
A więc jednak. Trump bez litości dla Unii. 30% stawki na wszystkie towary z UE i groźba srogiego odwetu w przypadku jakiejkolwiek odpowiedzi.
Ursula Von Der Leyen robi dobrą minę do złej gry, ale sytuacja jest zła, a zaraz może stać się tragiczna.
Dlaczego?
Brak litości Trumpa oznacza, iż teraz piłka jest po stronie Chin.
Jeśli te na nadchodzącym poniedziałkowym szczycie UE-Chiny w Pekinie wyciągną rękę do Europy, skończymy w najlepszym razie jako junior partner Chin.
To wywoła ciężki szok liberalnych polskich elit i protrumpowskich konserwatystów, jako scenariusz niemieszczący się w głowie.
Ale zostawmy nasze krajowe podwórko bo chodzi przecież o federację handlową 27 państw (w tym Polski), a nie nasze wyobrażenia o świecie, który już dawno temu zniknął.
Zwłaszcza iż jest na stole scenariusz tragiczny. Mogą być upokarzające (budzące zdziwienie Polaków) pokłony Europejczyków, a Pekin i tak tej ręki podtrzymującej Europę jednak nie wyciągnie.
Bo uzna, iż za mało, iż mu się nie opłaca, albo iż nie musi, albo iż nie chce czynić koncesji i ratować Europejczyków, bo ci i tak są we własnym świecie i choćby tego nie zauważą.
Albo iż co najmniej tyle samo, jeżeli nie więcej uda się uzyskać cisnąć i wywierając presję, niż "broniąc globalnego handlu" i wchodząc w układy z Europą, która przez ostatnie dekady traktowała Chiny z góry i krytykowała prawie za wszystko (a przynajmniej takie bywa często odczucie chińskich elit).
Last but not least Pekin nie poda ręki z różnych innych powodów. I nie tylko dlatego, iż nie będzie chciał, ale dlatego, iż nie będzie mógł, lub nie będzie w stanie, bo sam odczuwa wielopłaszczyznową presję epoki końca globalizacji i celnych wojen.
I jeżeli zaistnieje któreś z powyższych, a szanse na to są moim zdaniem powyżej 50%, to wtedy znajdziemy się w kleszczach między Trumpem a Pekinem. Znów w tak ulubionej przez nas "strefie zgniotu". Jako danie w koncercie mocarstw.
Tym razem plus dla Polski, iż wylądujemy na Titanicu w doborowym towarzystwie, może choćby w kajucie I klasy, razem z narodami które podziwiamy i którymi się od kilkuset lat inspirujemy, próbując im dorównać.
Ale to nie zmienia faktu, iż ataki celne z obu stron oznaczają handlowo-celne, przemysłowe, technologiczne i być może także cywilizacyjne "dorzynanie europejskich watah".
Oczywiście zaraz zacznie się uspokajanie, iż za siódmym razem uda się podpisać umowę o wolnym handlu z Indiami, iż zaraz otworzy się Mercosur (choć nie ma w wśród państw członkowskich konsensu co do ratyfikacji), iż jest ASEAN, rynki globalnego południa, itd itp i iż a w ogóle nie można tak pisać, bo to sianie paniki i "kolportowanie narracji państw autorytarnych" w tym Putina.
Ale prawda jest Proszę Państwa taka, iż te 30% cła Trumpa to może być wepchnięcie Europy w ramiona Chin, lub jej dorżnięcie (dla polskiego inteligenta to i tak jedno i to samo).
Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś nadzieje i złudzenia, niech trzyma kciuki za zimną krew unijnych negocjatorów (choćby w nim/niej samym/ej burzyła się krew, iż było tyle czasu by się na to lepiej przygotować i uniknąć "bezalternatywności").
Bo teraz albo Trump się za kilka dni rozmyśli i powie, iż żartował, albo coś się bardzo gwałtownie zaraz skończy.
I nie będzie to hollywoodzki happy end, a raczej zakończenie niegodne polskiego inteligenta.
(autor Radosław Pyffel)