W polityce bywają momenty, które jasno pokazują, kto traktuje swoje obowiązki poważnie, a kto buduje swoją pozycję wyłącznie na micie nieomylności. jeżeli w środę polski Sejm miał taki moment, to był nim czas wystąpienia Radosława Sikorskiego. Minister spraw zagranicznych przedstawiał informację o aktach sabotażu na kolei – sprawie, która dotyczy bezpieczeństwa państwa, relacji międzynarodowych i funkcjonowania służb. A jednak w ławach opozycji zabrakło jednego nazwiska: Jarosława Kaczyńskiego.
Lider największej partii opozycyjnej, człowiek, który od lat kreuje siebie na „ojca polskiego bezpieczeństwa”, po prostu nie przyszedł. Kiedy dziennikarz TVN24 zapytał o powód, reakcja prezesa PiS była wręcz podręcznikowym przykładem politycznego lekceważenia. „Nie jest pana zadaniem kontrolowanie tego, co robią posłowie, a szczególnie szefowie partii” – odparł. Tyle wystarczyło, by ujawnił, jak bardzo odrywa się od instytucjonalnej rzeczywistości polskiego parlamentaryzmu.
Problem nie leży wyłącznie w nieobecności Kaczyńskiego. Politycy mogą mieć inne zobowiązania, choćby jeżeli w tym przypadku trudno wskazać ważniejszy obowiązek niż debata o bezpieczeństwie państwa. Sedno sprawy tkwi w jego reakcji.
Szef największej partii opozycyjnej powinien być wzorem politycznej odpowiedzialności: być obecny tam, gdzie państwo potrzebuje poważnej rozmowy, wysłuchać argumentów, zabrać głos. Zamiast tego otrzymaliśmy arogancję i zrzucanie winy na innych. jeżeli Kaczyński uważa, iż media nie mają prawa pytać o jego udział w pracach parlamentu, to jest to dowód nie tylko braku szacunku dla opinii publicznej, ale także niezrozumienia tego, czym jest demokratyczna odpowiedzialność.
Zresztą sam przyznał później, iż nieobecność wynikała z jego oceny debaty. „Prowadzą ją całkowicie niepoważni ludzie” – stwierdził. A więc nie przyszedł, bo nie uważał tematu za istotny. To już nie jest drobny gest, ale sygnał polityczny: sprawy bezpieczeństwa państwa są dla szefa PiS mniej ważne niż własne opinie o przeciwnikach.
W tym samym duchu padła kolejna wypowiedź prezesa PiS. „Powtarzam to, iż Rosja będzie groźna… to było widoczne od wielu lat. A wtedy był reset” – mówił, wskazując w kierunku Platformy Obywatelskiej. Jak zwykle, zamiast merytorycznej analizy – historia alternatywna, w której PiS jest jedynym redutowym obrońcą polskiej racji stanu, a wszyscy inni ulegają złudzeniom.
Problem w tym, iż właśnie w dniach realnego zagrożenia – gdy obywatele Ukrainy współpracujący z rosyjskimi służbami mieli dokonać aktów dywersji – to nie Kaczyński, ale Sikorski staje na mównicy i przedstawia działania podejmowane przez państwo. Prezes PiS pozostaje natomiast nieobecny: w Sejmie i – jak można wnosić po wypowiedziach – również mentalnie.
Najbardziej znamienne było jednak to, iż Kaczyński nie tylko odpuścił debatę, ale natychmiast oskarżył rząd o stosowanie „podwójnych standardów”. „Nie jest tak, iż jednym się wmawia rzeczy sprzed kilkudziesięciu lat, a inni mogą obrażać i robić najróżniejsze rzeczy… Wszyscy muszą być traktowani tak samo” – mówił.
Ta wypowiedź brzmi jak ironia, zważywszy na to, jak przez lata PiS traktował krytyków, jak obsadzał instytucje swoimi ludźmi, jak ignorował standardy debaty publicznej. jeżeli dziś prezes PiS apeluje o równe traktowanie wszystkich, to jest to groteska, nie polityczna refleksja.
Równolegle Radosław Sikorski – który w przeciwieństwie do Kaczyńskiego pojawił się i przemówił – wskazywał jasno na zagrożenie płynące z działań Rosji oraz na konieczność wypracowania procedur bezpieczeństwa. Mówił także o odpowiedzialności prezydenta Karola Nawrockiego, który jego zdaniem „przygotowuje grunt pod polexit”. To słowa mocne, ale wypowiedziane w debacie, w której każda strona powinna być obecna.
Tymczasem najważniejszy lider opozycji wolał nie słuchać. A potem obraża tych, którzy wypełniają swoje obowiązki.
Kaczyński pokazuje dziś, iż nie potrafi być odpowiedzialnym liderem opozycji. Że jego instynktem wciąż jest konflikt, pogarda dla oponentów i ucieczka od rozmowy, zwłaszcza o sprawach najważniejszych.
Nie taki powinien być polityk, który pretenduje do roli reprezentanta milionów wyborców.
Bo jeżeli Jarosław Kaczyński naprawdę uważa debatę o bezpieczeństwie państwa za nieważną – to problemem nie są „niepoważni ludzie” po drugiej stronie sali. Problemem jest lider, który nie dorasta do swojej roli.

3 godzin temu
















