Ministerstwo Infrastruktury wprowadziło 19 września 2025 roku nowy cennik badań technicznych. Kierowcy po raz pierwszy od ponad dwóch dekad płacą więcej, spóźnialscy choćby 500 złotych. To jednak tylko połowa zmian. Dużo więcej

Fot. Warszawa w Pigułce
Pierwszy raz od 2004 roku stacje mogą podnieść ceny
Rozporządzenie zmieniające opłaty za badania techniczne pojazdów zostało podpisane przez wiceministra infrastruktury Stanisława Bukowca 3 września 2025 roku. Publikacja w Dzienniku Ustaw nastąpiła następnego dnia, a przepisy weszły w życie 19 września. Kierowcy samochodów osobowych płacą teraz 149 złotych za standardowy przegląd – to wzrost o 52 procent w porównaniu do dotychczasowej stawki obowiązującej nieprzerwanie od 2004 roku.
Inne kategorie pojazdów również objęła podwyżka. Ciężarówki do 16 ton wymagają teraz zapłaty 234 złotych, powyżej tego tonażu stawka wynosi 269 złotych. Samochód z instalacją gazową kosztuje łącznie 245 złotych, ponieważ oprócz standardowego badania przeprowadza się także specjalistyczne sprawdzenie układu paliwowego LPG.
Resort infrastruktury jako rok bazowy przyjął 2020 i od tego momentu obliczył inflację, która uzasadnia obecną podwyżkę. Ministerstwo przeprowadziło analizę wydatków stacji kontroli pojazdów, uwzględniając koszty wynagrodzeń diagnostów, opłaty za nieruchomości, media oraz utrzymanie sprzętu pomiarowego. Decyzja ma zapewnić równowagę między możliwościami finansowymi kierowców a potrzebami przedsiębiorców prowadzących stacje diagnostyczne.
Branża domagała się choćby 260 złotych za badanie
Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Komunikacji oraz właściciele stacji kontroli przez lata apelowali o znacznie wyższe stawki. Postulowana kwota to 260 złotych za przegląd samochodu osobowego. Przedstawiciele branży argumentowali, iż gdyby rzetelnie przeliczyć inflację od 2004 roku, stawka powinna oscylować wokół 200 złotych.
Krytyka skupia się na wyborze roku 2020 jako punktu odniesienia. Ministerstwo zignorowało całą inflację z lat 2004-2019, co według diagnostów nie odzwierciedla rzeczywistych kosztów prowadzenia działalności przez ostatnie dwie dekady. Skumulowana inflacja w tym okresie wyniosła około 100 procent, więc dwukrotne zwiększenie stawki byłoby matematycznie uzasadnione.
Usterki, które kosztują zatrzymanie dowodu rejestracyjnego
W zestawieniu przygotowanym przez Instytut Transportu Samochodowego przewijają się usterki, które regularnie pojawiają się na stacjach kontroli. Wśród nich są m.in. luzy w układzie kierowniczym, zapocenia i wycieki z amortyzatorów, skorodowane lub nadwyrężone przewody hamulcowe, a także różne ogumienie na jednej osi. Do listy dochodzą też niesprawne reflektory, pęknięcia i rysy na szybach, ślady korozji na elementach nośnych czy pasy bezpieczeństwa, które nie działają jak powinny — to wszystko kończy się wynikiem negatywnym.
Jeszcze gorzej sprawa wygląda, gdy diagnosta trafi na usterkę zakwalifikowaną jako niebezpieczną. Poważne pęknięcie szyby w polu widzenia kierowcy, przerdzewiały przewód hamulcowy grożący pęknięciem, luźne mocowanie koła albo spaliny cofające się do środka kabiny — takie rzeczy kończą badanie natychmiastowym zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego. Jak podaje Gazetaprawna.pl, po zmianach obowiązujących od czerwca 2024 roku diagnosta nie ma tu żadnego pola manewru. jeżeli usterka wpada do kategorii „niebezpieczna”, dokument musi zostać zablokowany.
