Generał Reinhard Gehlen

niepoprawni.pl 3 dni temu

W listopadzie 1942 roku, kilka dni po wylądowaniu Sprzymierzonych w Afryce Północnej, spotkali się w kolebce NSDAP w Monachium dwaj najpotężniejsi urzędnicy III Rzeszy: Reichsführer SS Heinrich Himmler oraz szef kancelarii NSDAP, Reichsleiter Martin Bormann. Najistotniejszą konkluzją super-tajnej rozmowy była zgodna ocena, iż wojna jest w zasadzie przegrana, a wobec tego należy ewakuować poza strefę zagrożenia, do państw neutralnych oraz na drugą stronę frontu zachodniego, maksimum potencjału ekonomicznego, intelektualnego i ludzkiego III Rzeszy, żeby było z czego i kim odbudować potęgę Niemiec.

Program potajemnej ewakuacji prowadzony był za plecami Hitlera i obaj spiskowcy ryzykowali głowami, gdyż Fuehrer wciąż wierzył w zbudowanie Tysiącletniej Rzeszy a cała machina propagandowa Josefa Goebbelsa zapewniała, iż zwycięstwo jest tuż za rogiem. Tylko najwięksi gracze gospodarczy podzielali pesymistyczne oceny tandemu Himmler-Bormann i rozpoczęli dyskretne wycofywanie kapitału. Tak dyskretne, iż jeszcze przez wiele lat po wojnie symbolami przejścia na drugą stronę były: ekipa naukowo-techniczna Wernhera von Brauna, współtwórcy pocisków balistycznych V2, który po wojnie został czołową postacią programu kosmicznego USA oraz Organizacja Gehlena, czyli w czasie wojny wydział wywiadowczy frontu wschodniego naczelnego dowództwa niemieckich wojsk lądowych OKH, a po wojnie fundament Bundesnachrichtendienst, czyli wywiadu zagranicznego Republiki Federalnej Niemiec.

Trudno powiedzieć, czy generał Reinhard Gehlen działał z własnej inicjatywy, czy w wyniku sugestii ludzi głębiej wtajemniczonych w ewakuacyjne plany, ale na początku października 1944 roku powiedział najbardziej zaufanym oficerom w swoim sztabie: “uważam wojnę za przegraną i musimy teraz myśleć o przyszłości, musimy zaplanować, co zrobić jak przyjdzie katastrofa i obmyśleć, co trzeba będzie zrobić, jak wszystko zacznie się walić.”

Dzień ten przyszedł 9 stycznia 1945 roku, kiedy Gehlen po raz ostatni złożył Hitlerowi wywiadowczy meldunek sytuacyjny. Na kilka dni przed sowiecką ofensywą zimową przedstawił w nim niekorzystny dla Niemiec stosunek sił i środków na froncie wschodnim. Hitler wpadł w furię i rozkazał zamknąć Gehlena w szpitalu dla wariatów. Rozjuszonego Fuehrera obłaskawił generał Heinz Guderian i rozkazu nie wykonano.

Po powrocie do kompleksu żelazobetonowych bunkrów Maybach w Zossen pod Berliniem, gdzie mieściła się siedziba sztabu OKH, Gehlen zwołał naradę personelu i zapowiedział, iż niebawem należy spodziewać się ewakuacji, a zatem trzeba dokonać przeglądu archiwów. Materiały bezwartościowe należy spalić, małowartościowe odłożyć na bok, natomiast dokumenty cenne zmikrofilmować w trzech kopiach i oryginały zniszczyć. Trzy zestawy mikrofilmów planowano złożyć w wodoszczelnych pojemnikach z nierdzewnej stali wyposażonych w mechanizm niszczący zawartość, w przypadku, gdyby ktoś chciał otworzyć kontener nie znając zabezpieczenia.

Personel Fremde Heere Ost został podzielony na trzy grupy. Każda z nich otrzymała pod opiekę jeden zestaw pojemników. Po przyjeździe do Bawarii i dotarciu w Alpy, każda z grup miała zaszyć się w odrębnej okolicy, ukryć pojemniki i czekać na dalsze rozkazy. Gehlen nakazał trzymać w tajemnicy swój charakter pracy, a gdyby było trzeba poddać się, to tylko Amerykanom. Ujawnienie istnienia i wskazanie miejsca ukrycia pojemników dozwolone jest wyłącznie po otrzymaniu jego pisemnego rozkazu.

