Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości i jeden z najbardziej kontrowersyjnych polityków obozu Prawa i Sprawiedliwości, ponownie dał wyraz swojej charakterystycznej interpretacji porządku prawnego w Polsce.
Podczas środowej konferencji prasowej odniósł się do działań komisji śledczej ds. Pegasusa, zarzucając rządowi Donalda Tuska „pełzający zamach stanu” i „bezprawie”. Tego rodzaju retoryka, przypominająca bardziej mowę obronną podsądnego niż wypowiedź parlamentarzysty, stanowi próbę odwrócenia uwagi od własnej odpowiedzialności politycznej i prawnej za lata patologicznego zarządzania wymiarem sprawiedliwości.
Ziobro od lat posługuje się tą samą metodą: radykalne słownictwo, alarmistyczna retoryka, próby delegitymizowania przeciwników politycznych i jednostronna interpretacja przepisów prawa. Tym razem sięgnął po największe dostępne kalibry – zarzuty o zamach stanu, naruszanie konstytucji, łamanie praw parlamentarzystów. Wszystko to w obronie… własnej osoby oraz politycznych towarzyszy, którzy konsekwentnie unikają stawienia się przed legalnie działającą komisją śledczą.
Podkreślanie, iż Trybunał Konstytucyjny „zdelegalizował komisję śledczą ds. Pegasusa”, nie ma żadnego znaczenia prawnego, ponieważ mówimy o ciele, które zostało przez samych polityków PiS przekształcone w atrapę sądu konstytucyjnego. Wiarygodność tego organu jest zniszczona — zasiadają w nim osoby powołane z rażącym naruszeniem procedur, w tym tzw. dublerzy, których obecność była szeroko krytykowana nie tylko w kraju, ale i w Europie. Ziobro dobrze o tym wie — sam w znacznym stopniu odpowiada za upadek autorytetu TK. Dziś jednak powołuje się na jego „orzeczenia” jako fundament obrony przed postępowaniami kontrolnymi.
Ziobro twierdzi również, iż działania komisji naruszają konstytucyjne przepisy dotyczące immunitetu parlamentarnego. Jest to interpretacja nie tylko jednostronna, ale i wygodna — pozwala mu unikać odpowiedzialności, sugerując, iż każda próba pociągnięcia go do wyjaśnień stanowi naruszenie jego praw. Problem w tym, iż komisja śledcza nie prowadzi postępowania karnego. Jej celem jest ustalenie faktów dotyczących wykorzystywania narzędzi inwigilacyjnych przez państwo. To podstawowe narzędzie demokratycznej kontroli parlamentarnej, a nie przejaw represji.
W rzeczywistości to właśnie Ziobro i jego otoczenie przez lata tworzyli system, który cynicznie ignorował podstawowe gwarancje prawne obywateli. To za jego rządów prokuratura stała się narzędziem politycznym, prokuratorzy – posłusznymi wykonawcami linii partii, a sędziowie – celem kampanii dyskredytacyjnych. To jego resort nadzorował praktyki inwigilacyjne, których skala i arbitralność były alarmujące, także w świetle ustaleń organizacji międzynarodowych.
Dziś Ziobro usiłuje odwrócić role. Przedstawia siebie jako ofiarę politycznej nagonki, rzekomo brutalnie ściganą przez nowy rząd. W istocie jednak jego sytuacja to rezultat własnych działań: wieloletniego nadużywania władzy, zawłaszczania instytucji i cynicznego niszczenia mechanizmów państwa prawa. Komisja śledcza ds. Pegasusa to nie zamach stanu — to elementarny obowiązek Sejmu wobec obywateli, którzy mają prawo wiedzieć, kto i w jakim celu ich podsłuchiwał.
Wypowiedzi o „braku możliwości użycia przymusu wobec parlamentarzysty” i konieczności zmian konstytucji, aby móc „doprowadzić świadka” – są w istocie wyrazem strachu przed konfrontacją z faktami. Ziobro nie odnosi się do meritum zarzutów, nie próbuje choćby odpowiedzieć na pytania dotyczące zakresu wykorzystania Pegasusa, podstaw prawnych czy konkretnych przypadków. Zamiast tego ucieka w pseudo-konstytucjonalne wybiegi i oskarżenia o totalitaryzm. To klasyczna taktyka uniku.
Zbigniew Ziobro, choć wciąż formalnie obecny w życiu publicznym, jest politykiem skompromitowanym. Jego wiarygodność została pogrzebana nie tylko przez afery i decyzje z czasów, gdy nadzorował wymiar sprawiedliwości, ale przede wszystkim przez konsekwentne dążenie do podporządkowania prawa interesowi politycznemu. W kontekście jego wypowiedzi na temat komisji śledczej nie mamy do czynienia z debatą prawną — to desperacka próba ratowania własnej pozycji, dzięki retoryki, której nie kupuje już nikt poza najwierniejszymi sympatykami PiS.
Podsumowując: Ziobro nie broni prawa. Ziobro broni siebie. Jego ataki na komisję śledczą są kolejnym rozdziałem w historii unikania odpowiedzialności przez człowieka, który przez lata traktował państwo jak prywatne narzędzie. To nie Donald Tusk odpowie za „pełzający zamach stanu” — to Ziobro musi wreszcie odpowiedzieć za swój rzeczywisty zamach na państwo prawa.