobu na bycie docenionym. Z tego powodu w Rosji pojawia się swoista „normalność”. Jest inna niż ta rządząca cywilizowanym społeczeństwem ukształtowanym na wartościach europejskich. Doskonałym przykładem Homo russicus jest Władimir Putin wysyłający armię do systematycznego niszczenia Ukrainy; albo żołnierz, który zabija, rabuje i gwałci cywilów; wreszcie tłum, który entuzjastycznie domaga się dalszego niszczenia Ukraińców.
Gdy wojnę wszczyna nauczyciel w szkole
Jak w każdym systemie, tak i w Rosji mogą wystąpić wahania, nieprawidłowości, jednak nigdy nie przesądzają one o kierunku rozwoju i o wewnętrznej atmosferze w kraju. Co więcej, anomalie same w sobie pochodzą również ze świata rosyjskiego. Większość Rosjan, którzy biernie nie akceptują „wojny rosyjskiej” i „rosyjskiego pokoju”, dość komfortowo dostosowała się do istniejącego systemu, próbując zdystansować się od dzisiejszych realiów poprzez emigrację wewnętrzną. Charakterystycznym wskaźnikiem rosyjskości takich wahań społecznych jest publiczna histeria dotycząca sankcji wizowych wobec Rosjan jako zagrożenia dla ich własnego komfortu, czyli wyjazdów turystycznych do Europy. Pretekstem do histerii jest dla nich zatem odrzucenie zasady odpowiedzialności zbiorowej.
To nieodłączne cechy charakterystyczne Homo russicus. W tym przypadku nie mówimy o odpowiedzialności zbiorowej, ale osobistej, zarówno moralnej, jak i praktycznej. Przyznanie wizy przez obce państwo to kwestia zaufania, a zatem indywidualnego podejścia do konkretnej osoby. Życie to nie proces sądowy. Nie ma tu domniemania niewinności. Głównymi zasadami, jakimi kierujemy się w życiu, są odpowiedzialność za to, co się dzieje, oraz świadomość przyczyny i skutku, zwłaszcza przez obywatela państwa-agresora, które naruszyło prawo międzynarodowe. Tego jednak nie uczy rosyjska kultura i historia. Żądania poszczególnych obywateli rosyjskich, aby wykluczyć ich z sankcji w czasie, gdy Rosja prowadzi wojnę mającą na celu zniszczenie sąsiedniego kraju i jego mieszkańców, wpisują się w wyobrażenia Homo russicus o własnej wyjątkowości i niedocenieniu przez Zachód, co jedynie podkreśla ich podświadomą przynależność do rosyjskiego świata.
Inną oznaką tej przynależności jest tradycyjny błąd w budowaniu związków przyczynowo-skutkowych. To nie ich własne państwo jest przez nich obwiniane za to, iż stracili komfort życia, ale Zachód, rozumiany jako kolektywny twór, który nakłada sankcje, starając się zatrzymać rozwój rosyjskiego imperium. Tymczasem w ich pojmowaniu rzeczywistości sankcje Zachodu dają Putinowi szansę, aby znowu rosło ono w siłę i ponownie, cytując Winstona Churchilla, „opuściła się żelazna kurtyna w poprzek kontynentu”. To właśnie ta niechęć do Europy i Ameryki jest znakiem rozpoznawczym Homo russicus. Zamiast tego warto by było, żeby Rosjanie zastanowili się nad miarą własnej odpowiedzialności za to, co się dzieje. Logiczną konsekwencją tych refleksji winna być raczej akceptacja nieuchronności skutków katastrofy, w tym uświadomienie sobie konieczności zerwania z Homo russicus. W końcu głównym czynnikiem łączącym ludzi, a zarazem budulcem leżącym u podstaw społeczeństw nie są tożsamości, ale wartości, którym współczesna polityka i nauka nie poświęcają niestety wystarczającej uwagi, skupiając się raczej na tych pierwszych.
