Historia Amandy Zurawski wstrząsnęła Amerykanami. Czy 37-latka może pomóc Bidenowi pogrążyć Trumpa?

1 tydzień temu
"Podziwiam twoją siłę i odwagę", "Jesteś niezwykła", "Amanda bohaterką", "Twoja historia złamała mi serce". Tak od kilku dni Amerykanie i Amerykanki reagują na 1-minutowe nagranie wyborcze Joe Bidena. Nie ma w nim prezydenta USA. Ale jest Amanda Zurawski. Młoda kobieta, która przez drakońskie prawo aborcyjne w Teksasie dwukrotnie o mało nie umarła. W Polsce trwa walka o liberalizację przepisów, ale zobaczcie, co się dzieje w USA, gdzie jeden ze stanów właśnie wrócił do prawa z 1864 roku. Tam Amanda jest dziś wszędzie. Tak jak u nas Iza z Pszczyny w 2021 roku.


Jej nazwisko przewija się w najważniejszych serwisach informacyjnych w USA. Piszą o niej także brytyjskie media, łącznie z tabloidem "Daily Mail", który donosi: "Biden publikuje brutalny spot z wyznaniem kobiety z Teksasu, której odmówiono aborcji i która po poronieniu prawie zmarła na sepsę".

Internet? "Co za odważna kobieta", "Jej historia chwyta za serce", "Nikt nie powinien przez coś takiego przechodzić", "To prawdopodobnie jeden z najbardziej brutalnych spotów politycznych, jakie widziałem" – komentują Amerykanie.

Ktoś pisze: "Pokazujcie to w każdej stacji w USA. Wszędzie powinni o tym usłyszeć i to zobaczyć".

Albo: "Rzadko zwracam uwagę na reklamy, ale ta... Poczułam jej ból. Nigdy nie zrozumiem okrucieństwa polityków danej partii".



Tragiczna historia Amandy Zurawski


Nagranie nosi tytuł "Willow's Box". Tak chcieli nazwać swoją córeczkę Amanda Zurawski i jej mąż Josh. Matka pokazuje pierwsze rzeczy, które kupili dla dziecka, w tym książeczkę. Płacze. Na końcu pojawia się wymowny napis: "Donald Trump to zrobił".

Para przez półtora roku starała się o dziecko, leczyli się na niepłodność. Gdy w 2022 roku Amanda zaszła w ciążę, byli przeszczęśliwi.

W tym samym roku Sąd Najwyższy USA orzekł, iż amerykańska konstytucja nie gwarantuje prawa do aborcji i obalił obowiązujący od 50 lat wyrok Roe vs Wade. Po nim kolejne stany zaczęły zaostrzać prawo aborcyjne. W Teksasie, gdzie mieszka Amanda, za aborcję zaczęły grozić kary więzienia i grzywna do 100 tys. dolarów.

I tu zaczyna się tragedia rodziny. Gdy w 18. tygodniu ciąży Amandzie odeszły wody, dowiedzieli się, iż stracą dziecko, iż córka nie przeżyje porodu, bo kobieta ma niewydolną szyjkę macicy i zbyt wcześnie nastąpiło rozwarcie.

Mimo to lekarze nie mogli przerwać ciąży. Odesłali ją do domu. I trzy dni czekali na to, aż życie kobiety będzie na tyle zagrożone, by mogli wykonać zabieg, zgodnie z nowym prawem Teksasu.

W tym czasie Amanda zachorowała na sepsę. Jej mąż wspominał, iż w szpitalu nie mogła chodzić, nie wiedziała, co się z nią dzieje, miała gorączkę i problemy z mówieniem.

"Nigdy, choćby w najśmielszych snach nie myślałam, iż przepisy, na które tak się wściekała, będą stanowić zagrożenie dla mojego życia i uniemożliwią mi dostęp do bezpiecznej opieki zdrowotnej w 2022 roku w Stanach Zjednoczonych" – powiedziała potem magazynowi "People".



Jak Iza z Pszczyny w Polsce....

Para oczywiście nie chciała dokonać aborcji. Chcieli mieć dziecko. Ale zabieg w ich sytuacji był konieczny. Dokładanie tak, jak w przypadku Izy z Pszczyny w Polsce, która znalazła się w podobnej sytuacji. Tylko finał jej historii był inny.