Kiedy zakończono pośpieszne mikrofilmowanie, Armia Czerwona stała już nad Odrą i Gehlen zarządził ewakuację. Pewną komplikację spowodowała dyrektywa nr 73 Hitlera, którą mianował admirała Karla Doenitza głównodowodzącym całości sił niemieckich ze sztabem we Flensburgu. Wszystkie sztaby i wojska otrzymały rozkaz przebazowania na północ Niemiec. Planujący ewakuację zamierzali jechać dokładnie w przeciwnym kierunku, na południe w Alpy, Gehlen wydzielił więc dwie ekipy, które załadowały na ciężarówki skrzynie z odłożonymi na bok małowartościowymi dokumentami i konwój pojechał do Flensburga. Reszta personelu zabrała pojemniki, wyjechała na południe i dotarła w dolinę rzeki Valepp. Gehlen znał tę okolicę. W grudniu 1944 roku, podając się za dr Wendlanda, naukowca szukającego spokoju od bombardowanego miasta, znalazł powyżej wsi Valepp, liczącej około 150 mieszkańców, alpejską chatę używaną tylko podczas wypasów przez dojarza Rudolfa Kreidla. Stała sporo wyżej niż wieś i wiodła do niej skalista, wyboista dróżka. Uznał, iż to idealne miejsce i z miejsca wynajął na rok. Teraz, w kwietniu 1945 roku, konwój Gehlena zatrzymał się w niedalekim Bad Reichenhall, gdzie rozdzielono 52 pojemniki. Część ukryto w Reit-in-Winkel na południe od jeziora Chiem, część w Wildermoosalm na północ od Kufstein, a najcenniejszą resztę Gehlen wraz z najbardziej zaufanymi oficerami zawiózł do Valepp, gdzie nocą już przebrani w cywilne ubrania, “dr Wendland z kolegami” zatargali pojemniki w pocie czoła taczkami pod górę i zakopali je na skraju pastwiska zwanego “Nędzna łąka”.

Ewakuacja informacyjnego skarbu zakończyła się 28 kwietnia 1945 roku. Gehlen został w swojej górskiej kryjówce, reszta jego towarzyszy rozproszyła się po okolicy, gdyż grupa mężczyzn łatwo mogła wzbudzać podejrzenia. Nie tyle patroli wojsk Sprzymierzonych, co grup fanatycznych SS-manów i żandarmerii polowej szukającej dekowników i dezerterów.

Każdego ranka Gehlen sprawdzał przez lornetkę, czy do doliny nie wjeżdżają jeepy. Amerykanie byli już wszędzie wokół, ale nie zaglądali do Valepp. Sprowadził ich wreszcie dojarz Kreidel, któremu towarzystwo “dr Wendlanda” przestało się podobać, zwłaszcza od chwili gdy podpatrzył, iż jeden z “cywili” zakopuje oficerską czapkę oraz złotą odznakę partyjną NSDAP. Schodząc z gór po racje żywnościowe, Kreidel zatrzymał na drodze jeepa z sierżantem i dwoma żołnierzami ze 101 Dywizji Powietrznodesantowej. Na migi wytłumaczył Amerykanom, iż “tam wyżej” kryją się oficerowie SS. Sierżant zanotował donos i obiecał, iż po nich przyjdą. Po czterech dniach rzeczyście pojawił się mówiący po niemiecku sierżant wraz z kapralem. Spisali nazwiska i stopnie wojskowe, zadali kilka pytań i odjechali. Gehlena przy tym nie było, gdyż zniecierpliwiony zszedł do wsi Fischhausen, gdzie był posterunek wojsk US Army. Oczekiwał powitania z szacunkiem należnym generałowi, ale młody porucznik zanotował nazwiska i stopnie przybyłych, a kiedy Gehlen zwrócił uwagę, iż on i towarzyszący mu pułkownik Gerhard Wessel są oficerami Sztabu Generalnego i kierują Fremde Heere Ost, młodzik spojrzał na drobnego Niemca lekceważąco i mówiąc “dobra, dobra nie irytuj się” rzucił krótką komendę “do paki”.

