Mecenas Roman Giertych odpalił prawdziwą bombę! Wysłał dziś pismo do Prokuratora Generalnego, domagając się nadzoru nad śledztwem w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. I nie owija w bawełnę: według niego są już mocne podstawy, by postawić zarzuty kolejnym osobom — tym, które pełniły „rolę kierowniczą w ujawnionym mechanizmie przestępczym”.
Zdaniem Giertycha, prokuratura nie ma już żadnego alibi, by przeciągać sprawę. „Zwłoka jest nieuzasadniona” – podkreśla mecenas, sugerując wprost, iż ktoś tu próbuje ratować ludzi odpowiedzialnych za tę gigantyczną aferę.
Ale to dopiero początek. Giertych złożył także wniosek o wyodrębnienie wątku finansowania kampanii reklamowych, które w rzeczywistości miały wspierać ówczesną partię rządzącą. I tu obraz staje się naprawdę mroczny: urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości miał pisać propagandowe teksty na cześć swoich szefów, a zaprzyjaźnione media – za miliony z Funduszu Sprawiedliwości – publikowały te laurki jako „artykuły sponsorowane”. Pieniądze, które miały iść na pomoc ofiarom przestępstw, zamiast tego pompowały kieszenie medialnych przyjaciół polityków.
W tle pojawia się nazwisko Krzysztofa Suwarta, które ma stać się symbolem tej haniebnej operacji – „Fundusz dla ofiar? Nie, dla swoich!”. Cała sprawa zaczyna przypominać mafijny układ, gdzie państwowe pieniądze płynęły szerokim strumieniem do wybranych redakcji, by budować propagandowy obraz władzy. A Roman Giertych mówi jasno: dość. Trzeba postawić zarzuty nie pionkom, ale tym, którzy ciągnęli za sznurki.