Beata Kempa, doradczyni prezydenta Andrzeja Dudy, po raz kolejny dała popis hipokryzji PiS, która bardziej przypomina tani teatr niż merytoryczną debatę. W swoim najnowszym wystąpieniu na antenie Telewizji wPolsce24 Kempa nie tylko rzucała oskarżenia pod adresem obecnego rządu, ale także po raz kolejny pokazała, iż jej słowa są puste, a działania – lub ich brak – nie przynoszą żadnych realnych korzyści ani dla obywateli, ani dla jej politycznych sojuszników. Jej wypowiedzi to mieszanka emocjonalnych manipulacji, populistycznych haseł i unikania odpowiedzi na najważniejsze pytania, co stawia pod znakiem zapytania jej kompetencje jako doradczyni prezydenta.
Kempa rozpoczęła swoje wystąpienie od pozdrowienia Dariusza Mateckiego, który – jak twierdzi – znajduje się w „areszcie wydobywczym”. „Cierpi żona, maleńkie dziecko, rodzice również. Trzymajmy się, nie dajmy się. Darku, trzymaj się. Damy radę temu reżimowi” – mówiła z emfazą, próbując wzbudzić współczucie dla Mateckiego i jednocześnie przedstawiając obecny rząd jako bezwzględny „reżim”. To retoryka, która ma na celu wyłącznie grę na emocjach, a nie przedstawienie faktów. Kempa nie wspomina, dlaczego Matecki znalazł się w areszcie, jakie zarzuty mu postawiono i czy istnieją dowody na jego niewinność. Zamiast tego woli budować narrację ofiary, która ma służyć jako polityczny oręż przeciwko rządzącym.
Co więcej, jej słowa o „reżimie” są nie tylko przesadzone, ale wręcz obraźliwe wobec demokratycznych instytucji państwa. Kempa, która przez lata była częścią obozu rządzącego, zdaje się zapominać, iż to właśnie za rządów PiS dochodziło do licznych kontrowersji związanych z wymiarem sprawiedliwości, w tym do zarzutów o polityczne wykorzystywanie prokuratury. Teraz, gdy jej partia straciła władzę, nagle dostrzega „reżim” tam, gdzie wcześniej widziała jedynie „porządek”. Taka hipokryzja jest charakterystyczna dla polityków, którzy nie potrafią pogodzić się z utratą wpływów i zamiast merytorycznej krytyki uciekają się do populistycznych haseł.
Kempa poszła o krok dalej, oskarżając rząd o „pokazówki” wobec kobiet, takich jak Anna Wójcik czy inne urzędniczki. „Proszę zobaczyć, jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby się tym po prostu napawać” – grzmiała na antenie. To kolejny przykład jej skłonności do rzucania mocnych słów bez poparcia ich dowodami. Nie wyjaśniła, o jakie konkretnie „pokazówki” chodzi, ani dlaczego uważa, iż rząd „napawa się” tymi sytuacjami. Zamiast tego woli używać emocjonalnych epitetów, takich jak „zwyrodnialec”, które mają na celu zdemonizowanie przeciwników politycznych, a nie przyczynić się do rzeczowej dyskusji.
Co więcej, Kempa zdaje się nie dostrzegać, iż to właśnie za rządów PiS, w których aktywnie uczestniczyła, kobiety w Polsce często spotykały się z lekceważeniem i instrumentalnym traktowaniem. Wystarczy przypomnieć brutalne tłumienie protestów kobiet po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji w 2020 roku, gdzie policja używała siły wobec protestujących, w tym kobiet. Gdzie wtedy była Kempa ze swoimi oskarżeniami o „zwyrodnialstwo”? Jej obecna troska o prawa kobiet brzmi jak cyniczna próba wykorzystania ich sytuacji do politycznych celów, a nie autentyczna chęć poprawy ich losu.
Kiedy przyszło do bardziej merytorycznych kwestii, takich jak ustawa o obniżeniu składki zdrowotnej, Kempa po raz kolejny pokazała, iż jej rola jako doradczyni prezydenta sprowadza się do ogólników i uników. Na pytanie, co prezydent zrobi z ustawą, odpowiedziała: „Ustawa rzeczywiście jest w procedowaniu, przeszła przez pierwszy etap, czyli Sejm, teraz będzie procedowana w Senacie. Z tego, co słyszę, mają być zgłaszane jakieś poprawki, więc jeszcze nie…”. To odpowiedź, która nie mówi absolutnie nic. Kempa nie wskazała, jakie jest stanowisko prezydenta w tej sprawie, czy popiera ustawę, czy też planuje ją zawetować. Nie odniosła się również do potencjalnych skutków obniżenia składki zdrowotnej dla systemu ochrony zdrowia, który i tak boryka się z niedofinansowaniem.
Taka postawa jest typowa dla Kempy – zamiast przedstawić konkretne stanowisko, woli zasłonić się procedurami i ogólnikami. To szczególnie niepokojące w kontekście jej roli jako doradczyni prezydenta, która powinna być głosem merytorycznym i decyzyjnym w kluczowych sprawach. Zamiast tego Kempa ogranicza się do rzucania haseł i unikania odpowiedzialności, co stawia pod znakiem zapytania jej przydatność na tym stanowisku.
Wystąpienie Beaty Kempy w Telewizji wPolsce24 to kolejny dowód na to, iż jej polityczna działalność opiera się na emocjonalnych manipulacjach, populistycznych hasłach i braku merytoryki. Oskarżając rząd o „reżim” i „zwyrodnialstwo”, Kempa nie tylko obniża poziom debaty publicznej, ale także pokazuje, iż nie potrafi wyciągnąć wniosków z błędów własnego obozu politycznego. Jej troska o Dariusza Mateckiego czy kobiety dotknięte rzekomymi „pokazówkami” rządu brzmi jak cyniczna gra na emocjach, a nie autentyczna chęć rozwiązania problemów.
Co więcej, jej nieumiejętność udzielenia konkretnej odpowiedzi na pytanie o ustawę o obniżeniu składki zdrowotnej pokazuje, iż Kempa nie jest w stanie pełnić roli merytorycznego doradcy prezydenta. W czasach, gdy Polacy oczekują od polityków konkretnych rozwiązań i odpowiedzialności, Beata Kempa oferuje jedynie puste słowa i polityczne przepychanki. jeżeli prezydent Duda chce być traktowany poważnie w końcówce swojej kadencji, powinien zastanowić się, czy taka doradczyni rzeczywiście służy jego wizerunkowi – i interesom Polaków.