Po kilku dniach pobytu w “pace”, czyli tymczasowym obozie jenieckim w miasteczku Miesbach, Gehlen trafił na pierwsze przesłuchanie przez oficera kontrwywiadu wojskowego. “Jestem generałem i szefem wydziału wywiadowczego naczelnego dowództwa armii niemieckiej” - zaczął sztywno - “posiadam informacje najwyższej wagi dla waszego naczelnego dowódcy i rządu Stanów Zjednoczonych. Proszę mnie natychmiast zaprowadzić do wysokiego stopniem dowódcy, najlepiej generała Patcha.” Słuchając tej tyrady kapitan John Schwarzwalder uśmiechnął się i odparł: “Pan był generałem, mój panie, pan był. I proszę mi nie mówić co ja mam robić.” Przesłuchanie było skończone. Gehlen wrócił do “paki”.

Być może szef Fremde Heere Ost gniłby jeszcze długo w “pace” w Miesbach, gdyby nie młody protokolant sierżant Victor de Guinzbourg, który słyszał o generale Gehlenie i sądził, iż może on rzeczywiście posiadać jakieś istotne informacje. “Jak chcesz to się nim zajmij” zdecydował kapitan Schwarzwalder i de Guinzbourg napisał raport, który trafił wyżej, a potem jeszcze wyżej aż wzbudził zainteresowanie w sztabie 7 Armii. Gehlena przewieziono do “specjalnej paki” w Augsburgu,dokąd ściągnął go pułkownik William Quinn, szef rozpoznania 7 Armii, który dobrze wiedział z kim ma do czynienia.

Podczas pierwszego przesłuchania Gehlen przedstawił swój plan współpracy wywiadowczej z Amerykanami oraz swoje aktywa: doświadczony personel Fremde Heere Ost oraz ukryte mikrofilmy. W zamian otrzymał informację, iż większość jego oficerów siedzi w różnych “pakach”, ale mogą być ściągnięci do Augsburga. Gehlen prosił o spotkanie z głównodowodzącym wojsk sojuszniczych generałem Dwightem Eisenhowerem, Quinn stwierdził, iż to niemożliwe, ale “popchnął go w górę” przekazując jeńca do sztabu generała Edwina Siberta, szefa wywiadu 12 Grupy Armii dowodzonej przez generała Omara Bradleya. Z punktu widzenia Quinna było to świetna decyzja z gatunku blach na… Gdyby Quinn zaprezentował Niemca Eisenhowerowi, a Gehlen okazał się fałszywką, to głównodowodzący wpadłby w irytację i skrupiłoby się na szefie rozpoznania 7 Armii. jeżeli jednak Gehlen jest prawdziwy, to Eisenhower prawdopodobnie zapyta, kto go zidentyfikował i dostarczył.

Generał Edwin Sibert był profesjonalistą doświadczonym w grach wywiadowczych. Po fiasku zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 roku, planował wraz z Allenem Dullesem, który ze Szwajcarii trzymał w garści wiele nitek prowadzących do Niemiec i Austrii, utworzenie anty-hitlerowskiego komitetu niemieckich generałów znajdujących się w niewoli Sprzymierzonych. Sibert i Dulles planowali skopiować zorganizowany w Sowietach Narodowy Komitet Wolnych Niemiec pod wodzą przegranego i wziętego do niewoli pod Stalingradem feldmarszałka Friedrich Paulusa. Szybkie przesuwanie się frontu sprawiło, iż plany rozkładania III Rzeszy od wewnątrz stały się niepotrzebne. Rzesza rozpadała się.

Teraz, kilka tygodni po kapitulacji Wehrmachtu, dwaj profesjonaliści spotkali się sztabie 12 Grupy Armii w Wiesbaden, by ocenić możliwości współpracy przeciwko Związkowi Sowieckiemu, który dla Gehlena był wrogiem, a dla Siberta coraz bardziej niewygodnym sojusznikiem. Nie sporządzono wprawdzie żadnego oficjalnego zapisu rozmów, ale wszystkie zachowane źródła wskazują, iż rozumieli się doskonale. Gehlen przedstawił swój plan utworzenia pod egidą wywiadu wojskowego USA wymierzonej w Związek Sowiecki niemieckiej organizacji wywiadowczej pod własnym kierownictwem oraz podał przykłady aktywów personalnych, dokumentalnych i agenturalnych jakimi dysponuje. Sibert nie krył, iż propozycja jest interesująca i może być cenna. Gehlen nie ujawnił, gdzie ukrył archiwa Fremde Heere Ost, Sibert zataił, iż prowadzi równolegle negocjacje na dokładnie taki sam temat z pułkownikiem Hermannem Baunem, do niedawna dowódcą Frontaufklarungskommando Ost podporządkowanego Abwehrze.