Rosjanie próbują odżegnać się od tego, co się dzieje. Udają, iż „nie mamy z tym nic wspólnego”. Mają nadzieję, iż niedługo „wszystko będzie jak dawniej”. Nad takimi postawami nieuchronnie krąży widmo klęski, gdyż podważają one wszelkie zasady, na których kształtowała się rosyjska kultura społeczna i w oparciu o które przez cały czas istnieje. Wszystko to pozwala ocenić to, co wydarzyło się w Rosji na początku XXI wieku, jako antropologiczną katastrofę.
Są dwa powody tej katastrofy: ogólnoludzki i wewnętrzny, rosyjski. Homo sapiens nie zmienił się biologicznie przez 40 tysięcy lat swojego istnienia. Jedyne, co powstrzymuje go od prymitywnego okrucieństwa, to kultura i prawo. Kiedy bariery kulturowe i prawne upadają lub są celowo niszczone przez państwo, człowiek powraca do stanu jaskiniowego. Za przykład niech posłużą tutaj wojna, armia, więzienie i faszyzm, gdzie, jak w prymitywnym plemieniu, rozkwitają przemoc i kult przywódcy. Może to się przydarzyć każdemu narodowi. Niegdyś władze w Niemczech, odnosząc się do najbardziej prymitywnych ludzkich emocji, wyzwoliły Niemców z „chimery sumienia”, tworząc społeczeństwo faszystowskie. Dzisiaj stworzyła je Rosja, uwalniając swoich obywateli od tej samej „chimery”.
Po bolesnym procesie denazyfikacji, który przyniósł dotkliwą świadomość koszmaru własnej historii, Niemcy gwałtownie powrócili jednak do cywilizacji dzięki odwołaniu się do odpowiednich tradycji kulturowych. Tradycje Rosji utrudniają jej taki powrót. Nie „uniemożliwiają”, bo przedstawicieli gatunku Homo sapiens teoretycznie da się zreformować, ale sprawa jest o tyle trudniejsza, iż mówimy tu o Homo russicus. Dla powodzenia takiej ewolucji konieczne jest przewartościowanie i transformacja postrzegania własnej kultury, oparte na przemyśleniu, ponownej ocenie i urealnionej świadomości własnej historii narodowej jako szeregu zbrodni zasługujących na słuszną karę.
Przyczyny rosyjskiej katastrofy antropologicznej należy upatrywać nie tylko w propagandzie ostatnich lat. Wojny wygrywa nie generał, a nauczyciel szkolny. To zdanie należy sparafrazować: nauczyciel w szkole zaczyna wojny. Propagandyści są niewątpliwie odpowiedzialni za to, co się dzieje, i na pewno kiedyś za to zapłacą, ale nie należy przeceniać ich roli, gdyż oferują społeczeństwu tylko dodatkową motywację i nowoczesną mowę nienawiści.
Jeszcze przed Putinem, w latach 80., gdy odbywałem służbę wojskową w armii sowieckiej, dowodził nami starszy chorąży. „Rosyjską ideę” sformułował lepiej i jaśniej niż wszyscy współcześni politycy i propagandyści. Żeby nadawało się do druku, ujmijmy to w ten sposób: „Zawsze wszystkim potrafiliśmy dokopać i teraz też wszystkim dokopiemy, ponieważ jesteśmy Rosjanami”.
Nawiasem mówiąc, był Tatarem. I oczywiście użył innego czasownika. Aby wcielać w życie tę kanibalistyczną ideologię przez tyle lat, trzeba mieć za sobą długą praktykę.
W naukach ekonomicznych i społecznych istnieje koncepcja „zależności od ścieżki” (ang. path dependence), tj. zależność społeczeństwa od dotychczasowej ścieżki rozwoju, od jego trajektorii kulturowej. Wychodzi więc na to, iż wózek rosyjskiej historii utknął w głębokiej koleinie nieubitej drogi. Pozostaje zrozumieć, w jaki sposób Rosja wpadła w tę koleinę, w której narodził się i wychował się Homo russicus.
