Gdy bohaterem konferencji jest nagranie. Żurek obnaża tchórzliwą strategię Ziobry

1 godzina temu
Zdjęcie: Żurek


Polska debata publiczna od lat przywykła do politycznych spektakli w wykonaniu Zbigniewa Ziobry, ale piątkowy występ — a adekwatnie niewystęp — byłego ministra sprawiedliwości można śmiało uznać za pokaz mistrzostwa tej formy. W siedzibie PiS zwołano konferencję prasową, na którą dziennikarze przybyli z przekonaniem, iż zobaczą i usłyszą bohatera wydarzenia. Tymczasem zamiast Żywego Ziobry pojawiło się… nagranie. I to nagranie, które bardziej przypominało wideomanifest polityczny niż próbę rzeczowej komunikacji.

Spotykam się z państwem w tej formule, gdyż zdecydowałem się stawić czoła i oprzeć się bezprawiu” — oznajmił Ziobro. Już to zdanie wyznaczyło ton całości. Polityk, który przez lata przekształcał wymiar sprawiedliwości, podporządkowywał prokuraturę ministrowi i prowadził wojnę z niezależnym sądownictwem, dziś kreuje się na ofiarę rzekomej opresji państwa prawa. To retoryka znajoma, ale coraz mniej przekonująca.

Narracja o „bezprawiu” stała się dla Ziobry wygodnym parawanem, za którym ukrywa fakt, iż grozi mu 26 zarzutów — w tym dotyczących kierowania zorganizowaną grupą przestępczą w resorcie sprawiedliwości oraz manualnego sterowania środkami z Funduszu Sprawiedliwości. W tym kontekście słowa o gotowości do powrotu „w ciągu kilku godzin”, ale dopiero gdy spełnione zostaną jego warunki, brzmią jak polityczna dziecinada.

A warunki są, jak zwykle, starannie dopasowane do bieżącej narracji PiS. „Po pierwsze, o ile zostanie przywrócony losowy przydział spraw sędziom” — mówi Ziobro, jakby to nie za jego rządów losowość była kwestionowana, a sędziowie alarmowali o ingerencjach kadrowych i naciskach. Podobnie z postulatem przywrócenia prezesów sądów czy odsuniętych sędziów. To właśnie w czasach Ziobry usuwano ich masowo i arbitralnie.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż były minister próbuje odwrócić logikę: dziś domaga się naprawienia tego, co sam wcześniej psuł.

Nic dziwnego, iż Waldemar Żurek — minister sprawiedliwości i prokurator generalny — nie przebierał w słowach. W rozmowie z Onetem trafnie punktował absurd całej sytuacji: „Poraża to, iż były minister Ziobro lekceważy dziennikarzy, wprowadza ich w błąd. (…) A zamiast pana Ziobry mamy jego cyrk, jakąś żenującą komedię”. Trudno o trafniejszą diagnozę. Konferencja, która okazała się emisją nagrania, była nie tyle komunikatem politycznym, ile próbą kontroli narracji — bez ryzyka niewygodnych pytań.

Żurek poszedł dalej, nazywając rzecz po imieniu: „To jest tchórzostwo, rodzaj jakiejś zabawy pana Ziobry. (…) Naprawdę, gdybyśmy chcieli, to byśmy go w bagażniku przywieźli. Służby na całym świecie robią takie rzeczy, nic nowego. Ale my stosujemy prawo i jego reguły”. Ta wypowiedź, choć dosadna, pokazuje podstawową różnicę w podejściu obu polityków. Żurek podkreśla działanie zgodne z procedurami, podczas gdy Ziobro opowiada o „szykanach” i kreuje się na prześladowanego bojownika o sprawiedliwość — stojąc równocześnie poza granicami kraju.

Warto też odnotować, iż Żurek odniósł się z pewną empatią do stanu zdrowia Ziobry: „Ja mu naprawdę serdecznie współczuję, bo ma za sobą wyjątkowo ciężką chorobę”. A jednocześnie zauważył, iż polityk „lata samolotami tam i z powrotem albo organizuje konferencje, jest niesłychanie aktywny”. To subtelne, ale wymowne wskazanie rozdźwięku między deklarowaną słabością a faktyczną aktywnością polityczną.

W całej tej historii kryje się szerszy obraz polskiej polityki: Ziobro od lat ucieka od odpowiedzialności, jednocześnie kreując się na bohatera własnej opowieści. Tymczasem państwo prawa — to prawdziwe, a nie to z jego narracji — domaga się jednego: by stanął przed wymiarem sprawiedliwości bez warunków wstępnych i wideokonferencyjnych uników.

Idź do oryginalnego materiału