Zrobiła to! Iga Świątek pokonała Amandę Anisimową (6:0, 6:0) i po raz pierwszy w karierze została triumfatorką Wimbledonu. Polka nie kryła wzruszenia po fenomenalnym zwycięstwie. Trawa już niestraszna Idze Do tego sezonu Iga Świątek uchodziła za tenisitkę, która nie czuje się najlepiej na kortach trawiastych. Do tej pory najlepszym osiągnięcie Polki na Wimbledonie był ćwierćfinał, więc kibice i eksperci mieli prawo podchodzić z pewnym dystansem do jej występu w Londynie. Jednak tym razem raszynianka od początku turnieju imponowała (serwis, return, poruszanie się po korcie) i można było odnieść wrażenie, iż „nauczyła się” trawy. Dość powiedzieć, iż w tej edycji londyńskiego turnieju straciła tylko jednego seta (w 2. rundzie z Amerykanką Caty NcNally) i szła przez wielkoszlemową imprezę jak burza. Półfinał z Belindą Bencić? To był koncert, po którym na dobre rozbudziła apetyty kibiców. – W każdym roku było coraz lepiej, ale mam wrażenie, iż w tym sezonie zrobiłam na trawie największy postęp. Cieszę się z pracy, którą do tej pory wykonałam. Potrafię wywierać presję na rywalkach. Mój serwis jest dużo lepszy, podobnie jak sposób poruszania się po korcie – mówiła Iga Świątek przed sobotnim finałem. – Jej gra robi wrażenie, w trakcie tego turnieju jest bardzo regularna, więc to będzie