Średniowieczny ZSRR
Historia Rosji zaczyna się w Kijowie, a potem opuszcza to miejsce na zawsze. Zaczyna się od kłamstw i przemocy, które stały się archetypem rosyjskiej tożsamości. W VIII wieku bandy Wikingów zaczęły coraz dalej zagłębiać się na tereny Europy Wschodniej w celu plądrowania okolicznych terenów i handlowania z arabskim Wschodem. Do oddziałów tych stopniowo dołączali przedstawiciele miejscowej ludności – Słowianie i ludy ugrofińskie. W procesie wzajemnej akulturacji powstała nowa grupa etnospołeczna, tzw. Ruś, która różniła się zarówno od Skandynawów, jak i Słowian, a której nazwa pochodzi od skandynawskiego słowa drōts oznaczającego grupę wioślarzy.
Uwierzmy mnichowi kijowskiemu Nestorowi, domniemanemu autorowi najstarszej kroniki Europy Wschodniej zatytułowanej Powieść minionych lat, która opisuje dzieje państwa ruskiego od czasów najdawniejszych po początek XII wieku. Pod koniec IX stulecia banda Rusów zbliżyła się do Kijowa. Ich książę Oleg przedstawił się jako kupiec, a nie wojownik. Uwierzywszy mu, mieszkańcy Kijowa przyjęli go z otwartymi ramionami, po czym Oleg zabił Askolda i Dira, miejscowe książęta, zdobywając jednocześnie miasto. W ten sposób Kijów stał się metropolią Rusów nad środkowym Dnieprem – Ziemią Ruską, ale bynajmniej nie „matką miast rosyjskich”, jak stara się tłumaczyć kronikę rosyjska historiografia i propaganda.
Z biegiem czasu Kijów jako centrum Ziemi Ruskiej zaczął rozszerzać swoją władzę na inne tereny Europy Wschodniej, traktując je jak swoje kolonie: zbierano z nich daninę, wysyłano urzędników, kierowano tam przesiedleńców. Rezultatem była dziwaczna pozioma konfederacja ziem, która w niczym nie przypominała pionowego państwa unitarnego. Mieszkańcy tych ziem oczywiście uznawali znaczenie Kijowa, ale nie uważali go za swoją stolicę. Co więcej, sami nie postrzegali siebie jako Rusów. W Nowogrodzie mieszkali mężowie nowogrodzcy, w Haliczu – haliccy, we Włodzimierzu – włodzimierscy, a w Kijowie – ruscy. Nie przeszkodziło to jednak zachodnim i północnym sąsiadom Ukrainy – Węgrom, Polakom i Litwinom – nazywać mieszkańców Halicza i Wołynia Rusami lub Rusinami. Analogicznie ludzi z Rosji i ZSRR na Zachodzie nazywano Rosjanami bez względu na ich pochodzenie etniczne.
Ruś Kijowska – jako zjednoczone, potężne państwo z jednym ludem staroruskim i wspólnym systemem władzy, sądów, podatków i granic od Morza Białego do Morza Czarnego i od Bugu do Wołgi – została wymyślona przez sowieckich historyków dopiero w latach 30. XX wieku. Była to po prostu koncepcja zjednoczonego i potężnego ZSRR, przeniesiona do średniowiecza, dzięki czemu nowo powstały twór otrzymał tysiącletnią legitymację, a Kijów – efemeryczny status pierwszej stolicy imperium rosyjskiego (sowieckiego).
Wróćmy jednak do przeszłości. W Europie Wschodniej Kijów i Ziemia Ruska zyskały na prestiżu. W XIII wieku, jeszcze przed pogromem mongolskim, rozpoczęła się walka o dziedzictwo kijowskie przede wszystkim między władzą halicko-wołyńską a ziemią włodzimiersko-suzdalską, czyli przyszłym księstwem moskiewskim. Ziemia halicka niedługo znalazła się w Koronie Polskiej, a Wołyń i Kijowszczyzna weszły w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego. Szanse na niezależny rozwój polityczny zostały utracone na wiele stuleci. Moskiewski Rurykowicz nie miał od tej pory żadnych konkurentów. Już w XIV wieku moskiewscy władcy tradycyjnie używali dynastycznego tytułu Księcia Wszechrusi, ale pod koniec XV wieku taka retoryka otrzymała uzasadnienie ideologiczne: Moskwa ogłosiła się „Nową Ruską Ziemią”. Ci, którzy znaleźli się pod władzą Moskwy, nie tylko stali się moskiewskim poddanymi, ale i stopniowo asymilowali się w wyłaniającym się społeczeństwie imperialnym, które zmusiło ich do przyjęcia nowej tożsamości. Z tego powodu mieszkańcy Nowogrodu, Tweru czy Riazania przeobrazili się w Moskali, czyli w mieszkańców „nowej Rusi”, która pod koniec XV wieku zaczęła nazywać się Rosją.
