GIETRZWAŁD: KORYTO PONAD SANKTUARIUM?

polskawolna.pl 1 rok temu
Ujawnienie przez Jana Kasprowicza w piśmie do ministra rolnictwa sprzed trzech lat akceptacji dla inwestycji Lidla przez abp. Józefa Górzyńskiego (na zdjęciu powyżej) jasno potwierdza „układ o wzajemności” zawarty – tu nawiążmy do bohaterów rozprawki M. Reja – między Wójtem, a Plebanem. Teraz łatwiej zrozumieć dlaczego metropolita warmińsko-mazurski nie miał żadnych problemów z zabetonowaniem sanktuaryjnych błoni „ołtarzem polowym” (do użytku tylko dwa razy w roku) z trzema garderobami udającymi zakrystie oraz taką samą liczbą toalet i magazynów, a z drugiej strony – dlaczego Kuria nie wniosła żadnych zastrzeżeń do budowy składowiska odpadów Lidla w odległości kilkuset metrów od gietrzwałdzkiej Bazyliki i kapliczki Matki Bożej.

Dla niżej podpisanego twierdząca odpowiedź na tytułowe pytanie wydaje się oczywista. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje jedynie sprecyzowanie aktualnych i przyszłych beneficjentów wykorzystywania Sanktuarium Maryjnego w Gietrzwałdzie jako karty przetargowej w walce o wpływy i kasę. Mówiąc najkrócej z układu aktualnego korzystają metropolita warmińsko-mazurski abp. Józef Górzyński (z jego podwładnym ks. Marcinem Chodorowskim, zawiadującym Sanktuarium), wójt gminy Gietrzwałd Jan Kasprowicz wraz ze swoim elektoratem oraz dysponenci – niekoniecznie tylko po linii właścicielskiej – Lidla jako inwestora składowiska odpadów nazwanego umownie centrum dystrybucyjnym, który już posiada pozwolenie na budowę. Tego faktu nie osłabiają ale wręcz wzmacniają argumenty użyte do jego podważenia przez wojewodę warmińsko-mazurskiego w decyzji z 30 czerwca br.

Za kilka miesięcy powyższy tercet może ulec zmianie tylko w jednym punkcie. Miejsce Kasprowicza zajmie człowiek… Prawa i Sprawiedliwości. Niewykluczone, iż będzie nim Jacek Wiącek, przewodzący tzw. Komitetowi Obrony Gietrzwałdu. Pozostali bohaterowie tego tercetu czyli – aby odwołać się do znanej rozprawki Mikołaja Reja – Pleban (uosabiany póki co przez abp. Górzyńskiego) oraz Pan, czyli Lidl pozostaną przy stole nadal.

JESTEM PRZECIW, A choćby ZA”

Fantazja? Zanim dojdziemy do takiego wniosku proponuję prześledzić fakty. Zacznijmy od jednego z fundamentów pod układ obecny. Jest nim ewidentna „wsypa” wójta Kasprowicza. 1 września 2020 roku wystąpił on do ówczesnego Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Jana Krzysztofa Ardanowskiego (PiS) z uzupełnieniem wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy odrolnienia 9,6 ha gruntów klasy IIIb pod inwestycję Lidla. A oto jego końcowy fragment:

Dodatkowo należy nadmienić, iż przedstawiona przy wcześniejszej korespondencji wizualizacja inwestycji w terenie, została zlokalizowana po uzgodnieniu i przy aprobacie Arcybiskupa Metropolity Warmińskiego Józefa Górzyńskiego. W opinii Arcybiskupa projektowana na wskazanym obszarze inwestycja nie zaburzy tego cennego i niezwykle ważnego miejsca dla kultu religijnego, jakim jest Gietrzwałd”.

Wygląda na to, iż z dwójki wysokich umawiających się stron („Róbmy sobie na rękę”) szybciej straci swoją posadę widoczny na zdjęciu wójt Gietrzwałdu Jan Kasprowicz, autor niefortunnego wpisu o dogadaniu się z abp. Józefem Górzyńskim w kwestii akceptacji dla niemieckiej inwestycji.

