Gdy argumenty się kończą. Nawrocki kontra rzeczywistość

5 godzin temu
Zdjęcie: Nawrocki


W polityce bywają momenty, gdy lepiej zamilknąć, niż brnąć w coraz mniej przekonujące wyjaśnienia. Prezydent Karol Nawrocki wybrał jednak inną drogę: po krytyce swojego wystąpienia podczas obchodów Powstania Wielkopolskiego postanowił odpowiedzieć atakiem na premiera. Efekt jest co najmniej niezręczny. Zamiast obrony – mamy eskalację. Zamiast argumentów – emocje i osobiste uszczypliwości. A zamiast powagi urzędu – publicystyczny chaos.

Przypomnijmy: w Poznaniu Nawrocki mówił o Polsce „otwartej na Zachód, ale gotowej do obrony także zachodniej granicy Rzeczypospolitej”. W kontekście XXI wieku, członkostwa w NATO i Unii Europejskiej, a także wojny toczącej się za wschodnią granicą, była to wypowiedź co najmniej problematyczna. Właśnie na ten aspekt zwrócił uwagę Donald Tusk, pisząc wprost: „Prezydent Nawrocki znowu wskazał Zachód jako główne zagrożenie dla Polski. To jest istota sporu między antyeuropejskim blokiem (…) a naszą Koalicją. Sporu śmiertelnie poważnego, sporu o nasze wartości, bezpieczeństwo, suwerenność. Wschód albo Zachód”.

Była to krytyka ostra, ale merytoryczna. Tusk nie odnosił się do intencji prezydenta, ale do skutków jego słów – do tego, jak brzmią one w świecie realnej polityki i realnych sojuszy. Odpowiedź Nawrockiego poszła jednak w zupełnie innym kierunku. Zamiast wyjaśnić, co dokładnie miał na myśli, prezydent zaatakował personalnie.

„Panie Premierze, trudno uwierzyć, iż kończyliśmy ten sam wydział – historyczny” – zaczął Nawrocki, sugerując, iż problemem nie jest jego wypowiedź, ale zdolność Tuska do rozumienia historii. Dalej było już tylko gorzej. Prezydent zarzucił premierowi, iż ten ma pretensje do Bolesława Chrobrego i do Powstańców Wielkopolskich, „że walczyli o Polskę z Niemcami (to też zachód?)”. To argument typu chochoł: nikt nie kwestionuje walk Chrobrego ani sensu Powstania Wielkopolskiego. Problem dotyczy wyłącznie współczesnych aluzji, które prezydent do tej historii dokleił.

Kulminacją była próba przeniesienia sporu na zupełnie inne pole. „Istota sporu jest raczej taka, iż Premier nie potrafi słuchać ze zrozumieniem, albo celowo szuka konfliktu, bo Mu się budżet, służba zdrowia etc. nie spina” – napisał Nawrocki. To klasyczna ucieczka do przodu: gdy brakuje argumentów, zmienia się temat. Tyle iż prezydent nie jest publicystą w mediach społecznościowych, ale głową państwa. Od niego oczekuje się precyzji, nie insynuacji.

W tej wymianie wyraźnie widać różnicę stylów i ciężaru gatunkowego. Tusk mówi o wyborze cywilizacyjnym: Zachód albo antyzachodni resentyment. Nawrocki odpowiada ironią, osobistymi wycieczkami i historycznymi uproszczeniami. Premier podnosi kwestię bezpieczeństwa i sojuszy. Prezydent odpowiada, iż „Chrobry też walczył na zachodzie”. To nie jest dialog, to mijanie się z problemem.

Powstanie Wielkopolskie było zwycięskie właśnie dlatego, iż jego przywódcy potrafili myśleć nowocześnie, realistycznie i w kontekście międzynarodowym. Instrumentalizowanie tej historii do bieżących politycznych aluzji jest jej zaprzeczeniem. Tusk, krytykując prezydenta, stanął w obronie sensu tej lekcji: Polska jest dziś bezpieczna dlatego, iż jest częścią Zachodu, a nie dlatego, iż mentalnie szykuje się do obrony granicy z sojusznikami.

Im dłużej Nawrocki próbuje bronić swojego wystąpienia, tym wyraźniej widać, iż nie ma na to dobrej odpowiedzi. Zamiast refleksji – atak. Zamiast korekty – eskalacja. A to zawsze znak, iż argumenty się skończyły.

Idź do oryginalnego materiału