Globalne południe Ameryki po stronie Gazy

5 miesięcy temu

Mimo iż kraje Ameryki Południowej i Środkowej nie mają wpływu na politykę Izraela wobec Gazy i Zachodniego Brzegu, głosy ich liderów (prezydenta Gustavo Petro z Kolumbii, Luisa Arce z Boliwii, Gabriela Borica z Chile, czy Xiomary Castro z Hondurasu) brzmią wyraźniej i krytyczniej niż głos prezydenta USA Joe Bidena, który akurat wpływ na tę politykę ma, i to zasadniczy.

Ciężar amerykańskiej sakiewki jest gwarantem bezkarności Izraela, który – tak jak Stany Zjednoczone – chce stać poza międzynarodowym prawem, ignorując czterokrotne wezwania ze strony ONZ do przerwania ataków na ludność cywilną w Gazie. Po kilku nieudanych próbach Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła 15 listopada rezolucję o koniecznych przerwach w walce i korytarzach dla cywilów – przy czym choćby tu USA, Wielka Brytania i – paradoksalnie – Rosja wstrzymały się od głosu. Wcześniej USA i Wielka Brytania blokowały próby bardziej ambitnych rezolucji.

Ta różnica postaw między Europą (pod ochroną NATO) a krajami Ameryki Południowej i Środkowej wynika z doświadczenia tych ostatnich z ich własnym ciemiężcą i kolonizatorem, którym były właśnie Stany Zjednoczone. Region jest głęboko inspirowany hiszpańską wojną domową (1936-39) i jej komunistycznymi i anarchizującymi tradycjami. Dzięki fali imigracji z Hiszpanii po tej wojnie, głównie do Meksyku, w Ameryce Południowej i Środkowej do dziś czyta się Marksa jako ważnego filozofa. Stąd zupełnie inny stosunek tego regionu do zimnej wojny – gdy południu Ameryki było filozoficznie bliżej do idei deklarowanych przez Związek Radziecki niż do amerykańskiego kapitalizmu.

Kolonialna polityka USA wobec południowych sąsiadów była ma swój początek w 1823 roku, kiedy piąty prezydent Stanów, James Monroe, ogłosił tzw. Doktrynę Monroe, która zapowiedziała Europie: wara od naszej części świata; sami będziemy ją kolonizować. Za punkt początkowy brutalnej polityki przyjmuję wojnę z świeżo powstałym Meksykiem (1845-1846), w wyniku której Stany przywłaszczyły sobie połowę ziemi swojego południowo-zachodniego sąsiada, w tym Kalifornię; za końcowy – inwazję Panamy w 1989 (za papy Reagana; wcześniej USA pomogły oderwać Panamę od Kolumbii, żeby wykopać i kontrolować Kanał Panamski).

Dlatego, o ile od drugiej wojny światowej Europa traktuje Stany Zjednoczone jako zbawiciela zza wielkiej wody, Ameryka Południowa i Środkowa oraz Karaiby od zawsze znają USA jako diabła za małej. Polityka USA wobec obszaru, który bywa w Stanach nazywany „podwórkiem Ameryki” (co przypomina rosyjskie pojęcie „bliskiej zagranicy”), była zawsze oparta na wyzysku i na przewadze większego i silniejszego nad mniejszym i słabszym.

Dlatego tak śmieszy część Latynosów,, iż Stany postrzegają siebie i są postrzegane jako Batman świata. Na szczęście Latynosi, tak jak kraje Bliskiego Wschodu, wiedzą też doskonale, iż rząd i policja często operują jak mafia. Widzieli też na własne oczy, iż USA popierają posłusznych sobie dyktatorów w Ameryce Południowej i Środkowej, notorycznie blokując tendencje demokratyczne.

Kraje Ameryki Środkowej i Południowej można podzielić na te, które mają rząd konserwatywny: Peru, Paragwaj, Ekwador, Gwatemala i Kostaryka – które po ataku Hamasu z 7 października (1400 zabitych, 240 porwanych) wyraziły pełne poparcie dla Izraela. Drugą grupę stanowią kraje z lewicującymi przywódcami, z których najważniejszy jest prezydent Brazylii, największego kraju w tej grupie, socjalista Lula da Silva. W tej samej grupie znajdują się Boliwia, Kolumbia, Chile czy Honduras, które po kontrataku Izraela na Gazę (jak dotąd 11 tysięcy zabitych, w tym 4 tysiące dzieci) odwołały z Izraela swoich dyplomatów. W środę 15 listopada to samo zrobiło Belize.

Dla wielu państw w tym regionie modelem pozostaje Kuba, jedyne państwo-wysepka, które w okresie zimnej wojny nie podporządkowało się polityce USA. Zmarły przywódca Kuby, Fidel Castro, jako pierwszy w regionie zerwał stosunki dyplomatyczne z Izraelem, w 1973 roku, ze względu na politykę Izraela wobec sąsiadów na Bliskim Wschodzie. (Od czasu uzyskania niepodległości Kuby od Hiszpanii, jej pierwszego kolonizatora, Stany nigdy nie zostawiły niepodległej Kuby samej sobie – słynne amerykańskie więzienie w Guantanamo na Kubie zostało założone już w 1898 roku).