Koncepcja Rusi pozwoliła władcom Moskwy na przeprowadzenie swego rodzaju czystki etnicznej na obszarach przygranicznych. Nowa aksjologia opierała się na reinterpretacji pochodzenia narodu i państwa, które potwierdza wspólne pochodzenie różnych grup ludności w Europie Wschodniej. Książęta moskiewscy ogłosili się spadkobiercami nie tylko Kijowa, ale i miast, które nigdy do Kijowa ani Moskwy nie należały (Halicza, Lwowa, Włodzimierza, Mińska czy Brześcia) i zaczęli domagać się ich zwrotu od Polski i Litwy. Ważniejsze było, by Moskwa stała się „nowym Kijowem” niż „trzecim Rzymem”. Podstawą tej ekspansji była społeczna psychologia resentymentu antylitewskiego i postordyńskiego – mieszanka fałszywego poczucia resentymentu historycznego z potrzebą mściwej zemsty i ekspansji zewnętrznej. Narodowy mit o utraconej wielkości, tworzony przez moskiewskich kronikarzy XV–XVI wieku, zbiegł się z planami ekspansji politycznej książąt i carów moskiewskich. Późnośredniowieczny naród rosyjski, który kształtował się od końca XV wieku, stworzył dla siebie imperium, a więc rosyjski imperializm narodził się na długo przed zdobyciem Kazania i Astrachania w połowie XVI wieku, zaś jego głównym celem natychmiast stały się ziemie, na których wówczas powstawała Ukraina. Resentyment ten trwa do dziś. Jest podstawą życia społecznego i polityki państwa w Rosji, odróżnia rosyjski świat od innych narodów, które, jeżeli miały podobne kompleksy, potrafiły je przezwyciężyć.
Kulturowe ludobójstwo
Rosyjski imperializm ma jeszcze jedną osobliwą cechę, której pozostałe europejskie imperia kolonialne, zawsze podkreślające różnicę między metropolią a kolonią, są pozbawione. Ich polityka kulturalno-oświatowa doprowadziła do powstania lokalnych elit, które w XX wieku kierowały walką narodowowyzwoleńczą i stawały na czele nowych państw. Rosja, ujarzmiając nowe ziemie, narzucała im swoją kulturę, zamieniała ich mieszkańców w Rosjan, zacierając zastane cechy narodowe i kulturowe. Tożsamość etniczna mogła tu istnieć tylko w postaci ciekawostek folklorystycznych i etnograficznych. Taka polityka narodowo-kulturalna to ludobójstwo . Podbity naród jest niszczony, a w jego miejsce powstaje nowy, na obraz i podobieństwo narodu rosyjskiego. Rosyjski imperializm należy określić jako kolonializm asymilacyjny.
W rezultacie praktycznie zniszczona została możliwość tworzenia odpowiedzialnych narodowo elit na Syberii, w Azji i na Kaukazie. Władze lokalne i ludność czują się komfortowo w rosyjskim systemie kolonialnym. Nie trzeba ponosić odpowiedzialności za to, co się dzieje, o wszystkim decyduje za nich car, który przesyła pieniądze z Moskwy. W rezultacie podbite narody stały się bardziej rosyjskie niż sami Rosjanie. Upadek Federacji Rosyjskiej, podobnie jak upadek każdego imperium kolonialnego, jest nieunikniony, ale będzie to długa i bolesna droga do odnalezienia własnej odpowiedzialności narodowej przez sfederalizowane dotąd etnosy i nabycia przez nie umiejętności jej wykorzystania.
