Były premier wraca w roli, którą najlepiej opanował – moralisty w garniturze. W najnowszym spocie Mateusz Morawiecki potępia „hipokryzję Platformy”, zapominając, iż to jego Polski Ład był największym pokazem politycznej obłudy III RP. Teraz znów staje przed kamerą, by z kazalnicy Twittera głosić prawdy, które sam wielokrotnie złamał.
„Zabieram was na szczyt hipokryzji Platformy Obywatelskiej” — mówi z teatralnym oburzeniem Mateusz Morawiecki w najnowszym spocie opublikowanym w serwisie X. I rzeczywiście, zabiera. Ale nie tam, gdzie zamierzał. Bo jeżeli ktoś w ostatnich latach wdrapał się na szczyt hipokryzji, to właśnie on – były premier, który obiecywał milionom Polaków „nowy ład”, a zostawił po sobie chaos, inflację i dziurę budżetową większą niż kiedykolwiek po 1989 roku.
Spot, w którym Morawiecki punktuje posłów Koalicji Obywatelskiej za rzekome „chwalenie się inwestycjami z Polskiego Ładu”, to przykład propagandowej desperacji. Mówi o „geniuszach” z PO, którzy „chwalą się stadionami i mostami”, ale ani słowem nie wspomina o tym, iż Polski Ład był finansowym bublem, którego skutki samorządy odczuwają do dziś. Morawiecki po raz kolejny próbuje odwrócić uwagę od własnych porażek, wyciągając z archiwum PR-owy trup.
Morawiecki wciąż mówi jak bankowiec sprzedający produkt, którego sam by nie kupił. W spocie z zadowoleniem przypomina, iż „samorządy realizowały inwestycje za dziesiątki miliardów złotych”. Nie dodaje, iż znaczna część tych pieniędzy była przyznawana poza jakimikolwiek przejrzystymi kryteriami, często według klucza politycznej lojalności wobec PiS.
Wielu wójtów i prezydentów miast mówiło wprost: kto nie przyklaskiwał partii rządzącej, ten z Polskiego Ładu nie zobaczył złotówki. Polski Ład nie był więc programem rozwoju – był programem politycznego nagradzania swoich i karania innych.
„To znak, iż rządowy fundusz Polski Ład był trafionym programem” – konkluduje narrator w spocie. Trafionym? Owszem, ale w sensie dosłownym. Trafił w finanse milionów obywateli, którzy po „reformie podatkowej” płacili więcej niż wcześniej. Trafił w księgowych, którzy przez miesiące próbowali zrozumieć kolejne wersje rozporządzeń. Trafił w przedsiębiorców, których rząd uczynił zakładnikami własnej propagandy.
Morawiecki od lat próbuje opowiadać o sobie jako o technokracie z misją. Gdy był premierem, udawał europejskiego modernizatora; po utracie władzy – moralistę walczącego z „hipokryzją”. W obu rolach brzmi fałszywie.
Jego wystąpienia są pełne moralnych uniesień i biblijnych fraz („walka dobra ze złem”, „prawda zwycięży”), ale za tą teatralnością kryje się pusta retoryka człowieka, który nigdy nie potrafił wziąć odpowiedzialności za własne błędy.
To on w 2021 roku zapewniał, iż „Polski Ład to największa reforma podatkowa w historii III RP” i iż „zyska na niej 18 milionów Polaków”. Zyskało państwo – na wyższych składkach i zamieszaniu. Stracili ci, których Morawiecki nazywał „klasą średnią”. Kiedy program się załamał, premier udawał, iż nic się nie stało. Teraz, po latach, wraca do tego jak do relikwii – by udowodnić, iż miał rację.
W spocie pojawiają się nazwiska posłów Koalicji Obywatelskiej: Witold Zembaczyński, Marta Wcisło, Szymon Rutnicki. Widzimy ich na tle inwestycji, które — jak podkreśla narrator — powstały dzięki „rządowemu funduszowi”. Tymczasem te inwestycje nie spadły z nieba PiS-u. Finansowane były z pieniędzy podatników – nie Morawieckiego, nie partii, ale obywateli.
Właśnie w tym tkwi największa manipulacja byłego premiera. Uważa on, iż państwo to on. Że jeżeli ktoś otwiera most sfinansowany z budżetu, to „kradnie zasługi PiS-owi”. Tyle iż demokracja nie działa jak korporacja z logiem na każdym czeku.
„Zabieram was na szczyt hipokryzji” – mówi Morawiecki. Rzeczywiście, tylko iż po drodze zapomniał spojrzeć w lustro. Tam ujrzałby człowieka, który przez osiem lat rządów doprowadził do rekordowego zadłużenia państwa, stworzył system finansowania poza budżetem, a potem nazwał to „odpowiedzialnością”.
Dziś Morawiecki próbuje znów być kimś ważnym w polityce. Nie ma już stanowiska, władzy ani realnego wpływu – zostały mu tylko spoty, slogany i media społecznościowe. Ale jego styl pozostał ten sam: moralizować, atakować, oskarżać – nigdy nie tłumaczyć się.
Kiedy więc były premier mówi o „szczycie hipokryzji”, trudno oprzeć się wrażeniu, iż to wyznanie osobiste. Polski Ład był pomnikiem jego politycznego stylu: pompatycznego, nieprzejrzystego i krótkowzrocznego. Dziś z tego pomnika została ruina – ale Morawiecki wciąż robi sobie na jej tle selfie.