Na drugą, tym razem pozytywną decyzję w tej samej sprawie, wójt długo nie czekał. Zapadła już 23 września 2020 roku. Dlaczego tak szybko? Ponieważ Kasprowicz nie wybrał drogi odwołania się do sądu administracyjnego ale poszedł „na skróty” występując z wnioskiem do tego samego ministra o ponowne rozpatrzenie sprawy. Powody były oczywiste. Formalne odwołanie się do WSA znaczyłoby dla wójta niemal oczywistą klęskę. Uzasadnienie pierwszej, negatywnej decyzji ministerstwa rolnictwa liczy bite trzy strony i wielokrotnie nawiązuje do prawomocnych decyzji zarówno WSA i NSA, jednoznacznie kwestionujących odrolnianie gruntów wysokiej klasy pod cele inwestycyjne. Zacytujmy jeden z istotniejszych fragmentów:

Przeznaczenie na cele nierolnicze wnioskowanych gruntów byłoby działaniem nieracjonalnym z punktu widzenia ochrony gruntów rolnych. Działanie to uniemożliwiałoby realizację wartości wynikających z wyważenia słusznego interesu społecznego. Takie uwarunkowania jak: wysoka jakoś gleb, wielkość, zwartość oraz ukształtowanie obszarów, sprawiają, iż grunty te są przede wszystkim przydatne dla sektora rolno spożywczego, w celu zachowania i rozwoju funkcji nierynkowych, bezpośrednio związanych z produkcją rolną. Organ nie może kierować się jedynie ekonomicznym interesem właścicieli gruntów, inwestorów, tylko szeroko rozumianym interesem publicznym.”

Tymczasem uzasadnienie decyzji drugiej, korzystnej dla inwestycji Lidla, jest – uwaga! – sześciokrotnie krótsze i sprowadza się praktycznie do stwierdzenia następującej treści:

W związku z tym, iż tereny wnioskowane stanowią cztery niewielkie enklawy gruntów klasy IIIb wśród gruntów słabszych klas bonitacyjnych, przeznaczonych w projekcie planu pod wspólny cel inwestycyjny, to zmiana ich przeznaczenia nie będzie stanowiła istotnych strat dla produkcji rolniczej, umożliwi natomiast realizację inwestycji przy zachowaniu zrównoważonej gospodarki gruntami.”

Żadnego odwoływania się do interesu publicznego, do roli jaką w ochronie najżyźniejszych gleb oraz zapewnieniu bezpieczeństwa żywnościowego wyznaczono ministrowi rolnictwa, czy do prawomocnych wyroków sądów administracyjnych w podobnych kwestiach. Wystarczyła niczym nie poparta konkluzja, iż zmiana przeznaczenia ziemi nie będzie stanowiła istotnych strat dla produkcji rolniczej. A wyraził ją minister, który doskonale wie, iż grunty rolne klas I-III stanowią zaledwie 25 proc. powierzchni wszystkich gruntów rolnych w skali kraju. Zaiste, wójt Gietrzwałdu musiał mieć przekonanie graniczące ze stuprocentową pewnością, iż prośba o ponowne rozpatrzenie jego wniosku będzie daleko lepszym rozwiązaniem niż odwoływanie się do sądu administracyjnego.

Ciemny lud wszystko kupi” – ta teza wyrażona przez Jacka Kurskiego, czołowego propagandystę PiS dobrze oddaje zauroczenie wielu Polaków „dzielnym” wojewodą warmińsko-mazurskim, który w sprawie inwestycji Lidla wydał decyzję bez wiążących decyzji oraz brak świadomości, iż ministrem rolnictwa akceptującym odrolnienie gruntów rolnych wysokiej klasy pod składowisko odpadów był widoczny na zdjęciu Jan Krzysztof Ardanowski, prominentny działacz PiS znany m.in. z szefowania Polsko-Izraelskiej Grupie Parlamentarnej oraz przywrócenia uboju (czytaj: mordu) rytualnego zwierząt hodowlanych.