Przypomnijmy, 30-letnia Izabela zgłosiła się do Szpitala Powiatowego w Pszczynie po tym, jak odeszły jej wody płodowe. Wcześniej u jej dziecka stwierdzono wady rozwojowe. Zmarła w szpitalu w wyniku wstrząsu septycznego. Jej śmierć we wrześniu 2021 roku wywołała potężne manifestacje w Polsce przeciwko drakońskiemu prawu wprowadzonemu przez rząd PiS.

Teraz takie historie budzą Amerykę.

"Ich historia jest tak tragiczna. ​​Można było jej zapobiec, NIE pozwalając politykom na podejmowanie decyzji medycznych za kogokolwiek, kiedykolwiek", "Polityk nigdy nie powinien mieć możliwości dyktowania, jak powinna wyglądać opieka medyczna. Twierdzenie, iż są prorodzinni, jest hipokryzją" – piszą o Trumpie komentujący nagranie na YouTube.

"To jest nie do zaakceptowania!" – grzmią.


Kobiety pozwały władze Teksasu


Amanda Zurawski ma 37 lat i dziś bardzo angażuje się w sprawy aborcji. Występuje w mediach. Opowiada, iż lekarze byli tak samo wściekli jak ona z mężem, ponieważ mieli związane ręce. Gdyby zdecydowali się na aborcję, zostaliby oskarżeni o przestępstwo. Mówi o tym, jaki ta sytuacja wywarła wpływ na jej zdrowie psychiczne i iż być może nigdy już nie będzie mogła mieć dzieci.

Jest jedną z kilkunastu kobiet, które – będąc w podobnej sytuacji, gdy odmówiono im prawa do aborcji – postanowiły pozwać władze stanu Teksas.

"Amanda zmienia sposób, w jaki ludzie myślą o aborcji. Publiczne podzielenie się swoją osobistą traumą wymagało wiele siły i zainspirowało inne kobiety, by zrobić to samo" – powiedziała o niej Molly Duane, prawniczka z Centrum Praw Reprodukcyjnych, która reprezentuje Amandę i inne kobiety, cytowana przez "Austin American-Statesman".

Teraz Zurawski otwarcie wsparła Joe Bidena. Jej uścisk z prezydentem USA wywołał prawdziwy aplauz.



Nagranie opublikowano dosłownie kilka godzin po tym, gdy Trump stwierdził, iż każdy ze stanów powinien indywidualnie uregulować tę kwestię.

Niektórzy w sieci oceniają, iż nagranie jest przełomowe. W ciągu kilku dni ma już 2 mln wyświetleń. Ktoś z komentujących na FB porównał je choćby do jednego z najgłośniejszych spotów w historii USA, który odwrócił bieg kampanii wyborczej w 1964 roku.

Oczywiście zdecydowanie za wcześnie, by tak twierdzić, ale jeden z komentujących tak ocenia nagranie: "Spot z Amandą Zurawski i jej tragiczną historią może być najważniejszym spotem, odkąd Lyndon Johnson wyemitował 'Daisy', która zniszczyła kampanię prezydencką Barry’ego Goldwatera".

Tamto nagranie sprzed 60 lat jest wstrząsające. Mała dziewczynka liczy płatki kwiatka. Nagle następuje wybuch. Tak Lyndon Johnson skutecznie nastraszył Amerykanów wizją wojny nuklearnej, jeżeli wygra jego konkurent.



"Sprawa aborcji może mieć wpływ na wynik wyborów"


Dr hab. Tomasz Basiuk, dyrektor Instytutu Ameryk i Europy, którego częścią jest Ośrodek Studiów Amerykańskich w Warszawie, uważa, iż nagranie i sprawa aborcji ma szansę zadziałać na korzyść Bidena.

– Będzie mobilizować liberałów. Sprawa aborcji może okazać się decydująca lub mieć bardzo poważny wpływ na wynik wyborów – mówi.

Choć zastrzega, iż wybory zależą oczywiście również od innych czynników, poza tym zostało do nich jeszcze pół roku. I wszystko może się zdarzyć.

– W tej chwili Donald Trump ma nieco przewagi nad Joe Bidenem w badaniach opinii publicznej. Ale są dwie przesłanki, które pozwalają sądzić, iż może on wypaść gorzej w wyborach, niż w tej chwili wskazują sondaże. Jedna z nich to sprawy sądowe, które mogą spowodować, iż jeżeli Trump zostanie skazany, część wyborców może być niechętna głosować na kogoś, kto ma wyrok. A druga rzecz to właśnie kwestia aborcji – mówi amerykanista.