W praktyce dowód nie trafia do kieszeni diagnosty, tylko znika z systemu – blokada pojawia się elektronicznie w CEPiK-u. Kierowca, który naprawi auto w ciągu 14 dni, może wrócić na badanie uzupełniające. Płaci wtedy jedynie za sprawdzenie wykonanej naprawy. jeżeli wszystko będzie już w porządku, diagnosta odblokuje dowód rejestracyjny w systemie i nie trzeba fatygować się do urzędu.
Ministerstwo planuje wymianę dymomierzy na nowoczesne liczniki cząstek stałych. Nowoczesne pojazdy spełniające normy Euro 5 i wyższe często mają ograniczniki prędkości obrotowej, co utrudnia prawidłowe badanie dymomierzem. Liczniki cząstek stałych będą precyzyjniej wskazywać na uszkodzone lub celowo usunięte filtry DPF.
Kierowcy, którzy zdecydowali się na wycięcie filtra, muszą liczyć się z koniecznością jego ponownego montażu. Koszt nowego filtra wraz z instalacją to wydatek od 3000 do choćby 10 000 złotych w zależności od marki i modelu samochodu. Wiceminister zapowiedział podczas konferencji, iż ministerstwo pracuje nad rozwiązaniami prawnymi umożliwiającymi skuteczne eliminowanie z ruchu drogowego pojazdów z uszkodzonymi lub zmanipulowanymi układami oczyszczania spalin.
Siedem milionów kierowców jedzie po terminie
Dane przedstawione przez wiceministra Bukowca pokazują skalę problemu spóźnień. Aż 7 milionów z 21 milionów samochodów zarejestrowanych w Polsce przechodzi przegląd po wyznaczonym terminie. To oznacza, iż niemal co trzeci polski kierowca ryzykuje wyższe koszty związane z opłatami karnymi za zwłokę.
Nowy system kar ma zdyscyplinować właścicieli pojazdów i zmusić ich do terminowego dbania o sprawność techniczną aut. Siedem dni spóźnienia podwaja cenę do prawie 300 złotych. Trzy tygodnie zwłoki zwiększają koszt trzykrotnie – do około 450 złotych. Najdotkliwiej płacą ci, którzy opóźniają się o pełny kwartał – wtedy rachunek przekracza 500 złotych i zbliża się do 600 złotych.
Możesz zrobić przegląd miesiąc wcześniej bez strat
Nie wszystkie zmiany uderzają po kieszeni. Kierowcy zyskali możliwość wykonania badania technicznego do 30 dni przed upływem terminu ważności obecnego przeglądu. Co najważniejsze, nowy dokument będzie liczony od ostatniego dnia ważności poprzedniego, a nie od dnia faktycznego badania. To rozwiązanie eliminuje dotychczasowy problem skracania okresu ważności przy wcześniejszym badaniu.
Jednocześnie okres ważności badania technicznego został wydłużony o miesiąc do 13 miesięcy. Zmiana ma ułatwić życie osobom wyjeżdżającym za granicę lub planującym dłuższe urlopy. W praktyce możesz spokojnie zaplanować przegląd z miesięcznym wyprzedzeniem i uniknąć pośpiechu czy zapomnienia o terminie.
Pięć zdjęć i koniec ze sztucznymi pozytywami
Diagnosta podczas badania będzie musiał wykonać pakiet fotografii pojazdu. Przód, tył, obie strony oraz licznik kilometrów – wszystkie zdjęcia trafią do dokumentacji w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Ministerstwo chce w ten sposób wyeliminować praktyki wystawiania pozytywnych wyników bez faktycznego sprawdzenia auta.
System będzie również rejestrował dokładny czas trwania badania. To oznacza koniec z błyskawicznymi przeglądami wykonywanymi w kilka minut dla znajomych. Dla kierowców zmiana oznacza dłuższy czas oczekiwania na stacji – samo wykonanie i przesłanie zdjęć do systemu zajmie dodatkowe kilka minut, a całe badanie może potrwać choćby 30-40 minut zamiast dotychczasowych 15-20.