Obydwie decyzje, jakkolwiek sygnowane przez różnych urzędników (pod pierwszą, negatywną dla inwestycji Lidla, widnieje podpis podsekretarza stanu Jana Białkowskiego, natomiast pod drugą, pozytywną – sekretarza stanu Szymona Giżyńskiego) firmuje ta sama osoba ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Warto przyjrzeć się bliżej tej postaci, gdyż o jej znaczeniu jako działacza Prawa i Sprawiedliwości świadczy nie tylko awans na szefa jednego z najważniejszych resortów. W lutym 2018 roku Ardanowski został szefem Polsko-Izraelskiej Grupy Parlamentarnej. Żydochazarskie gudłajstwo nie zwykło powierzać tak poważnych funkcji gojom, choćby w zażydzonym i całkowicie kontrolowanym Sejmie III/IV RP. Ale Ardanowski jeżeli choćby nie jest żydochazarem, to na pewno szabes-gojem czyli – tu skorzystam z definicji stricte talmudycznej „użyteczne bydlę o ludzkiej twarzy służące żydowskiej sprawie”. Ma bowiem w swoim dorobku współautorstwo książki dotyczącej Żydówek zmuszanych do niewolniczej pracy i mordowanych w podtoruńskiej filii obozu koncentracyjnego Stutthof, a w lipcu 2018 roku już jako minister rolnictwa doprowadził do wycofania z Sejmu projektu ustawy zakazującej mordu rytualnego na zwierzętach hodowlanych, eufemistycznie nazwanego „ubojem”.

Podkreślam ten wątek nieprzypadkowo, gdyż wśród wielu bardziej świadomych katolików rośnie przekonanie, iż za agresją Lidla na Gietrzwałd jako miejsce Sanktuarium Maryjnego kryje się masoneria, bezwzględnie walcząca z resztkami tego, co zostało po Kościele Katolickim. Jest to prawda ale niepełna. Masoni zostali bowiem wymyśleni, zainspirowani i kontrolowani przez talmudystów od A do Z. Niedowiarków odsyłam do wykładu XIV w słynnych, a obecnych na tych łamach „PROTOKOŁACH MĘDRCÓW SYJONU”. Tamże znaleźć można również wymowny fragment wystąpienia z 1869 roku rabina Reichhorna przy mogile tzw. mędrca syjońskiego, rabina Symeona-ben-Juhudy:

Naturalnym dla żydów wrogiem jest Kościół chrześcijański. Powinniśmy zatem ze wszystkich sił naszych wszczepiać weń wolnomyślność, sceptycyzm, niewiarę, schizmę, a podniecać wszelkie kłótnie i swary między rozmaitymi sektami chrześcijańskimi”.Przykro to pisać, ale ten scenariusz zadziałał także w walce o Sanktuarium Maryjne w Gietrzwałdzie.

I jeszcze, aby zakończyć zarys sylwetki A. K. Ardanowskiego. Swoją ministerialną misję zakończył 6 października 2020 roku, dwa tygodnie po wydaniu decyzji przychylającej się do wniosku wójta Gietrzwałdu, a już w listopadzie tego samego roku został członkiem… Polsko-Niemieckiej Grupy Parlamentarnej. Jest takie staropolskie polskie powiedzenie „Mądrej głowie dość dwie słowie”

Ardanowski to bynajmniej nie jedyny przemilczany sprzymierzeniec lidlowskiej agresji na Gietrzwałd. Nawiązując do wiersza Kornela Ujejskiego można stwierdzić, iż inne PiS-owskie szatany też były tu czynne. Owszem, wiodącą rolę odegrali i odgrywają przez cały czas ludzie układu: starosta olsztyński Andrzej Abako oraz wójt Gietrzwałdu Jan Kasprowicz, ale nie sposób pominąć co najmniej trojga urzędników reprezentujących instytucje podległe PiS-owskiej władzy. Oto ich lista i podjęte działania, a raczej ich zaniechanie:

Anna Rostek, zastępca Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Olsztynie 23 grudnia 2022 roku wydała opinię sprzeczną z takim samym dokumentem wydanym 12 grudnia 2022 roku przez swoją przełożoną Teresę Parys, twierdząc, iż w odniesieniu do inwestycji Lidla nie zachodzi potrzeba przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko i sporządzenia raportu”.