Od słynnej decyzji Sądu Najwyższego USA w 2022 roku ta kwestia żyje w USA. To jeden z tematów obecnej kampanii, choć oczywiście niejedyny, ale budzący ogromne emocje.

– W mediach tradycyjnych i społecznościowych są przekazy, które przypominają o tym, iż decyzja SN jest zagrożeniem dla kobiet. Emocje są podtrzymywane również w ten sposób i prawdopodobnie będą wpływać na wyniki wyborów. Myślę, iż to jedna z kilku głównych przesłanek, a w sensie emocjonalnym może choćby najważniejsza – uważa dr Basiuk.

Politico już analizuje, iż sztab Bidena w ogóle chce uderzyć Trumpa sprawą aborcji, a amerykańskie media twierdzą, iż spot z Amandą Zurawski to część większej akcji, opartej na wyznaniach kobiet, której koszt ocenia się na 30 mln dolarów.



– Winą Trumpa są drakońskie przepisy stanowe. W tym sensie jest to wina Trumpa, iż za jego kadencji republikanie mianowali sędziów do Sądu Najwyższego, którzy przegłosowali odwrócenie decyzji Roe vs. Wade. On wskazał sędziów, którzy podjęli taką decyzję. W jakimś sensie zrobił to z premedytacją, licząc na głosy np. ewangelikalnych chrześcijan i innych zachowawczych, ale bardzo religijnych wyborców. W tym sensie jest to wina Trumpa – przypomina amerykanista.

– A skoro SN zmienił zdanie w sprawie, czy zakaz aborcji jest niezgodny z konstytucją USA, to sprawa wróciła do poziomu stanów. Tak rząd federalny, dzięki SN, otworzył furtkę do tego, żeby wrócić do sytuacji sprzed Roe vs Wade. I żeby stany mogły ją regulować – dodaje.

Arizona i powrót do prawa z 1864 roku


Dziś sytuacja wygląda tak, iż 16 stanów nie zezwala na aborcję w przypadku wady płodu. Sześć – ze względu na zdrowie matki. Kilka dni temu szok wywołała decyzja Sądu Najwyższego z Arizony, który przywrócił ustawę z... 1864 roku. Zgodnie z nią przerwanie ciąży możliwe jest tu tylko w przypadku zagrożenia życia matki. W ten sposób Arizona dołączyła do Teksasu, Alabamy i Missisipi, które mają najostrzejsze prawo w USA.

– To jest związane z prawem zwyczajowym, do czego w Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni. Sądy orzekają na podstawie wcześniejszych precedensów, które – o ile nie zostały wprost unieważnione – pozostają i przez cały czas mogą obowiązywać. Jest wiele przypadków, iż tego rodzaju przepisy są rzadko egzekwowane. Bardzo stare przepisy wydają się tak kompletnie nieżyciowe, nie przystają do dzisiejszych okoliczności, iż się do nich nie sięga. Ale zawsze jest zagrożenie, iż dopóki nie zostaną usunięte np. decyzją sądu lub przez inny akt prawny, to przez cały czas obowiązują – mówi dr Basiuk.

– I czasami, niestety, są uaktywniane. Trudno je odwołać i mało kto o tym myśli, bo są zamierzchłe i trzeba mieć wolę polityczną do zmiany oraz większość w Kongresie, której najczęściej jej nie ma – dodaje.

Decyzja z Arizony zapadła po wyemitowaniu spotu z Amandą Zurawski. I już słychać, iż sztab Bidena zamierza pokazywać je również tu. A także w ogóle przeznaczyć w kwietniu milion dolarów na kampanię skierowaną do kobiet w tym stanie.



– Trump chce powrotu Ameryki do XIX wieku. Oto jak wygląda jego druga kadencja: więcej zakazów, więcej cierpienia i mniej wolności – grzmi wiceprezydent Kamala Harris.

– Jestem pewna, iż w listopadzie ludzie zagłosują w tej sprawie. Naprawdę wierzę, iż ponownie wybierzemy prezydenta Bidena, a on jest jedynym kandydatem, który przywróci nasze prawa – mówi dziś Zurawski.



Jak podaje agencja AP, razem z inną kobietą w podobnej sytuacji, Kaitlyn Joshua z Luizjany, w ciągu najbliższych dwóch tygodni jadą do Karoliny Północnej i Wisconsin. Tam zamierzają spotkać się z lekarzami, lokalnymi urzędnikami i wyborcami. Będą mówić o zagrożeniach dla kobiet.

Idź do oryginalnego materiału