W dość skomplikowanym amerykańskim systemie wyborczym zdobycie przewagi wśród wyborców "swing states" ma najważniejsze znaczenie dla wyniku całych wyborów prezydenckich w USA.
"Swing states" znane również jako "battleground states", gdyż mogą "przechylić się" w stronę kandydatów Demokratów lub Republikanów. Z tego względu obie partie polityczne często poświęcają nieproporcjonalnie dużo czasu i zasobów kampanii na wygranie w tych miejscach.
Dlaczego? Bo żeby wygrać wyścig do Białego Domu, trzeba zgromadzić 270 głosów elektorskich. Większość stanów przyznaje głosy elektorskie, którymi dysponuje, na zasadzie "zwycięzca bierze wszystko".
Oznacza to, iż choćby jeżeli różnica między kandydatami jest niewielka (na przykład w Georgii Donald Trump przegrał w 2020 roku zaledwie niecałymi 12 tysiącami głosów), przegrany kandydat nie otrzymuje ani jednego głosu elektorskiego.
"Swing states" jest siedem. Są to stany: Georgia (16 głosów elektorskich), Michigan (15), Nevada (6), Karolina Północna (16), Pensylwania (19), Wisconsin (10) i Arizona (11).
Obecnie (oczywiście w teorii, bo przecież i wyniki w stanach "pewnych" mogą się odwrócić) Trump powinien mieć 219 głosów elektorskich i potrzebuje do zwycięstwa 51, z kolei Kamala Harris powinna mieć 226 głosów i do zwycięstwa potrzebuje 44 elektorów.