Po dojściu do władzy Fidela Castro, Stany zorganizowały co najmniej osiem zamachów na jego życie. W 1961 roku po raz kolejny próbowały przejąć kontrolę nad krajem, usiłując dokonać inwazji w Zatoce Świń. Gdy to się nie udało, USA wprowadziły (nielegalne z punktu widzenia prawa międzynarodowego) sankcje na kraj, które przez cały czas blokują rozwój ekonomiczny Kuby i utrzymują jej ludność w biedzie. Może dlatego Kubańczycy rozumieją, jak źle musi się teraz dziać w Gazie?

Tradycja lewicowa w Ameryce Południowej przez cały czas jest bardzo silna i „różowa fala” powrotów do lewicowej polityki w XXI wieku wciąż wzbiera. Prawie każdy z państw tego regionu nieufnie przygląda się polityce USA. W 1973 roku USA pomogły usunąć socjalistycznego prezydenta Chile Salvadora Allende – ten dzień pamięta się dziś nie tylko w Chile jako „pierwszy 11 września”. Prezydenta Allende zastąpił generał Augusto Pinochet, który w prawicowej wojskowej dyktaturze trzymał Chile za mordę do 1981 roku 8 tysięcy ludzi zginęło potem w samych walkach, kolejne 6 tysięcy zostało uprowadzonych. W ciągu miesiąca po generalskim puczu nowy rząd zamordował 15 tysięcy cywilów. Łącznie za Pinocheta zginęło 28 tysięcy obywateli – i po części ze względu na te doświadczenia obecny prezydent Chile, Boric, wyraził ostry sprzeciw wobec polityki Izraela wobec Gazy.

Tak samo zareagował prezydent kolejnego kraju, który USA trzyma w szachu sankcji – Wenezuela, uważana przez Zachód za coś w rodzaju Iranu Ameryki Południowej. Konfrontacja tego Goliata z Dawidem trwa od 1999 roku, kiedy to uwielbiany przez obywateli tego kraju socjalista Hugo Chávez doszedł do władzy. Od 2005 roku Wenezuela objęta jest sankcjami, biedniejąc w coraz bardziej brutalnej rzeczywistości

Trzeba jednak pamiętać, iż w grupie państw potępiających politykę Izraela i USA wobec Gazy są zarówno antyamerykańskie dyktatury (Nikaragua, czy właśnie Wenezuela), jak i największe demokracje w regionie (Argentyna i Chile).

W 1976 roku USA zorganizowały (pod przewodem Henry’ego Kissingera) wojskowy przewrót, który obalił demokratyczną prezydentkę Argentyny Isabel Peron – zginęło 30 tysięcy ludzi. Obecny prezydent, Alberto Fernandez, potępił politykę Izraela wobec Gazy po 7 października, 2023, ale nie zerwał stosunków dyplomatycznych. W Argentynie mieszka 200 tysięcy osób żydowskiego pochodzenia (najwięcej w tym regionie), które stały się celem ataków terrorystycznych: w 1992 roku Hezbollah zaatakował ambasadę Izraela, a w 1994 Centrum Żydowskie w Buenos Aires.

Z kolei Izrael był głównym dostarczycielem broni, gdy CIA dokonywała przewrotu w Gwatemali w 1954 roku i gdy wspierana przez USA prawicowa partyzantka Contras walczyła z lewicowym ruchem sandinistów. Dzięki interwencji USA, pragnącym pomóc amerykańskim biznesom owocowym w Gwatemali, kraj na 40 lat znalazł się pod wojskową dyktaturą. W tym okresie zostało zamordowanych lub zniknęło na zawsze 250 tysięcy obywateli.

W 1964 roku prezydent Kennedy pomógł w przewrocie wojskowym w Brazylii, ponieważ nie chciał dopuścić, by Brazylia „stała się kolejną Kubą”. Obecny socjalistyczny prezydent Lula da Silva odegrał rolę w negocjacjach Izraela z ONZ (głównie dlatego, iż w tej chwili Brazylia prezyduje ONZ-owi). Lula rozmawiał z przywódcami Bliskiego Wschodu i Europy, próbując wynegocjować przynajmniej utworzenie korytarza humanitarnego dla cywilów w Gazie. W ostatnim dniu października Lula surowo potępił brak działań ze strony ONZ, które miałyby powstrzymać izraelskie ataki . Specyfiką Brazylii jest również rozdźwięk polityczny między prawicowymi protestantami i liberalnymi katolikami, którzy sympatyzują z Gazą (podobny religijno-polityczny podział istnieje w USA).

Stany Zjednoczone powstały w 1776 roku. Od tamtej pory interweniowały w regionie ponad prawie 60 razy, najczęściej włącznie z zaangażowaniem amerykańskich sił zbrojnych. Nie trzeba szukać dalej, by zrozumieć, dlaczego polityka zagraniczna Stanów, także wobec Bliskiego Wchodu, nie znajduje w tym regionie nadmiaru zwolenników.

Idź do oryginalnego materiału