Gehlen doskonale znał Bauna i wiedział, iż dysponuje on szeroko rozbudowanymi siatkami agenturalnymi oraz sprawną łącznością z zafrontowymi grupami wywiadowczo-dywersyjnymi oraz agenturą w Związku Sowieckim, ale w trakcie kolejnej ewakuacji stracił swoje archiwa. Kiedy więc dowiedział się o rokowaniach Sieberta poprosił go o spotkanie i rad nierad, wyjawił sekret “Nędznej łąki”.

Wysłana pilnie w góry spec-grupa Korpusu Kontrwywiadu klnąc jędrnie, przez trzy dni wydłubywała z ziemi ukryte pojemniki. Nie brakowało żadnego. Wszystkie przewieziono do Oberursel, gdzie grupa oficerów wywiadu wojskowego, pisarzy sztabowych i fotografów wspierała Gehlena i jego prawą rękę pułkownika Gerharda Wessla w porządkowaniu mikrofilmów, wybieraniu najistotniejszych dokumentów i kopiowaniu ich. Powstałe dossier Gehlen zaprezentował Sibertowi, a ten postanowił, iż tak istotny materiał należy przedstawić w Naczelnym Dowództwie Alianckich Sił Ekspedycyjnych, aby zapoznał się z nim szef sztabu generał Walter Beddel Smith. Rezultatem wspólnej narady Smith-Sibert-Gehlen była decyzja, iż niemiecki generał wraz z trzeba oficerami poleci do Waszyngtonu, gdzie przedłoży swój plan współpracy i dossier dokumentów wywiadowczych szefowi wywiadu wojsk lądowych G-2, którym był generał George V. Strong.

Ze swej ekipy Fremde Heere Ost Gehlen wybrał oficerów najlepiej znających wojska sowieckie i sowiecki przemysł zbrojeniowy oraz wtajemniczonych w pozostawiane za frontem od 1943 roku siatki wywiadowczo-dywersyjne o kodowej nazwie Werewolf. Były one tworem SS. O ich istnieniu Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler wspomniał 18 października 1944 roku mówiąc, iż wróg, “który stanie na naszej ojczystej ziemi” musi być atakowany “z fanatyzmem” i “wyeliminowany”. Wszyscy Niemcy, “mężczyźni, chłopcy, starcy, a jeżeli będzie trzeba to również kobiety i dziewczęta” muszą stawiać opór, który winien “odradzać się na tyłach wroga jak wilkołaki”. Kilka dni później gazeta SS Das Schwarze Korps zachęcała do zaciągania się do Werewolfu, gdyż trafią tam “setki tysięcy najlepszych, najsprytniejszych, najodważniejszych i najbardziej doświadczonych żołnierzy niemieckich”. Słowem będzie to elita “najbardziej znienawidzona przez nieprzyjaciela”.

W Oberursel oficerowie wytypowani do podróży za ocean byli już gotowi, kiedy nad projektem zwisła czarna chmura. Na północy Niemiec we Flensburgu kipiał ze złości generał Anatolij Jewgieniewicz Trusow z GRU, przedstawiciel Moskwy we Wspólnej Komisji Wywiadu wojsk okupacyjnych.

Generał GRU Trusow niemal codziennie nagabywał przedstawiciela USA, generała Lovella Rooksa, gdzie jest Gehlen oraz jego podwładni z Fremde Heere Ost i żądał przywiezienia do Flensburga archiwów FHO. Sowieci przeszukali już opuszczoną siedzibę wydziału Obce Armie Wschód w Zossen i znaleźli tylko bezwartościowe papierzyska, przesłuchali też dwóch oficerów wysłanych przez Gehlena do sztabu Doenitza we Flensburgu oraz przeglądnęli zawartość wiezionych przez nich skrzyń, w których znaleźli kopie mało istotnych meldunków wywiadowczych, jakieś mapy, rozliczenia finansowe oraz wycinki z sowieckich gazet.

