Głośne słowa Iwańca. Twarde fakty Żurka

1 miesiąc temu
Zdjęcie: Iwaniec


Sprawa sędziego Jakuba Iwańca i decyzji ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka o zawieszeniu go w czynnościach służbowych pokazuje, jak głębokie są dziś podziały w środowisku prawniczym. Ale jednocześnie ta historia ujawnia coś jeszcze – jak łatwo niektórzy sędziowie mylą własne przekonania i polityczne sympatie z zasadą niezawisłości.

Sam Iwaniec w rozmowie z portalem wPolityce.pl stwierdził: „Moja niezawisłość sędziowska została naruszona w sposób istotny. Patrzę na tę decyzję przez pryzmat ślepej zemsty”. Tymi słowami próbuje sprowadzić decyzję Żurka do emocji, a choćby odwetu. Tymczasem minister jasno powiedział, iż zawieszenie było konieczne z powodu „rażących naruszeń prawa i uchybienia godności urzędu”. To nie są puste formułki – to opis zachowań, które podważały powagę sądu i naruszały podstawowe standardy etyczne.

Sędzia Iwaniec tłumaczy, iż zarzuty wobec niego to jedynie ingerencja w „swobodę orzeczniczą”. Przekonuje: „Wymienione zarzuty, mówiące o podważaniu umocowania prokuratora, niezawiadomienie prokuratora, to wszystko jest przecież w obrębie swobody orzeczniczej sędziego”. Ale nie można nie zauważyć, iż ta „swoboda” w jego wydaniu polegała na kwestionowaniu działań całych instytucji i podważaniu legalności prokuratorów. To nie jest zwykła interpretacja prawa, ale polityczny gest. Sędzia, który publicznie angażuje się w spory, publikuje zaczepne wpisy w sieci i uderza w autorytet organów państwa, sam wystawia się na zarzut, iż przestał być bezstronny.

Nie bez znaczenia są także zachowania Iwańca w przestrzeni publicznej. Żurek mówi o „niezliczonych wpisach” sędziego, które miały charakter obraźliwy i wulgarny. Iwaniec odpowiada, iż nie wie, o co chodzi, i ironizuje: „Tu Franz Kafka kłania się w całej rozciągłości”. Ale to nie jest literatura, tylko realna odpowiedzialność za słowo. jeżeli sędzia z urzędu, którego obowiązkiem jest powściągliwość i zachowanie autorytetu wymiaru sprawiedliwości, staje się aktywnym uczestnikiem medialnych przepychanek, to trudno udawać, iż wszystko jest w porządku.

Minister Żurek działa tu konsekwentnie – rozlicza nadużycia i pokazuje, iż nikt, choćby sędzia z immunitetem, nie stoi ponad prawem. To istotny sygnał dla całego środowiska: nie chodzi o ograniczanie niezawisłości, ale o przypomnienie, iż niezawisłość nie oznacza dowolności i bezkarności. Jak trafnie zauważył Żurek, chodzi o „rażące naruszenia prawa i uchybienia godności urzędu”. jeżeli ktoś kwestionuje status prokuratorów nie po to, by bronić obywateli, ale by podważać legalność instytucji w całości, to trudno nie widzieć w tym działania na szkodę państwa.

Iwaniec stawia się dziś w roli ofiary. Mówi: „To jest ślepa zemsta, odwet, próba zastraszenia mnie oraz innych niezależnych sędziów”. Ale to argument pozbawiony ciężaru. Zbyt łatwo nim zasłaniać własne błędy. W rzeczywistości to właśnie takie zachowania – nieustanne atakowanie instytucji, ironiczne komentarze w mediach, kwestionowanie decyzji innych organów – podkopują zaufanie obywateli do sądów. Niezawisłość sędziego jest wartością fundamentalną, ale nie może być mylona z przywilejem bezkarności.

Żurek stoi dziś w trudnej roli – musi równocześnie przywracać zaufanie do wymiaru sprawiedliwości i rozliczać błędy ludzi, którzy latami korzystali z parasola politycznego. To zadanie niepopularne, bo zawsze wywołuje krzyk tych, którzy tracą wpływy. Ale jego decyzje, choć kontrowersyjne dla części środowiska, są w gruncie rzeczy niezbędne. Bo jak odbudować autorytet sądów, jeżeli nie poprzez konsekwentne egzekwowanie standardów?

Historia sędziego Iwańca to lekcja o tym, jak cienka bywa granica między niezawisłością a politycznym aktywizmem. Kiedy sędzia zamiast ciszy sali rozpraw wybiera publiczne starcia w mediach, musi liczyć się z odpowiedzialnością. Iwaniec mówi o zemście, ale obywatele widzą coś innego: ministra, który odważył się wreszcie zatrzymać praktyki podważające powagę urzędu sędziego.

Dlatego warto jasno powiedzieć: Waldemar Żurek ma rację. Jego działania nie są zemstą, ale próbą przywrócenia elementarnego porządku w wymiarze sprawiedliwości. A jeżeli Jakub Iwaniec czuje się skrępowany, to być może dlatego, iż myli niezawisłość z dowolnością, a prawo – z własnym przekonaniem o nieomylności.

Idź do oryginalnego materiału