Histeria PiS. Co chcą w ten sposób osiągnąć?

5 dni temu

Obóz sympatyzujący z Prawem i Sprawiedliwością żyje w stanie permanentnego oblężenia, wierząc, iż Polska stoi na krawędzi katastrofy, a winę za to ponosi Donald Tusk i jego sojusznicy.

W rozmowie na antenie telewizji wPolsce24 prof. Andrzej Nowak, znany historyk i publicysta, maluje apokaliptyczny obraz rzeczywistości, w której prezydent elekt Karol Nawrocki potrzebuje „fizycznej ochrony” przed rzekomą „atmosferą pogromową”. Jego słowa: „W stanie wojennym nie zbliżyliśmy się choćby do drobnej części tej intensywności nienawiści jednych Polaków przeciwko drugim. To jest bardzo przygnębiające”, brzmią jak dramatyczny apel, ale czy nie są przejawem przesady, która sama w sobie podsyca podziały?

Dla sympatyków PiS Tusk to nie premier, ale demiurg chaosu, który dzięki „narzędzi” takich jak mecenas Roman Giertych sieje nienawiść i dąży do „niszczenia Polski”. Nowak, z patosem godnym romantycznych męczenników, porównuje obecne czasy do atmosfery poprzedzającej zabójstwo prezydenta Narutowicza. „Myślę, iż trzeba chronić fizycznie Karola Nawrockiego” – powtarza, sugerując, iż obóz rządzący zmierza do najgorszego scenariusza, czyli zamachu na elekta. To retoryka, która ma mobilizować elektorat PiS, ale jednocześnie buduje mur nieufności, gdzie każdy, kto kwestionuje wynik wyborów, staje się wrogiem narodu.

Warto jednak zatrzymać się nad tym, co w wypowiedziach Nowaka budzi uśmiech politowania. Jego wizja „Ruchu Ochrony Kandydata” brzmi jak pomysł rodem z political fiction, a nie poważna propozycja. Czy naprawdę wierzy, iż Nawrocki, historyk i były dyrektor IPN, potrzebuje obstawy niczym bohater sensacyjnego filmu? A może to tylko chwyt, by wzbudzić emocje wśród sympatyków PiS, którzy i tak widzą w Tusku zagrożenie dla „polskości”? Jeszcze bardziej kuriozalne jest przywoływanie incydentu w sklepie, gdzie „jakiś starszy człowiek” miał krzyczeć o Nawrockim. Czy pojedynczy krzykacz to dowód na „pogromową atmosferę”? To raczej anegdota niż argument.

Nowak chwali też instytucje takie jak telewizja wPolsce24, Republika czy Kanał Zero, które jego zdaniem „stanęły na straży rzeczywistości”. „Demokracja jeszcze ma szansę się obronić” – mówi, sugerując, iż to one, a nie niezależne sądy czy media, uratowały Polskę przed „dyktaturą emocji”. To narracja, która idealnie trafia do serc zwolenników PiS, przekonanych, iż mainstreamowe media, jak Onet, to narzędzia manipulacji. Jednak gloryfikowanie niszowych mediów jako bastionów prawdy jest równie jednostronne, co krytykowane przez Nowaka działania Tuska.

Sympatycy PiS, słuchając takich głosów, widzą w obecnej sytuacji powtórkę z historii – rozbiory Polski, które Nowak przywołuje jako przestrogę. „Głębokie podziały wewnątrz Rzeczpospolitej (…) są wykorzystywane, tworzone, rozdmuchiwane przez sąsiadów po to, żeby Polskę rozebrać” – mówi historyk, sugerując, iż Tusk gra na korzyść zewnętrznych sił. To klasyczny motyw oblężonej twierdzy, który mobilizuje elektorat, ale jednocześnie zamyka go na dialog. Dla zwolenników PiS każdy, kto popiera weryfikację wyborów, staje się zdrajcą, a Nawrocki – męczennikiem na ołtarzu narodowej sprawy.

Tymczasem rzeczywistość jest mniej dramatyczna. Wątpliwości wokół wyborów to nie „pogrom”, ale demokratyczny proces, który wymaga transparentności. Zamiast budować barykady i straszyć „zamachem”, warto byłoby, by obóz PiS, wraz z prof. Nowakiem, spojrzał na sprawę z większą rozwagą. Polska potrzebuje jedności, a nie kolejnej wojny polsko-polskiej, w której historycy zamieniają się w proroków apokalipsy.

Idź do oryginalnego materiału