Polska miała nazbyt łagodne standardy kontroli
Statystyki budzą wątpliwości ekspertów. W 2024 roku przeprowadzono w Polsce ponad 22 miliony badań technicznych, z czego zaledwie 2,14 procenta zakończyło się negatywnym wynikiem. Dla porównania w Niemczech według raportu TUV 2025 aż 20,6 procenta pojazdów nie przechodzi badania technicznego za pierwszym razem. W przypadku aut w wieku 12-13 lat odsetek wzrasta tam do 28,1 procenta.
Tak ogromna różnica sugeruje, iż polskie badania mogły być do tej pory zbyt pobłażliwe. Nowe procedury, dłuższy czas kontroli i dokładniejsza dokumentacja fotograficzna mają to zmienić. Kierowcy powinni przygotować się na to, iż uzyskanie pozytywnego wyniku będzie trudniejsze niż dotychczas.
Corocznie drożej – ministerstwo planuje automatyczną waloryzację
Ministerstwo Infrastruktury zamierza powiązać stawki za badania techniczne ze średnim wynagrodzeniem za pracę obliczonym na podstawie czwartego kwartału w danym roku. Oznacza to, iż ceny będą rosły automatycznie co roku wraz ze wzrostem płac w gospodarce. W praktyce za kilka lat przegląd może kosztować 200 złotych lub więcej.
Dla właścicieli kilku pojazdów, szczególnie starszych aut wymagających corocznego badania, będzie to odczuwalne obciążenie budżetu domowego. Floty firmowe również odczują wzrost kosztów – przy 50 pojazdach sama podwyżka z września 2025 oznacza dodatkowe 2500 złotych rocznie, a w kolejnych latach koszty będą systematycznie rosły.
Właściciele SUV-ów mogą zapłacić jeszcze więcej
Wiceminister Bukowiec podczas konferencji prasowej zdradził, iż ministerstwo rozważa wprowadzenie wyższych stawek dla pojazdów z napędem na cztery koła. Uzasadnieniem ma być bardziej skomplikowana konstrukcja i dłuższy czas potrzebny na przeprowadzenie badania na standardowych rolkach. jeżeli ta propozycja wejdzie w życie, właściciele SUV-ów i aut terenowych zapłacą za przegląd kilkadziesiąt złotych więcej niż kierowcy zwykłych sedanów i hatchbacków.
Przygotuj auto przed wizytą, żeby nie wracać
Sprawdź wszystkie światła zarówno z przodu, jak i z tyłu. Wymień przepalone żarówki, zweryfikuj działanie świateł stop i kierunkowskazów. Upewnij się, iż gaśnica jest ważna – wiele osób zapomina o terminie ważności i to częsta przyczyna negatywnego wyniku. Przygotuj trójkąt ostrzegawczy, który musi znajdować się w aucie.
Sprawdź stan opon – bieżnik musi mieć co najmniej 1,6 milimetra głębokości, a opony na jednej osi muszą być tego samego typu i producenta. Zweryfikuj też czy wszystkie pasy bezpieczeństwa zapinają się i odczepiają prawidłowo. To jedna z najczęściej pomijanych usterek, która kończy się odmową wydania pozytywnego wyniku.
Jeśli masz stare auto z widoczną korozją, zastanów się nad naprawą przed badaniem. Silnie skorodowane elementy konstrukcji nadwozia mogą skutkować negatywnym wynikiem i koniecznością kosztownej naprawy. Przygotowanie auta przed wizytą zajmie maksymalnie godzinę, ale może zaoszczędzić konieczności powrotu na stację i płacenia za badanie poprawkowe.
Co to oznacza dla ciebie
Jeśli termin twojego przeglądu przypada w najbliższych miesiącach, przygotuj budżet na wyższą opłatę. Zamiast niecałych 100 złotych musisz liczyć się z wydatkiem prawie 150 złotych. Dla rodzin posiadających kilka pojazdów, szczególnie starszych wymagających corocznego badania, to odczuwalne obciążenie domowego budżetu.

2 godzin temu