Zależność Rosji od kolein historii, która stała się udziałem Księstwa Moskiewskiego, od średniowiecznych kompleksów i mitów, objawiła się w pełni w próbie zeuropeizowania Rosji przez Piotra I. Nie powiodła się ona, podobnie jak nie powiodła się próba rosyjskich reform z lat 90. XX wieku, które nie wpłynęły na fundamentalne podstawy funkcjonowania Homo russicus i jego świata. Pod maską transformacji, w którą tak chętnie uwierzyła Europa, ukrywała się ta sama przedpiotrowa Rosja ze starymi kompleksami i nienawiścią do wszystkich, którzy nie są jak Rosjanie – Europejczyków (w tym także Ukraińców) i Amerykanów. Gdy tylko nadarzyła się okazja zrzucenia maski kultury europejskiej, Rosja natychmiast cisnęła ją w kąt. Październik 1917 roku to prawdziwa wielka antyeuropejska rewolucja, spóźniona reakcja narodu na reformy cara Piotra Wielkiego. Przypomnijmy, iż łacińskie słowo revolutio dosłownie oznacza „powrót”, „toczenie się do tyłu”. Gwarantem tego powrotu były masy chłopskie z karabinami w ręku, nosiciele tradycyjnych rosyjskich kompleksów, odziani w żołnierskie szynele z Wielkiej Wojny. W rezultacie archetypy i relacje społeczne, które w Rosji nigdy nie umarły, przejęły władzę, gardząc człowiekiem jako jednostką i dążąc do odrodzenia imperium. Wojna domowa i kampania bolszewicka przeciwko Polsce to nie eksport rewolucji, to przywrócenie granic imperium, historycznej Rosji, do której tak często nawiązuje Putin, a która stała się tymczasowo znana jako ZSRR.
W nowej antyeuropejskiej rewolucji i rosyjskim ataku na Ukrainę Putin jest nikim. To nazwa-symbol, która urzeczywistnia marzenie milionów Rosjan tworzących russkij mir. Ten rosyjski porządek stoi na trzech filarach: prawosławiu, bolszewizmie i skrajnym „czekizmie” (od Komisji Nadzwyczajnej, tzw. Czriezwyczajnej Komissiji – CzeKa – stworzonej przez bolszewików do walki z swoimi oponentami). Można by pomyśleć, iż fizyczne ucieleśnienia tych ideowych olbrzymów znajdziemy w trzech instytucjach politycznych – Cerkwi, partii rządzącej i służbach specjalnych (jakkolwiek by się nie nazywały: CzeKa, KGB czy FSB). Jednak na poziomie ideologii narodowej zamieniają się one w serię haseł: mamy prawo, bo mamy rację; jesteśmy wspaniali; jest nas wielu, jesteśmy w większości (bolszinstwo), jesteśmy wyjątkowi, jesteśmy niezwykli, nadzwyczajni. Dlatego my, naród rosyjski, „zawsze wszystkim potrafiliśmy dokopać i teraz też wszystkim dokopiemy, ponieważ jesteśmy Rosjanami”, parafrazując raz jeszcze mojego dawnego dowódcę. Nie zbudujemy normalnego, uporządkowanego świata, naszym żywiołem są bowiem sytuacje nadzwyczajne. Wychodzimy z nich zwycięsko, ponieważ nasi sąsiedzi, którzy żyją zgodnie z prawem i porządkiem, nie są na nie przygotowani. Takie rozumowanie dalece odbiega od wartości europejskich. Wojny Rosji rozpoczynają się w szkole i w domu rodzinnym. To właśnie tam przekazuje się wielowiekową tradycję wyższości rosyjskiego świata. Rządzący i propaganda tylko dopełniają tego procesu.
Naśladowcy Chlestakowa, spadkobiercy Raskolnikowa
Świat rosyjski stworzył mit o swojej wspaniałej kulturze. To bardzo rosyjskie: podzielić kultury na „wyższe”/„niższe”, „małe”/„duże”. Tymczasem żadna hierarchia kultur nie istnieje. Każda ma swoją funkcję; zaprzeczanie temu zakrawa na rasizm kulturowy.
