Wypowiedź ministra Władysława Żurka w Polsat News, powtórzona dziś w TVN24, wywołała polityczne trzęsienie ziemi. Nie dlatego, iż padły oskarżenia wobec marszałka Szymona Hołowni. Nie dlatego, iż pojawiły się wątki dawnych wpływów Zbigniewa Ziobry. Najmocniejsze w słowach Żurka było zupełnie co innego: brutalna diagnoza, iż rząd — przynajmniej w niektórych obszarach — wciąż nie ma pełnej kontroli nad prokuraturą i służbami.
Żurek wprost wskazał, iż akcja służb wobec Hołowni — zaskakująco szybka, idealnie „timingowana” dzień po rezygnacji — mogła być zainspirowana przez ludzi dawnego układu Ziobry. Takie słowa z ust urzędującego ministra to nie są żarty, nie są też politycznym teatrem. To sygnał alarmowy. Bo jeżeli minister odpowiedzialny za nadzór nad tym obszarem mówi, iż pewne działania wywołali ludzie poprzedniej ekipy, oznacza to jedno: struktury, które miały zostać oczyszczone, przez cały czas nie są w pełni odzyskane.
To nie jest komfortowa prawda dla rządzących — i właśnie dlatego warto ją docenić.
Politycy uwielbiają mówić o sukcesach, reformach i „pełnej kontroli”. Tymczasem Żurek przyznaje, iż system jest przez cały czas skażony ludźmi poprzedniej władzy i iż ich wpływy mogą wywoływać realne skutki, łącznie z działaniami wobec drugiej osoby w państwie.
Sytuacja jest poważna. Prokuratura jest zainfekowana pisowskimi prokuratorami, którzy działają na polecenie polityczne Ziobry a nie jak niezawisły organ.

3 godzin temu