Piotr Modzelewski, dyrektor Państwowego Gospodarstwa WODY POLSKIE – Zarząd Zlewni w Elblągu w opinii z 16 grudnia 2022 roku nie stwierdził potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania ww. inwestycji na środowisko.

Agata Moździerz, szefowa Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie (dla porządku – to też instytucja państwowa) w postanowieniu z 22 grudnia 2022 roku wyraziła opinię, iż dla lidlowskiego przedsięwzięcia nie istnieje konieczność przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko”. Co gorsze, ta pani uznała arbitralnie, iż w wypadku spornej inwestycji nie jest zobligowana choćby do przestrzegania uchwały Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego z 25 kwietnia 2017 roku w sprawie „Obszaru Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki”.

W powyższym kontekście nie sposób pominąć negatywnej roli tak wychwalanego w tej chwili (nie tylko przez PiS-owskie media) Artura Chojeckiego – wojewody warmińsko-mazurskiego. Jego postanowienie o uchyleniu decyzji starosty olsztyńskiego dotyczy bowiem wyłącznie braku formalnego w postaci nie dopuszczenia w charakterze stron postępowania właścicieli trzech działek sąsiadujących z terenem planowanej inwestycji. Naprawienie tego uchybienia wcale nie oznacza, iż starosta podzieli argumenty właścicieli i cofnie pozwolenie na budowę. Wielokroć większy ciężar gatunkowy – zwłaszcza w wymiarze przepisów prawa – z szansą na pozytywny epilog batalii, miałoby podważenie opinii trzech wymienionych wcześniej instytucji. Na takie rozwiązanie A, Chojecki jednak nie przystał.

PIS-OWSKI KLANGOR TRIUMFALNY

Medialna wrzawa wokół sukcesu w walce z Lidlem, jaki rzekomo odniesiono za sprawą wojewody Chojeckiego to rzecz do rozważenia w kategoriach iście goebbelsowskiej agitacji. Niczego nie załatwili, a już zwycięstwo odtrąbili. Na internetowym blogu Komitetu Obrony Gietrzwałdu rojno od zachwytów nawiedzonych wyznawców PiS-u nad „stanowczą reakcją, staniem na straży praworządności oraz rozsądkiem i zwyczajnym człowieczeństwem” (sic!), jaką ponoć wykazał wojewoda. Ciekawe, jaka „narracja” będzie obowiązywać, gdy składowisko jednak powstanie?

Dla Jerzego Szmita, kolejnego agitatora PiS przepoczwarzenie się w obrońcę Sanktuarium Maryjnego to żaden problem. Tę umiejętność opanował po mistrzowsku jako polityczny pasożyt zmieniający barwy partyjne częściej niż rękawiczki. Szkoda tylko, iż beneficjentów inwestycji Lidla ogranicza do wójta gminy i zbywców gruntów. Czyżby dwukrotna utrata prawa jazdy byłego wiceministra od transportu spowodowana była jego ślepotą?

