Prezes PiS znów grozi przeciwnikom politycznym więzieniem. Wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego wobec ministra Waldemara Żurka pokazują, iż jego polityka pozostaje nieustanną walką – z instytucjami, z przeciwnikami i z własną przeszłością.
Jarosław Kaczyński po raz kolejny pokazał, iż polityka w jego wydaniu to nie rozmowa, ale walka. Zamiast argumentów – oskarżenia. Zamiast wizji – groźby. Słowa o „odpoczynku w więzieniu” dla ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka odsłaniają nie tyle poglądy prezesa PiS, ile jego sposób myślenia o państwie i władzy.
Na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński zareagował na propozycje tzw. ustawy praworządnościowej, przedstawionej przez ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. Zamiast rzeczowej oceny projektu, usłyszeliśmy tyradę pełną oskarżeń i złowrogich zapowiedzi. „Łamie prawo w sposób ostentacyjny i jednocześnie podlegający odpowiednim przepisom. To jest w gruncie rzeczy zmiana ustroju siłą” – mówił prezes Prawa i Sprawiedliwości. Po chwili dodał jeszcze mocniej: „W praworządnym państwie, a mam nadzieję, iż je przywrócimy, pan Żurek będzie musiał bardzo długo odpoczywać w państwowych zakładach karnych.”
Wypowiedź ta nie jest już tylko polityczną przesadą. To zapowiedź odwetu – forma symbolicznego aktu oskarżenia wobec tych, którzy nie podporządkowują się logice PiS. W demokracji winę i karę ustala sąd. W świecie Jarosława Kaczyńskiego – on sam.
Kaczyński tłumaczył swoje słowa „walką o praworządność”, ale jego definicja praworządności od lat oznacza podporządkowanie instytucji państwa woli partii. „W sprawach praworządności nie ma żadnego kompromisu” – stwierdził, dodając, iż system, w którym „oligarchia rządzi sądownictwem”, musi zostać zmieniony. To paradoksalne słowa człowieka, który przez osiem lat sprawowania władzy konsekwentnie ograniczał niezależność sądów, podporządkowując je ministrowi sprawiedliwości i partyjnym nominatom.
Trudno nie zauważyć, iż to Kaczyński stworzył mechanizm, w którym politycy mogą wpływać na skład sądów i decyzje prokuratury. Teraz, z opozycyjnych ław, próbuje przedstawiać siebie jako obrońcę niezależności, a przeciwników – jako autorów zamachu stanu. Tyle iż ten scenariusz brzmi znajomo: prezes PiS od lat oskarża innych o to, co sam robi lub robił.
„Łamie prawo w sposób ostentacyjny…”, „zmiana ustroju siłą”, „kryminalne przedsięwzięcia” – to sformułowania, które Kaczyński powtarza od lat, zmieniając jedynie adresatów. W latach 90. mówił o „układzie”, później o „elitach III RP”, teraz o „oligarchii sądowej”. Każdy, kto nie mieści się w jego wizji państwa, staje się zagrożeniem.
Ten język lęku i podejrzeń przez lata przynosił mu polityczne korzyści. Budował obraz lidera nieugiętego, który sam jeden widzi „prawdę o Polsce”. Ale dziś ten schemat coraz bardziej traci skuteczność. Społeczeństwo, zmęczone nieustannym konfliktem, zaczyna widzieć w tych słowach nie energię przywódcy, ale frustrację człowieka, który utracił kontrolę nad rzeczywistością.
Grożenie więzieniem ministrowi za projekt ustawy to przekroczenie granicy, które w każdym dojrzałym państwie demokratycznym wywołałoby polityczne trzęsienie ziemi. W Polsce staje się niestety kolejnym epizodem w długim serialu „Kaczyński kontra reszta świata”. Bo groźby to dla prezesa PiS nie lapsus, ale rytuał. W jego retoryce przeciwnik zawsze jest winny, a kara – tylko kwestią czasu.
To myślenie z czasów PRL, w którym władza zawsze ma rację, a prawo służy jej obronie. Paradoksalnie więc, mówiąc o „przywracaniu praworządności”, Kaczyński zapowiada raczej przywrócenie modelu, w którym polityka stoi ponad prawem.
Po ośmiu latach rządów PiS i wielu latach politycznej wojny Polacy coraz częściej mają dość gróźb i podziałów. Wypowiedzi Kaczyńskiego nie budują autorytetu, ale potęgują chaos i wzmacniają wrażenie, iż część klasy politycznej żyje już tylko przeszłością i resentym.
Polska potrzebuje dziś spokoju, kompetencji i instytucji, które działają niezależnie od partyjnych nastrojów. Tymczasem Kaczyński po raz kolejny przypomina, iż dla niego państwo to pole bitwy, a polityka – narzędzie zemsty. I choć wciąż potrafi wzbudzić emocje, coraz wyraźniej słychać, iż jego krzyk odbija się już tylko echem.