Trusow wiedział, iż Gehlen i jego ludzie wyjechali przed zamknięciem okrążenia Berlina, ale dokąd nie wiedział. Obaj przesłuchiwani oficerowie również. Gehlen wysłał ich na północ zanim wyjechał na południe. Trusow nie wiedział także, gdzie są archiwa Abwehry, gdzie są archiwa Militaramt, Biura Wojskowego RSHA, nie wiedział, gdzie jest Gehlen, gdzie jest szef wywiadu Sicherheitsdienst Walter Schellenberg, a moskiewska Centrala niecierpliwiła się.

Pod naciskiem Trusowa przedstawiciel USA we Wspólnej Komisji Wywiadu wojsk okupacyjnych generał Lovell Rooks pojechał do sztabu 12 Grupy Armii, ale otrzymał od generała Siberta wymijające odpowiedzi i wrócił do Flensburga z niczym. Generałowie Sibert i Bedell Smith postanowili jednak jak najszybciej wywieźć Gehlena do USA. Zwłaszcza, iż wokół ośrodka w Oberursel zaczęli się kręcić ludzie wyglądający na sowiecką agenturę. Mowy nie było, żeby niezauważenie wywieźć Niemców w ich mundurach a grupa 4 Niemców w cywilu wyglądał podejrzanie, a więc przebrano ich w mundury amerykańskie. Kłopot był tylko z Gehlenem, który uparł się, iż ma otrzymać mundur “zgodny z moim stopniem”. Gehlen był drobnej budowy i w magazynie nie było tak małego rozmiaru. Dostał więc polowy mundur z pośpiesznie naszytymi insygniami i generalską gwiazdą. Paradował w nim z wyraźnym zadowoleniem. Pozostała trójka Niemców otrzymała mundury oficerów w randze kapitana.

Według innych źródeł, amerykańskie mundury to legenda. Gehlen i towarzyszący mu oficerowie (sześciu, a nie trzech) udai się do USA w zdobytych z trudem ubraniach cywilnych. Jeden nie miał walizki i swoje rzeczy zapakował do futerału od skrzypiec. Jedno jest wszakże pewne przebranych w mundury, lub nie przebranych, Niemców wywieziono nocą 22 sierpnia 1945 roku z Oberursel na lotnisko, gdzie wsiedli do dyspozycyjnego samolotu transportowego generała Bedell Smitha DC-3 Dakota i kilka godzin później byli już nad Atlantykiem.

W tajnym ośrodku wywiadu wojsk lądowych Fort Hunt, po drugiej stronie rzeki Potomac od Pentagonu, Gehlena czekało rozczarowanie. Z kurtuazją i dyplomatycznym taktem, ale stanowczo polecono mu oddać generalski mundur. Otrzymał w zamian cywilny garnitur, koszule i bieliznę z najlepszego w Waszyngtonie sklepu z gotową odzieżą. Niemców ulokowano w eleganckiej willi gościnnej, gdzie ordynansi ubrani byli wprawdzie w białe smokingi, ale w odczuciu Gehlena nie wyrównywało to utraty prestiżu generalskiej gwiazdy.

Mniej atrakcyjne opisy podróży nie wspominają o przebierance, ale potwierdzają, iż gościnna willa była najlepiej “odrutowanym” budynkiem w Fort Hunt i w każdym pomieszczeniu zainstalowany był podsłuch.

Nastroju nie poprawiały wiadomości z Niemiec. W amerykańskich gazetach nie brakowało wiadomości o narastającym napięciu w stosunkach z Moskwą, co zwiększało notowania grupy Gehlena oraz o międzyalianckich tarciach w Niemczech, co mogło skończyć źle lub dobrze, w zależności od tego, kto weźmie górę w sztabowych rozgrywkach. Amerykańskie dzienniki narzekały, iż brytyjski marszałek Bernard Montgomery nie ma chęci podporządkowywać się dłużej i zaczyna traktować z góry generałów US Army. Z drugiej strony sympatyk dobrych układów z Armią Czerwoną, amerykański generał Beddel Smith odchodząc z Naczelnego Dowództwa Alianckich Sił Ekspedycyjnych powiedział do szefa wywiadu SHAEF brytyjskiego generała sir Kennetha Stronga, iż “Brytania jest skończona” a Stany Zjednoczone winny się sprzymierzyć ze Związkiem Sowieckim, bo to “kraj przyszłości”.

