Mateusz Morawiecki, były premier i prominentny poseł Prawa i Sprawiedliwości, po raz kolejny próbuje budować polityczny kapitał na kryzysie migracyjnym, serwując Polakom narrację pełną emocji, ale ubogą w realne rozwiązania.
Jego ostatnie wypowiedzi na temat sytuacji na granicy polsko-niemieckiej, opublikowane w mediach społecznościowych, to przykład politycznego populizmu, który zamiast szukać dialogu z sąsiadami, eskaluje napięcia i podsyca antyniemieckie nastroje. Morawiecki, zamiast wykazać się odpowiedzialnością, którą sam tak chętnie podkreśla, woli grać na emocjach, co szkodzi polskiej racji stanu.
„To nie tylko sprawa nielegalnej migracji. To symbol czegoś znacznie głębszego – kryzysu zaufania do zachodniego sąsiada, który zamiast współpracy wybiera konfrontację i przerzucanie problemów na innych” – pisze Morawiecki, wskazując Niemcy jako głównego winowajcę problemów na granicy. Taka retoryka, choć chwytliwa, jest niebezpiecznie uproszczona. Kryzys migracyjny to problem ogólnoeuropejski, wymagający współpracy, a nie wzajemnego obwiniania. Oskarżanie Niemiec o „haniebną grę interesów” i sprowadzanie Polski do roli „bufora” – jak twierdzi Morawiecki – ignoruje fakt, iż Polska również walczy z wyzwaniami migracyjnymi na innych granicach, choćby z Białorusią, i sama oczekuje solidarności od partnerów z UE.
Morawiecki idzie dalej, sugerując, iż Niemcy manipulują migrantami, by uniknąć procedur azylowych. „Jak relacjonowała niedawno Anna Kwiatkowska, eksperta Ośrodka Studiów Wschodnich, niemieckie służby doskonale wiedzą, co zrobić, żeby nie uruchamiać procedury azylowej. Trzeba tylko »odpowiednio« usłyszeć to, co migrant mówi” – przytacza. To poważne oskarżenie, rzucone bez dowodów, które mogłoby zostać wykorzystane w dyplomatycznym dialogu, gdyby Morawiecki był zainteresowany realnymi rozwiązaniami. Zamiast tego woli budować narrację o „cichej wojnie” między państwami, twierdząc: „Nie między narodami. Między państwami i modelami działania ich administracji”. Tego rodzaju język nie tylko zaostrza ton debaty, ale też utrudnia współpracę z Niemcami, kluczowym partnerem Polski w UE.
Były premier nie szczędzi też krytyki niemieckim władzom, pisząc: „Rząd niemiecki nie wyciągnął wniosków z błędów Merkel. Problem w tym, iż zamiast zbudować mechanizmy wyjścia z tego piwa, które sami nawarzyli, próbują wypychać problem za granicę. Polską granicę”. Takie słowa, choć mogą zyskać poklask wśród części elektoratu PiS, ignorują fakt, iż Niemcy wprowadziły reformy migracyjne, w tym zaostrzenie przepisów i rozbudowę ośrodków deportacyjnych. Morawiecki woli jednak malować obraz wroga, zamiast proponować konkretne rozwiązania, takie jak wspólne europejskie mechanizmy kontroli granic.
Jego propozycja programów „Tarcza Zachód, Tarcza Litwa i Tarcza Wschód” brzmi efektownie, ale brakuje w niej szczegółów. „Mam świadomość, iż musimy działać mocno i skuteczne. Natychmiast” – deklaruje, jednak nie wyjaśnia, jak te programy miałyby funkcjonować. Zamiast tego woli apelować do emocji mieszkańców przygranicznych miast: „Kanclerz Merz może mówić, iż »problem nie istnieje«. Ale niech powie to ludziom z Gubina. Ze Zgorzelca”. To klasyczny populizm, który wykorzystuje lokalne obawy, ale nie oferuje rozwiązań. Morawiecki, zamiast budować mosty między Polską a Niemcami, woli podsycać nieufność, co w dłuższej perspektywie szkodzi polskiej pozycji w Europie. Prawdziwe przywództwo wymaga współpracy, a nie populistycznych haseł. Tyle tylko, czy Morawiecki o tym wie?!