W nurt propagandy sukcesu włączył się niejaki Jerzy Szmit, były marszałek województwa warmińsko-mazurskiego (1999), aktualnie działacz PiS. Piszę „aktualnie” gdyż za Szmitem w kwestii przynależności partyjnej i pełnionych funkcji trudno nadążyć. Zanim przeszedł do Prawa i Sprawiedliwości działał w Porozumieniu Centrum, Kongresie Liberalno-Demokratycznym, Unii Polityki Realnej, Unii Wolności, Ruchu Społecznym AWS oraz w Przymierzu Prawicy. Funkcji wszystkich nie wymienię, bo ich liczba jest kilkukrotnie większa od liczby legitymacji partyjnych. Można powiedzieć – typowy partyjny pasożyt, w dodatku zamieszany w skandal obyczajowy, a choćby ukarany dwukrotną utratą prawa jazdy za wykroczenia drogowe.

Nie lekceważyłbym również partyjnego epizodu Szmita w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, zwłaszcza w kontekście jego proniemieckich sympatii, odnotowanych w mediach społecznościowych. Wprawdzie aktualnego PiS-owca w szeregach KLD jakoś nie kojarzę (może tylko nosił teczkę za Tuskiem?) ale o samej partii jako powstałej w Gdańsku coś wiem. Klasyczna agentura wpływu na Polskę, wspierana – nie tylko finansowo – przez niemiecki rząd. I ten kundlizm pozostał także wówczas, gdy KLD przepoczwarzyło się w Unię Wolności (1994), a następnie w Platformę Obywatelską (2001).

Otóż Jerzy Szmit 7 lipca br. raczył popełnić na portalu „Opinie Olsztyn” tekst pod tytułem „Kto chce zarobić na Lidlu w Gietrzwałdzie?” ochoczo rozpowszechniony przez Komitet Obrony Gietrzwałdu oraz inne – w tym uchodzące za niezależne i propolskie – portale. Jak łatwo domyślić się, autor wskazuje palcem tylko na wójta Gietrzwałdu i zbywców gruntu. O zakusach samego PiS, już potwierdzonych znaczącym współudziałem w cichym forsowaniu inwestycji Lidla nie zająknął się ani słowem. No, może poza krótką wzmianką o wielomilionowym wsparciu dla gminy Gietrzwałd w ostatnich latach, już za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Najpewniej w kontekście – my płacimy, więc mamy prawo oczekiwać plonów.

SCENARIUSZ NA PRZECZEKANIE

A jakich? Puśćmy wodze wyobraźni, choć wcale nie musi być zbyt fantazyjna. PiS już sporo wygrał na „obronie Gietrzwałdu”. W Polskę poszła informacja, iż to ich wojewoda wstrzymał inwestycję Lidla. Przybędzie zatem głosów w najbliższych wyborach wyborach parlamentarnych i to nie tylko na Warmii i Mazurach. Wystarczy przez trzy najbliższe miesiące (w tym dwa wakacyjne) nic nie robić, a zwłaszcza nie dopuścić do zweryfikowania prawdziwych intencji aktualnej władzy przewodniej np. poprzez zmuszenie jej ministra do wydania decyzji uchylającej wcześniejszej decyzję o odrolnieniu 10 ha gruntów. Gdy uda się przeczekać gorący klimatycznie oraz politycznie okres i osiągnąć satysfakcjonujący wynik w wyborach, co niekoniecznie musi oznaczać absolutną wygraną (do rządzenia państwem wystarczą bowiem także koalicje), wówczas w Gietrzwałdzie należy oczekiwać najazdu PiS-owskich emisariuszy z następującym przekazem: „Gmina jest poważnie zadłużona i tu nie pomogą choćby ewentualne pieniądze z Lidla. Postawcie na naszego kandydata w wyborach wójta, a spłyną do was dotacje, o jakich teraz możecie tylko pomarzyć.”

To z pewnością zadziała ku zadowoleniu wszystkich. Mieszkańcy doczekają się np. bitych dróg i placów zabaw w każdej wsi, wójt Jacek Wiącek „przytuli” skromne ponad 20 tys. zł miesięcznie przysługujące na tym stanowisku każdemu – choćby bez wykształcenia wyższego – a jego mocodawcy z PiS skrupulatnie wyszukają tereny nadające się do odrolnienia pod potrzeby deweloperów. Możliwości jest sporo. Rentyny,Woryty, Łajsy, Tomarysy, Biesal, Łupstych, Sząbruk, Guzowy Piec czy Naglady to miejscowości położone równie pięknie jak sama stolica gminy. Pieniądze popłyną do partyjnej kasy i prywatnych kieszeni szerokim strumieniem.

