Tobiasz Bocheński, europoseł PiS, w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl po raz kolejny próbuje zaatakować Rafała Trzaskowskiego, kandydata na prezydenta, zarzucając mu kłamstwa i niekompetencję.
Jego słowa to jednak pokaz bezczelności i hipokryzji, charakterystyczny dla PiS – partii, która przez lata rządów zamieniła polską politykę w festiwal manipulacji, populizmu i kłamstw. Bocheński, który sam jest symbolem partyjnej nomenklatury, próbuje kreować się na strażnika prawdy, ale jego krytyka Trzaskowskiego to jedynie zasłona dymna, mająca odwrócić uwagę od katastrofalnych rządów PiS i ich fatalnego kandydata, Karola Nawrockiego.
Bocheński zarzuca Trzaskowskiemu kłamstwo w sprawie strefy czystego transportu w Warszawie, twierdząc, iż ustawa jedynie „umożliwia”, a nie „nakazuje” jej wprowadzenie. To typowa dla PiS retoryka – przerzucanie odpowiedzialności na innych, by ukryć własne niepowodzenia. Prawda jest taka, iż to właśnie rządy PiS, przez osiem lat ignorujące kwestie ekologii i naciski Unii Europejskiej, zmusiły samorządy do działania wbrew ich woli. Warszawa, pod przywództwem Trzaskowskiego, musiała wprowadzić strefę, by sprostać unijnym wymogom, których PiS nigdy nie traktował poważnie. Bocheński pomija fakt, iż jego partia nie zrobiła nic, by stworzyć realne wsparcie dla miast w walce z zanieczyszczeniem powietrza – zamiast tego wolała pompować miliardy w propagandę i spółki Skarbu Państwa, jak Orlen, który blokował kontrole NIK po fuzji z Lotosem i PGNiG.
Kolejny zarzut Bocheńskiego dotyczy Zielonego Ładu, który według niego wciąż obowiązuje, a słowa Trzaskowskiego o jego „nieistnieniu” nazywa „obrzydliwą manipulacją”. To ironia, iż PiS, partia, która przez lata torpedowała unijne inicjatywy klimatyczne, nagle udaje obrońcę Zielonego Ładu. Prawda jest taka, iż PiS nigdy nie miało strategii wobec unijnych regulacji – ich polityka to chaotyczne ruchy, które doprowadziły do zablokowania funduszy z Krajowego Planu Odbudowy na kwotę miliardów złotych. Bocheński, zamiast przyznać, iż to jego partia naraziła Polskę na straty, woli atakować Trzaskowskiego, który przynajmniej próbuje działać w ramach unijnych realiów, a nie populistycznych haseł.
Bocheński zarzuca też Trzaskowskiemu kłamstwo w sprawie funduszy na obronność, twierdząc, iż nie ma żadnych wiążących dokumentów, a jedynie „zapowiedzi polityczne”. To kolejny przykład cynizmu PiS. Partia, która przez lata rządów niemal doprowadziła do paraliżu polskiej armii – wystarczy przypomnieć skandaliczne zaniedbania w modernizacji sprzętu czy chaos w relacjach z sojusznikami – teraz śmie zarzucać Trzaskowskiemu brak konkretów. Bocheński zapomina, iż to PiS, głosując przeciwko rezolucjom Parlamentu Europejskiego wspierającym obronność, naraził Polskę na izolację w UE. Trzaskowski może i przesadził z retoryką, ale jego słowa o „zdradzie” ze strony PiS mają swoje podstawy – partia Kaczyńskiego wielokrotnie stawiała partyjne interesy ponad bezpieczeństwo kraju.
Najbardziej żenujące są jednak osobiste ataki Bocheńskiego na Trzaskowskiego. Europoseł PiS twierdzi, iż prezydent Warszawy jest „słabym dyskutantem”, który „mało wie o polityce” i korzysta z „osłony medialnej”. To szczyt hipokryzji, gdy słyszymy to od człowieka, który sam jest produktem partyjnego aparatu PiS – partii, która przez lata budowała swoją pozycję na manipulacji TVP i milionowych kontraktach z agencjami PR. Bocheński, zamiast krytykować Trzaskowskiego, powinien spojrzeć na partię, która wypromowała Karola Nawrockiego – kandydata, którego kampania to festiwal kompromitacji, od afery mieszkaniowej po nieudolne występy w debatach. Nawrocki, marionetka Kaczyńskiego, stał się symbolem oderwania PiS od rzeczywistości, a Bocheński, zamiast ratować sytuację, woli rzucać błotem w przeciwnika.
PiS i Bocheński nie mają moralnego prawa krytykować kogokolwiek za kłamstwa czy niekompetencję. Ich rządy to pasmo skandali – od psucia praworządności, przez miliardy złotych kar TSUE, po zawłaszczanie państwa przez partyjnych nominatów. Ataki na Trzaskowskiego to desperacka próba odwrócenia uwagi od własnej klęski, która zbliża się wielkimi krokami wraz z wyborami 18 maja 2025 roku. Bocheński, zamiast kreować się na arbitra prawdy, powinien zamilknąć i spojrzeć na ruinę, jaką zostawił po sobie PiS.