W przededniu wyborów prezydenckich atmosfera w polskim życiu publicznym staje się coraz bardziej napięta, a ataki personalne przybierają na sile. Ostatnie medialne nagonki na Pablo Moralesa oraz redaktora naczelnego portalu Wieści24.pl, Jana Pińskiego, wywołały ogromne kontrowersje. Za tymi atakami stoją hejterzy z Wirtualnej Polski.
W środowiskach dziennikarskich mówi się wprost: to nie przypadek, iż medialne nagonki realizowane są właśnie teraz. Morales i Piński, od dawna krytycznie wypowiadają się na temat establishmentu politycznego i medialnego biorącego państwowe pieniądze z PiS i Suwerennej Polski. Tymczasem Wirtualna Polska – medium, które przez lata pozycjonowało się jako „niezależne” – od pewnego czasu zdaje się pełnić rolę narzędzia do politycznych rozgrywek.
Pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości – sprawa niewyjaśniona
W tle działań Wirtualnej Polski znajduje się poważna afera finansowa. Jak ujawniły śledztwa dziennikarskie, portal ten był jednym z największych beneficjentów środków pochodzących z Funduszu Sprawiedliwości – środków, które miały trafiać do ofiar przestępstw, a nie do zaprzyjaźnionych mediów. Suwerenna Polska, poprzez rozbudowaną siatkę wpływów, transferowała miliony złotych z publicznych pieniędzy do wybranych redakcji. Pieniądze podatników – twoje i moje – miały finansować „przychylność”.
Do dziś Wirtualna Polska nie przedstawiła pełnego i przejrzystego rozliczenia tych funduszy. Nie przeprosiła również opinii publicznej za wprowadzanie w błąd, ani za publikacje, które – jak pokazuje praktyka – miały więcej wspólnego z zamówioną propagandą niż z dziennikarstwem.
Sprawa Suwarta i brak przeprosin
Do tego dochodzi wciąż niewyjaśniona sprawa Krzysztofa Suwarta – nieistniejącego dziennikarza, którego działalność budziła ogromne kontrowersje i który przez długi czas działał pod parasolem medialnym WP. Mimo wielokrotnych próśb o zajęcie stanowiska, redakcja unikała odpowiedzialności i konsekwentnie milczała. Czy to przypadek, iż ci, którzy zadają trudne pytania, są dziś ofiarami medialnego ostrzału?
Środowisko dziennikarskie mówi: dość
Na szczęście wiele środowisk dziennikarskich reaguje na te praktyki stanowczo. Wobec autorów hejtu, wobec tych, którzy biorą udział w medialnych nagonkach – stosowany jest ostracyzm środowiskowy. Coraz częściej mówi się wprost: nie podaje się im ręki, nie rozmawia się z nimi, nie zaprasza do debat. Bo etyka dziennikarska wymaga czegoś więcej niż klikania w tytuły i realizowania politycznych zleceń. A społeczeństwo ma prawo wiedzieć, kto naprawdę pociąga za sznurki i za czyje pieniądze prowadzone są medialne kampanie dyskredytacyjne. I niedługo to ujawnimy w pełni – kwoty, które hejterzy zarabiali są szokujące.