A co z Lidlem? Zostanie jak najbardziej, choć z obowiązującą legendą, iż „to nie my ale poprzednicy”. Zaawansowali proces inwestycyjny tak daleko, iż już tego odwrócić się nie dało. Ponadto, o czym już nie mówi się głośno – PiS to partia co najmniej tak samo proniemiecka jak PO, choć nieźle zakamuflowana. Upraszczając: Tusk i jego pretorianie to prymitywni, jawnie działający folksdojcze, tymczasem zarządzający PiS to ukryta V kolumna. Na jej czele stoi premier M. Morawiecki, który ciągle nie może wytłumaczyć się z publicznych oskarżeń o współpracę ze Stasi, a po każdym powrocie do Warszawy z Berlina najpierw musi dobrze wyprostować kolana, a potem wymachiwać rękoma niczym wiatrak dla podkreślenia swojej suwerenności wobec faktycznych zarządców UE.

DUMA I HONOR”, CZYLI WIĄCEK BEZ RETUSZU

Każdy z Czytelników ma pełne prawo zapytać; skoro miałeś człowieku taką wiedzę, to dlaczego nie reagowałeś wcześniej? Odpowiadam: trochę przez grzech zaniechania, ale jeszcze bardziej z obawy przed storpedowaniem autentycznego zaangażowania setek pielgrzymów z całej Polski, którzy przyjechali do Gietrzwałdu na początku maja i czerwca br., by bronić Królowej Polski i jej Sanktuarium.

Rychło okazało się jednak, jak płonne były to nadzieje. Jacek Wiącek, przewodniczący Komitetu Obrony Gietrzwałdu zadbał, aby najpierw skorzystać z wyjątkowej skali protestu dzięki pielgrzymom (sam mógł liczyć co najwyżej na kilkudziesięcioosobowe wsparcie) po to tylko – gdy już sprawa została dobrze nagłośniona – skutecznie eliminować z dopuszczania do głosu oraz dalszych działań osoby i grupy mające jasny pogląd, co do faktycznych inspiratorów niemieckiej agresji na święte miejsce dla katolików oraz sposobów, aby do tej agresji nie dopuścić.

Jackowi Wiąckowi, inicjatorowi apelu w obronie Gietrzwałdu bez odwołania się do jego szczególnej roli dla polskich katolików, mieszkającemu w luksusowym domu, oddalonym o cztery kilometry od stolicy gminy i planowanej inwestycji Lidla szybciej będzie przeszkadzać śpiew ptaków i zapach sosen niż hałas setek TIR-ów i smród ze składowiska. Miał zainicjować PiS-owską batalię o przejęcie władzy w gminie, więc to zrobił. Szkoda, ze na grzbietach setek pielgrzymów z całej Polski dających jego protestowi spore nagłośnienie, a następnie konsekwentnie usuwanych na margines jako zbyt dosłownych w demaskowaniu wszystkich sprawców niemieckiej agresji na Sanktuarium, z hierarchią kościelną włącznie.

Moja instynktowna, uzasadniona także ponad 40-letnim doświadczeniem reporterskim, rezerwa wobec mężczyzny paradującego w koszulce nie z napisem np. „Bóg, Honor, Ojczyzna” ale „Duma i Honor”, który aktualnie jest hasłem przewodnim… funkcjonariuszy służby więziennej, zwanych potocznie klawiszami znalazła uzasadnienie także w innych spostrzeżeniach. Najważniejsze dotyczy pierwszego apelu Komitetu Obrony Gietrzwałdu, w którym nie ma ani słowa o tej miejscowości w kontekście zlokalizowanego tutaj Sanktuarium Maryjnego, jedynego miejsca objawień Matki Bożej w Polsce, uznanego przez Stolicę Apostolską. Na swoje usprawiedliwienie dodam, iż akurat ten wątek – wraz z treścią całego apelu – upubliczniłem w tekście „EKSPANSJA LIDLA NA GIETRZWAŁD: CAŁA NADZIEJA W PIELGRZYMACH” i tam odsyłam zainteresowanych.

