Gromy z mównicy. Hipokryzja Czarnka aż bije po oczach

4 godzin temu
Zdjęcie: Czarnek


W polskim życiu publicznym kilka jest postaci tak konsekwentnie powracających do retoryki „moralnego oburzenia” jak Przemysław Czarnek. Były minister edukacji i obecny wiceprezes PiS, który przy każdej okazji stawia siebie w roli strażnika narodowej tożsamości, znów przypomniał o sobie przy okazji wyboru Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu. I znów – czego można było się spodziewać – zrobił to z adekwatną sobie mieszanką patosu, agresji i wybiórczej pamięci.

Debata nad kandydaturą Czarzastego była burzliwa, a Czarnek postanowił dolać do niej jeszcze więcej oliwy. Z mównicy sejmowej przekonywał, iż „Pan Czarzasty jest jednym z trzech polityków, którzy byli zamieszani w aferę Rywina”, powołując się na słowa Bronisława Komorowskiego z dawnych lat. W swoim wystąpieniu Czarnek akcentował, iż „druga osoba w państwie (…) musi być trochę jak żona Cezara, czysta i bez żadnych zarzutów”, choć sam jako minister niejednokrotnie znalazł się w centrum politycznych kontrowersji – od arbitralnego rozdawania środków z MEiN po moralizatorskie wypowiedzi o obywatelach „gorszej kategorii”. Miarę, którą przykłada do innych, zaskakująco rzadko stosuje wobec siebie.

Czarnek – jak to ma w zwyczaju – skupił się na przeszłości Czarzastego z okresu PRL. „Komunizm jest zabroniony konstytucyjnie i nie może pan być marszałkiem Sejmu” – grzmiał. Brzmi to donośnie, jednak z ust polityka, który jeszcze niedawno w rządzie współodpowiedzialnym za przywracanie dawnych prokuratorów i sędziów do systemu sprawiedliwości, już mniej przekonująco.

Warto przypomnieć, iż Czarnek nie miał oporów, by bronić nominacji osób, których życiorysy również budzą kontrowersje historyczne. Kiedy dotyczy to „jego” obozu – obowiązuje filozofia drugiej szansy, przebaczenia, a choćby zasługi dla państwa. Gdy jednak podobne zarzuty padają pod adresem przeciwników politycznych, stają się nagle dowodem moralnej degeneracji. To właśnie w tej wybiórczości najlepiej widać hipokryzję Czarnka.

Czarnek, rozwijając swoją linię ataku, przytoczył wypowiedzi Czarzastego o Jaruzelskim, Kuklińskim i żołnierzach sowieckich. „Różnica między nami polega na tym, iż ja pana gen. Jaruzelskiego uważam za postać, którą cenię, a pana pułkownika Kuklińskiego uważam za zdrajcę” – cytował, dodając ironicznie, iż wybór marszałka właśnie w 80. rocznicę odsłonięcia pomnika „czterech śpiących” nie może być przypadkowy.

Problem w tym, iż sam Czarnek równie często dokonuje selektywnej interpretacji historii. Gdy mówił o „wykluczaniu patriotów” czy „dobrej tradycji narodowej”, bez trudu przymykał oczy na skomplikowane, często dwuznaczne życiorysy polityków PiS, bronił postaci ocenianych jednoznacznie negatywnie przez historyków, a krytykę instytucji państwa PRL stosował jak retoryczny młot – tam, gdzie akurat było to politycznie wygodne.

Kiedy Czarnek cytował Czarzastego mówiącego, iż „sowieccy żołnierze wyzwalali również Polskę”, odpowiadał oburzonym tonem: „Mordowali, gwałcili i okupowali nasz kraj przez kolejne kilkadziesiąt lat”. Emocjonalna wymowa jest tu oczywista. Problem w tym, iż profesor prawa konstytucyjnego nie może ograniczać się do publicystycznych skrótów, jeżeli chce uchodzić za poważnego polityka. Historia Polski nie jest czarno-biała – i choć Czarzasty niefortunnie upraszczał własny przekaz, to Czarnek nie był tu bardziej merytoryczny, za to zdecydowanie głośniejszy.

Czarnek zakończył swoje wystąpienie słowami: „Komunizm jest zabroniony konstytucyjnie i nie może pan być marszałkiem Sejmu”. To zdanie stało się symbolicznym podsumowaniem całej jego postawy – pełnej podniosłych deklaracji, które przy bliższym spojrzeniu nie mają realnego pokrycia w prawie ani w logice.

Wybór Czarzastego przeszedł większością 236 głosów. Polityczne emocje wybuchły, ale gdy opadł kurz sejmowej awantury, wypowiedź Czarnka pozostała przede wszystkim świadectwem jego własnej strategii: mobilizować, grzmieć i piętnować — niezależnie od tego, czy argumenty stoją na solidnych podstawach.

W tym sensie nie Czarzasty, ale Czarnek pokazał, jak łatwo jest dzisiaj nadużywać historii i moralności jako broni politycznej — choćby jeżeli odbywa się to kosztem konsekwencji i wiarygodności.

Idź do oryginalnego materiału