Mit wielkiej kultury rosyjskiej jest jedynie projekcją mitu wielkiej Rosji, który musi zostać obalony, aby wszyscy dostrzegli prawdziwe miejsce kultury rosyjskiej na świecie. jeżeli rosyjska literatura i kultura jako zjawiska wyłącznie europejskie zostaną poprawnie odczytane, mogą stać się głównymi demaskatorami rosyjskiego świata
Gdyby nie było reform Piotra Wielkiego, nie byłoby literatury rosyjskiej. Ale choćby europejskość nie pozbawiła tej literatury znamion russkowo mira. Literatura rosyjska jest jak kameleon. Zmienia kolory, pozostając sobą.
Mówi się, iż „wrogiem nie jest Puszkin, ale Putin” (tak swój list otwarty zatytułowali 6 marca niemieccy pisarze zrzeszeni w PEN Clubie). Warto zatem uważnie przeczytać Aleksandra Puszkina, na przykład jego wiersz Oszczercom Rosji, napisany w 1831 roku po stłumieniu powstania listopadowego, na który Adam Mickiewicz odpowiedział wierszem Do przyjaciół Moskali. Utwór Puszkina jest świetnie skonstruowany poetycko: metrum, zwrotki, aliteracje i asonanse, a do tego poeta elegancko cieniuje znaczenia. Ale o co chodzi? Przeczytajmy fragment przekładu Juliana Tuwima:
„O co ten krzyk, trybuni ludu? Czemu
Grozicie Rosji anatemą?
Co tak wzburzyło was? Litewski bunt i kaźń?
To Słowian spór, rodzinny spór domowy,
Nie rozwiążecie go krasomówczymi słowy.
Przesądził dawno los tę naszą starą waśń.”
Czyż nie brzmią te dziewiętnastowieczne wersy, jakby zostały napisane dziś, w Moskwie, i skierowane właśnie teraz do społeczności międzynarodowej? Czy Puszkin nie mógłby dorabiać na boku jako autor przemówień Putina? Czy to nie Puszkina cytuje rosyjski minister Ławrow? Oto kompletny zestaw klisz rosyjskiej propagandy: zawłaszczenie wspólnego zwycięstwa, w tym przypadku nad Napoleonem („na zgliszczach / Płonącej Moskwy, pod przemocą, / My nie uznaliśmy zuchwalcy i bożyszcza, / Pod którym legliście, dygocąc?”); groźba „możemy to powtórzyć” („Więc nam wyślijcie, krasomówce, / Swych rozjątrzonych synów hufce, / Na polach Rosji dość jest miejsca dla nich / Pośród nieobcych im mogilnych grud”); i klasyczne przekonanie „to wy nas nienawidzicie” („Ale bezmyślnie was porywa / Odwaga walki rozpaczliwa – Wy nas nienawidzicie”) wywołane przez kompleks niższości.
Kontynuację tego tematu znajdziemy w wierszu Józefa Brodskiego Na niepodległość Ukrainy z 1991 roku: „Mówmy, dźwięków materię pauzami znacząc surowo:/ Krzyż wam na drogę, chachły, po liżniku droga./ Idźcie strojni w żupany, by nie rzec – w mundury, / W rosyjskie trzy litery, w świata cztery strony” (tłumaczył Leszek Szaruga). Ta nieskładna zwrotka i rymy są w istocie odbiciem nieskładnego rozumowania imperialnego narkomana na głodzie, który stracił dostęp do swojej używki, gdy rozpadł się Związek Radziecki. Dlatego ze złością wygraża Ukrainie, by poszła „w rosyjskie trzy litery”, co się jednak nie stało. Wiemy za to doskonale, iż poszedł w nie kilka miesięcy temu rosyjski okręt wojenny.
Mówi się, iż kultura rosyjska uczy humanizmu i współczucia, pokazuje kruchość ludzkiej osobowości wobec machiny państwa. Problem polega na tym, iż uczy ona tego wyłącznie osobę wyrosłą w kulturze europejskiej. Człowieka kultury rosyjskiej uczy czegoś zupełnie innego.