Sprzeczności w ocenach nie brakowało ani wśród posiadaczy złotych epoletów i lampasów ani w żołnierskich szeregach. Roberta Murphy, doradcę dyplomatycznego gubernatora amerykańskiej zony okupacyjnej, generała Luciusa Clay’a, szokowali młodzi oficerowie, którzy wstrząśnięci niemieckimi zbrodniami odpłacali tą samą miarą. W swoich wspomnieniach opisuje “pakę” dla lokalnych bonzów NSDAP pełną wychudzonych ludzi słaniających się z głodu. Pytany przez niego młody komendant obozu spokojnie wyjaśnił, iż trzyma Niemców na głodowej diecie wedle standardu obozów koncentracyjnych “żeby ci naziści doświadczyli własnego lekarstwa”. W innej miejscowości Murphy dowiedział się, iż “pod amerykańskim patronatem” funkcjonuje przez cały czas sala tortur Gestapo. Przerażony sprawdził i okazało się, iż to gorliwy oficer amerykańskiego kontrwywiadu korzysta ze zdobycznych narzędzi, aby sprawniej “nakłaniać nazistów do przyznania się do własnych występków”. Skarcony oficer był ponoć “bardzo zasmucony, kiedy nakazano mu zamknąć swoją firmę”.

Dla pełnego taktu wyrafinowanego dyplomaty niekłamanym wstrząsem była jednak prywatna rozmowa z gubernatorem wojskowym Bawarii, dowódcą 3 Armii, generałem Pattonem, który “z błyskiem w oku zapytał, czy istnieje jakakolwiek szansa, by ruszyć na Moskwę, do której, jak powiedział, mógł dotrzeć w ciągu trzydziestu dni, zamiast czekać, aż Rosjanie zaatakują Stany Zjednoczone, gdy będziemy słabi i zredukowani do dwóch dywizji.” Realistyczny stosunek do sojusznika zdał się dyplomacie niewybaczalną herezją.

Tymczasem w wywiadowczej społeczności po drugiej stronie Atlantyku od miesięcy toczyła się wojna korytarzowa. Przed II wojną światową Stany Zjednoczone nie miały centralnej służby wywiadowczej. Armia lądowa miała swój wywiad G-2, lotnictwo miało swój departament rozpoznania A-2, marynarka wojenna swoje Biuro Wywiadu Morskiego (ONI), departament stanu swoje “biuro studyjne”, departament skarbu własną służbę wywiadu podatkowego choćby Służba Celna miała własny wywiad walczący z kontrabandą, zaś FBI penetrowało kraje Ameryki Łacińskiej. W czasie wojny rolę koordynatora działalności różnych służb wywiadowczych pełniło Biuro Służb Strategicznych (OSS), którym kierował William Donovan. Pod koniec wojny przygotował on, na prośbę prezydenta Franklina Delano Roosevelta, tajny projekt centralnej agencji wywiadowczej, przystosowanej do działań w czasie pokoju. W wywiadowczym światku zawrzało i 9 lutego 1945 roku trzy największe dzienniki w USA: waszyngtoński Times-Herald, nowojorski Daily News oraz ukazujący się w Chicago dziennik Tribune opublikowały na pierwszych stronach najgrubszą czcionką ten sam materiał zatytułowany “Donovan proponuje super-szpiegowski system na powojenny Nowy Ład”. Autorem był Walter Trohan, dziennikarz ze stajni szefa FBI J. Edgara Hoovera. Wydawcą trzech dzienników było antyroosveltowskie imperium prasowe McCormick-Patterson. Prasowy nacisk sprawił, iż projekt trzeba było włożyć do zamrażarki, ale Roosevelt prawdopodobnie by go po pewnym czasie przeforsował, gdyby nie zmarł nagle 12 kwietnia 1945 i do realizacji pomysłu Donovana nie doszło.

Następca zmarłego prezydenta Harry Truman, którego kiedy był wiceprezydentem Roosevelt trzymał z dala od wszelkich materiałów wywiadowczych, nie orientował się w rozgrywkach służb i rozwiązał Biuro Służb Strategicznych 1 października 1945 roku. Biurokratyczne sępy rzuciły się rozszarpywać padlinę i wyrywać sobie największe kęsy, żeby uzyskać najsilniejszą pozycję, kiedy wróci “tak jak było”. Rozmowy amerykańsko niemieckie toczyły się już od dwóch tygodni i okazało się, iż w waszyngtońskiej wojnie korytarzowej służb wywiadowczych Gehlen i jego aktywa są bardzo cennym sztonem.