Potem przyszły spostrzeżenia następne, poniekąd tłumaczące brak zainteresowania ze strony Wiącka świętością miejsca, które zamierzał bronić; od kiepsko skrywanej obojętności wobec wiary katolickiej, poprzez nieuregulowane sprawy osobiste (choć konkubina pomaga mu w protestacyjnym geszefcie wyjątkowo ofiarnie, o czym miałem okazje przekonać się osobiście podczas zbierania podpisów pod apelem do rektora Sanktuarium), aż do instrumentalnego traktowania osób, które spieszyły mu z bezinteresowną, a przy tym merytoryczną pomocą. Wystarczyło, iż była to pomoc nie współgrająca z prawdziwymi intencjami szefa KOG.

A jakież to intencje? Proste nad wyraz: dorwać się do koryta ze wsparciem nieświadomych pielgrzymów i jak najbardziej świadomych dysponentów z jedynie słusznej partii przewodniej. Jacek Wiącek ma w sobie tyle z autentycznego, niezależnego obrońcy Sanktuarium Maryjnego, co wcześniej z praktykującego, świadomego katolika.

W sobotę, 1 lipca br., podczas chwilowego towarzyszenia pielgrzymce grupy osób z Olsztyna do Gietrzwałdu miałem okazję trafić na miejsce zamieszkania lidera KOG. Piękna lokalizacja. Około 300-metrowy dom, położony w lesie wraz z kilkunastoma posesjami podobnej wielkości. Całość – choć gmina biedna i zadłużona – asfaltowo skomunikowana z Gietrzwałdem oddalonym o około 4 km, podobnie jak miejsce planowanej inwestycji Lidla. Wiąckowi prędzej zacznie przeszkadzać zbyt głośny śpiew ptaków i zapach sosen niż hałas przejeżdżających TIR-ów i smród ze składowiska.

Może zatem chodzi o obronę biedniejszych mieszkańców Gietrzwałdu? Po pierwsze – wspierających Wiącka można tutaj policzyć na palcach jednej ręki, gdyż obecny wójt jest mistrzem w serwowaniu kija lub marchewki dla utrzymania jednomyślności swojego elektoratu. Po drugie – nie bardzo wierzę, aby właścicielowi firmy Gold Arena specjalizującej się w obrocie złotem szczególnie bliskie było naśladowanie św. Franciszka. Zwłaszcza, iż w tym biznesie liczą się zupełnie inne cechy.

WEŹMIEMY SIĘ I… ZROBICIE”

Na aktywność lidera KOG w kwestii najważniejszej, czyli skutecznego wystąpienia do PiS-owskiego ministra rolnictwa z wnioskiem o wszczęcie z Urzędu postępowania unieważniającego decyzję odrolniającą sporne 10 ha ziemi rolnej III klasy nie ma co za bardzo liczyć. Wprawdzie w odpowiedzi na pytanie zadane przeze mnie 4 lipca br. w tej sprawie odpowiedział – cytuję – „Wysłaliśmy (oczywiście, chodzi o wniosek – przyp. H. Jez.) lecz nic to nie dało. Będziemy się spotykać osobiście niebawem. Wtedy dotrzemy z przekazem znacznie lepiej”lecz do połowy miesiąca nie udało mi się potwierdzić ani wysyłki wniosku, ani spotkania w ministerstwie.