Literatura rosyjska ma dwóch głównych bohaterów – Chlestakowa z Rewizora Mikołaja Gogola i Raskolnikowa ze Zbrodni i kary Fiodora Dostojewskiego. Pierwszy to kłamca, a nie samochwała, jak uczono nas w szkole, a na dodatek kłamca łgający dla własnej korzyści materialnej (ma on zresztą u Gogola swojego sobowtóra we władzach, piastującego urząd horodniczego, który twierdzi, iż wdowa po podoficerze „sama wychłostała się rózgami”). Jego spadkobiercami są rosyjscy propagandyści i generałowie, którzy twierdzą, iż Ukraińcy zabijają siebie nawzajem i niszczą własne miasta. Drugi bohater, Raskolnikow, jest mordercą, choć później swej decyzji żałował. Znowu mamy do czynienia z archetypami zaczerpniętymi ze wspomnianego wcześniej latopisu Powieść minionych lat, a mianowicie z kłamstwami i przemocą.
Dla Europejczyka wychowanego w wartościach cywilizacji chrześcijańskiej obaj ci literaccy bohaterowie są w istocie antybohaterami, przykładem tego, jak nie postępować. Dla Rosjanina natomiast stanowią przykład do naśladowania. Kłamstwa w Rosji to norma, a „rosyjscy chłopcy” wyciągnęli własne wnioski z literatury rosyjskiej.
W czasach Dostojewskiego mogli jeszcze wciąż wątpić, czy są „drżącymi stworzeniami i czy mają prawo” i, jak w Braciach Karamazow, z szacunkiem zwrócić Bogu bilet na ten świat z powodu łez dziecka pogryzionego przez psy. Dzisiaj już nie wątpią. Zabijają ukraińskie dzieci, bo „mają prawo”. Nie potrzebują pokuty i zwątpienia. Są „skrzywdzeni i poniżeni”. To o nich pisał Dostojewski (tak, znów Dostojewski!). Tylko oni inaczej przeżywają swoją krzywdę i poniżenie. Poniżani przez rosyjską władzę, dla której człowiek jest nikim, we wszystkim szukają oznak skrzywdzenia i widzą poniżenie w tym, iż ktoś obok żyje inaczej, lepiej, swobodniej. Nie mogąc zemścić się na państwie, będąc jego częścią, gotowi są zemścić się na innych, wyładować na nich swoją złość tak, aby przedzierzgnęli się w takich jak oni, w Rosjan, a gdyby to się nie udało, zawsze mogą ich po prostu zniszczyć.
Zachowanie rosyjskiego żołnierza w Ukrainie to wyróżniająca cecha Homo russicus, typowy resentyment.
Trzeba też pamiętać, iż nie ma kultury, sportu i nauki poza polityką. Każdy, kto tak twierdzi, albo angażuje się w najobrzydliwszą politykę, albo realizuje własne interesy, stając się przy tym pożytecznym idiotą w służbie skorumpowanych polityków. Rosyjska kultura rozprzestrzenia się wraz z jej nośnikami, których czasami lepiej nazwać nosicielami. Oni sami i rozpowszechniania przez nich kultura nie powinny znaleźć miejsca w europejskiej przestrzeni publicznej, z tymi wszystkimi pokazami, festiwalami i konkursami, gdzie stają się narzędziem propagandy i środkiem rehabilitacji mizantropijnego rosyjskiego świata. Literatura rosyjska, rosyjska nauka historyczna i archeologia są w pełni odpowiedzialne za dzisiejszą rosyjską agresję na Ukrainę.
Instrukcja obsługi Rosji
Kulturę rosyjską można i należy jednak czytać na nowo i reinterpretować, obserwować i redefiniować. Jej miejsce jest w muzeum, bibliotece, auli uniwersyteckiej albo, jeżeli chcemy, na stole operacyjnym, gdzie chirurg musi dokonać na niej wiwisekcji, aby zrozumieć, jak funkcjonuje ten tajemniczy organizm i jaki rodzaj nowotworu go zjada. Tylko odczytanie historii i tradycyjnej kultury Rosji oczami jej sąsiadów ukazuje światu jej prawdziwy obraz.