Rokowania toczyły się przez całą zimę i wiosnę 1946 roku. Połączone były pisaniem ocen i analiz i rozmowami o sytuacji politycznej, społecznej i wojskowej Związku Sowieckiego. Amerykanie chcieli się przekonać o wartości zespołu Gehlena i wyciągnąć przy okazji maksimum informacji. Z drugiej strony Gehlen czując, iż nie musi się prosić i jego notowania rosną postawił warunki graniczące z bezczelnością.

Po pierwsze, to on dobierze personel, który będzie pod jego wyłącznym dowództwem. Tworzona organizacja wywiadowcza będzie autonomiczna, a kontakty ze stroną amerykańską prowadzone będą przez oficerów łącznikowych, których on zatwierdzi.

Po drugie, strona amerykańska nie będzie wymagać od nikogo z personelu organizacji działań sprzecznych z niemieckim interesem narodowym. Organizacja pracować będzie wyłącznie na kierunku bloku sowieckiego.

Po trzecie, kiedy Niemcy odzyskają suwerenność i powstanie rząd niemiecki organizacja zostanie podporządkowana temu rządowi.

Po czwarte, do tego czasu organizacja będzie finansowana przez Stany Zjednoczone.

Gehlen zapisał w swych wspomnieniach jeszcze jeden warunek, iż jeżeli kiedykolwiek dojdzie do rozbieżności interesów Niemiec i USA, to niemieckie interesy będą miały pierwszeństwo.

Departament wojny USA przyjął te warunki. Wstępny budżet ustalono na 3,4 miliona dolarów. Głównym oficerem łącznikowym między planowaną organizacją a wywiadem USA został kapitan Eric Waldmann, który “opiekował się” niemiecką grupą Gehlena od czasu jej przyjazdu do Fort Hunt. Waldmann wierzył w potencjał wywiadowczy niemieckiej grupy oraz zdolności Gehlena i “energicznie” popierał jego koncepcje wśród amerykańskich decydentów wojskowych najwyższego szczebla.

Po uzgodnieniu spraw finansowych, prawnych, logistycznych, itp Gehlen ze swoją ekipą powrócił w lipcu 1946 roku budowanym seryjnie amerykańskim statkiem transportowym typu “liberty ship” do Europy. Na nabrzeżu francuskiego portu Le Havre czekał na nich kapitan Waldmann, wraz z kolumną samochodów jakie przewiozły Niemców na lotnisko Orly pod Paryżem, skąd samolotem polecieli do Frankfurtu i wrócili do kolegów czekających w ośrodku w Oberursel. Zakończył się pierwszy etap odtwarzania sztabu generalnego, historycznego mózgu niemieckiego “deep state”. Powtarzał się scenariusz podobny do przyjętego po I wojnie światowej, ale teraz odbudowa rozpoczęła się od wywiadu, którego znaczenia nie doceniał Hitler zapatrzony w przewagę pruskiej doktryny wojskowej i niemieckiego uzbrojenia. Tym razem miejsce militarnego hardware’u miała zająć informacja, przy pomocy której zamierzano sterować potęgą przemysłową USA. Kierunek ekspansywnych działań pozostał jednak bez zmiany - na Wschód.

PS: Na nielicznych powojennych fotografiach Gehlen widnieje zwykle w ciemnych okularach. Były szef Fremde Heere Ost, a później instytucji zwanej nieoficjalnie “Gehlen Org”, a potem oficjalnej Bundesnachrichtendienst aż do przesady dbał o swoje incognito i bezpieczeństwo. Kilka tysięcy pracowników zwało go “doktorem” lub kodowym numerem “trzydzieści”. zwykle towarzyszyło mu dwóch ochroniarzy, zawsze nosił przy sobie broń, nigdy nie jeździł dwa razy z rzędu tym samym samochodem. Niektórzy uważali, to za pozę celebryty, inni za konieczną troskę o siebie, gdyż za dużo wiedział.

Idź do oryginalnego materiału