Jedyna merytoryczna aktywność jaką udało mi się zaobserwować na blogu Komitetu to publikacja petycji skierowanej przez Stowarzyszenie Razem dla Gietrzwałdu do wojewody Artura Chojeckiego i żądającej podjęcia działań nadzorczych poprzez wniesienie skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Olsztynie na dwie uchwały Rady Gminy Gietrzwałd wychodzące naprzeciw oczekiwaniom Lidla. Sęk w tym, iż autorem petycji (notabene bardzo dobrze i wyczerpująco uzasadnionej) jest nie wspominane wyżej stowarzyszenie – zarejestrowane przez samego J. Wiącka – ale emerytowany urbanista z wieloletnim doświadczeniem zawodowym, także na stanowiskach urzędniczych. Ponadto, nie ma żadnej gwarancji, iż petycja trafiła do adresata, a jej publikacja nie ma na celu jedynie wyciszenia i osłabienia aktywności innych osób zainteresowanych walką w obronie Sanktuarium.

Znam większość spośród tych osób (przynajmniej najbardziej zaangażowanych), świadkuję ich pracy, wspieram w miarę dziennikarskich możliwości kojarząc je z potencjalnymi partnerami ale skłamałbym, iż rośnie we mnie entuzjazm co do szczęśliwego finału podejmowanych przedsięwzięć.

Oczywiście, najważniejsze z nich to zmuszenie PiS-owskiego ministra rolnictwa do cofnięcia decyzji o odrolnieniu 10-hektarowej działki. Na PiS nie ma tu co liczyć z jasnych powodów. Akurat tej partii stan aktualny, czyli impas odpowiada najbardziej.

Dobrym sposobem byłoby sięgnięcie po wsparcia partii konkurującej o głosy wyborców, a zarazem najbliższej ideowo katolikom, np. Konfederacji Korony Polskiej. choćby przepytywałem w tej sprawie jednego z jej działaczy. Uświadomił mi, iż taka inicjatywa wymagałaby poparcia ze strony dwóch pozostałych partii tworzących Konfederację Wolność i Niepodległość. Są to Nowa Nadzieja i Ruch Narodowy. Obiecał rozeznanie tematu. Czekamy zatem, choć obawiam się, iż bez efektu. I ciągle szukamy innych rozwiązań.

Moi przyjaciele w prowadzonej od prawie półtora roku – póki co, także bezskutecznej – walce z zabetonowaniem gietrzwałdzkich błoni „ołtarzem polowym” skłaniają się zdecydowanie ku samej modlitwie z nadzieją, iż Królowa Polski znów nam pomoże. Mam odmienne zdanie. Nie negując w najmniejszym stopniu siły modlitwy uważam, iż musi jej towarzyszyć także konkretne działanie na miarę naszych predyspozycji, wiedzy i możliwości. Benedyktyńska maksyma „Ora et labora” („Módl się i pracuj”) odpowiada mi bardziej. Matka Boża dała nam zwycięstwo nad Turkami pod Wiedniem ale jego ludzkim wykonawcą był Jan III Sobieski – wódz nie dość, iż głęboko wierzący i modlący się, to jeszcze biegły w rycerskim rzemiośle i stojący na czele hufców ze sztandarami ozdobionymi wizerunkiem Królowej Polski. To była ta specyficzna, niebiańsko-ziemska synergia, która uratowała Europę przed islamskim potopem. Oby ten scenariusz powtórzył się w walce z potopem żydomasońskim na warmińskiej ziemi.

Henryk Jezierski
Zdjęcia: Autor i domeny publiczne
(15 lipca 2023)

Podpisy pod zdjęcia:

Autor materiału odwiedza gietrzwałdzkie Sanktuarium kilkanaście razy w ciągu roku ale nigdy nie miał szczęścia spotkać tego osobnika w sutannie. A to przecież to sam Marcin Chodorowski – rektor i proboszcz parafii w jednej osobie. Obawia się, iż w sutannie musiałby zareagować np. na widok psów obsrywających Aleję Różańcową i Święte Źródełko? A może po cywilnemu łatwiej prowadzi się geszefty i liczy kasę?

Idź do oryginalnego materiału