Rosyjski tradycjonalizm sprawia, iż społeczeństwo to jawi się jako przewidywalne. jeżeli Rosja przez cały czas potrafi cię zaskoczyć, to nie znasz Rosji. Niech będzie to dla nas zasada numer 1. A oto reszta instrukcji postępowania, rodzaj dziesięciu przykazań.
Zasada nr 2. jeżeli Rosja obiecuje zrobić coś dobrego, to tego nie zrobi. Umowy z Rosją nie są więc warte papieru, na którym zostają spisane.
Zasada nr 3. jeżeli Rosja obiecuje, iż nie zrobi czegoś złego, na pewno to zrobi w momencie, gdy zdążysz już uznać, iż tego nie zrobi.
Zasada nr 4. jeżeli Rosja obiecuje zrobić coś złego, to na pewno to zrobi w najbardziej nieodpowiednim dla siebie momencie i z negatywnymi dla siebie konsekwencjami.
Zasada nr 5. jeżeli Rosja oskarża kogoś o popełnienie podłości lub przestępstwa, to sama już je popełniła.
Zasada nr 6. jeżeli Rosja oskarża kogoś o przygotowanie podłości lub przestępstwa, to sama je przygotowuje.
Zasada nr 7. jeżeli Rosja składa oficjalne oświadczenie, to kłamie.
Zasada nr 8. Rosja nie rozumie języka siły, rozumie tylko siłę. Ultimatum i negocjacje z Rosją są zatem bezużyteczne, ponieważ odbiera je ona jako oznakę słabości.
Zasada nr 9. jeżeli boisz się, iż twoje działania doprowadzą do eskalacji działań rosyjskich, to się mylisz. Eskalacja była przez Rosję planowana od dawna i nie wymaga dodatkowego powodu ani pretekstu.
Zasada nr 10. jeżeli przez cały czas boisz się Rosji, porzuć swój strach. Po prostu jej nie znasz.
Stosowanie tych prostych zasad uchroni człowieka europejskiego przed złożonymi problemami natury etycznej i praktycznej. Nie ma czegoś takiego jak rusofobia. To po prostu jeden ze sposobów manipulacji, wymyślony przez rosyjską propagandę, przeznaczony dla europejskich i amerykańskich konsumentów z ich ideami tolerancji i niedopuszczalności jakiejkolwiek dyskryminacji. Jest tylko reakcja zdrowego organizmu na zbrodnie i podłość emanującą z Rosji. To przejaw kulturowej higieny i dystansu społecznego. Jak podczas epidemii.
Nie ma pewności, iż po klęsce Rosji w wojnie z Ukrainą i późniejszej politycznej katastrofie rosyjskiego społeczeństwa będzie ona w stanie się zreformować, przezwyciężając w sobie russkij mir i reedukując Homo russicus. Jest więcej niż prawdopodobne, iż nieunikniona nowa próba europeizacji Rosji i „sapienizacji” (ang. sapienization), czyli uczłowieczenia Homo russicus, znów będzie miała charakter dekoracyjny i krótkotrwały, jak już nieraz się to w historii zdarzało.
Dlatego warto nauczyć się żyć z Rosją tuż obok, chronić się przed nią i nie bać się jej, ale zawsze mieć w rękach niezawodne środki ochrony i stosować niepisane przykazania obowiązujące w GUŁagu: „Nie wierz, nie bój się, nigdy nie proś” (przytaczają je Aleksander Sołżenicyn w Archipelagu GUŁag i Warłam Szałamow w Opowiadaniach kołymskich).
Dziś po krajach Europy Środkowej, o które martwili się István Bibó i Milan Kundera, przyszła kolej na Ukrainę, by przełamała ona swoje egzystencjalne obawy, tworząc nowy algorytm postępowania z sąsiednim imperium. Ukraina na nowo odczytuje rosyjską kulturę i historię, jasno nakreślając światu ich cechy wyróżniające.
Ukraińska i rosyjska wersja tego eseju została opublikowana przez ukraiński portal internetowy Zbruc .