Premier Mark Carney i jego gabinet obradowali w czwartek drugi dzień z rzędu za zamkniętymi drzwiami, przygotowując się na powrót parlamentu za nieco ponad dwa tygodnie.
Rząd omawia działania mające na celu pobudzenie inwestycji przemysłowych, zmianę priorytetów wydatkowych Ottawy w nadchodzącym budżecie jesiennym i przeciwdziałanie cłom wprowadzonym przez prezydenta USA Donalda Trumpa.
Budżet ma zawierać plan oszczędnościowy, który jednocześnie zwiększy inwestycje w celu wzmocnienia gospodarki.
Tymczasem konserwatywny lider Pierre Poilievre twierdzi, iż Carney zwiększy deficyt, co ostatecznie okaże się droższe dla Kanadyjczyków niż polityka jego poprzednika Justina Trudeau.
Według sondażu Légera, amerykańskie cła spadły na czwarte miejsce na liście kwestii budzących obawy opinii publicznej, a na pierwsze miejsce wysunął się koszt utrzymania.
za Canadian Press
Komentarz Dana Knighta – za “X”
François-Philippe Champagne, minister finansów Kanady i wieloletni lojalny współpracownik Trudeau ogłosił przesłanie „odpowiedzialności fiskalnej i ambicji”.
Konferencja prasowa, która odbyła się w przededniu dwudniowego posiedzenia rządu federalnego, rzekomo dotyczyła rozwiązania kryzysu kosztów utrzymania i przygotowania Kanadyjczyków na budżet, który będzie obejmował to, co Champagne wielokrotnie nazywał „korektami”, „efektywnością” i „modernizacją”. W rzeczywistości będzie on obejmował oszczędności – i nie dotyczącymi klasy politycznej.
Reporterzy zadali bezpośrednie pytanie: Czy ministrowie przedłożyli wymagane plany cięć wydatków? Odpowiedź Champagne’a: „Zostało to nakazane przeze mnie i premiera… koledzy odpowiedzieli”. Zwraca uwagę brak jakichkolwiek szczegółów. Nie wymieniono żadnych ministerstw. Nie ujawniono żadnych kwot. Minister finansów nie potwierdził, czy cięcia zostały faktycznie zaproponowane lub przeanalizowane – poinformował jedynie, iż wniosek został złożony. To nie jest transparentność. To pozory. Naciskany o to, gdzie te cięcia miałyby mieć miejsce, Champagne skupił się na niejasnych obietnicach dotyczących „efektywności” i „technologii”, przytaczając Kanadyjską Agencję Podatkową jako przykład miejsca, gdzie modernizacja mogłaby zastąpić kadry.
Champagne został zapytany bezpośrednio, czy „powściągliwość” rządu doprowadzi do zwolnień w służbie publicznej. Jego odpowiedź: „będą korekty”. Tłumaczenie: Tak, będą zwolnienia. Ale minister odmówił podania, kogo, gdzie i ile. Zamiast tego przedstawił to jako korektę techniczną — pomimo faktu, iż zatrudnienie w administracji federalnej gwałtownie wzrosło za Trudeau, z tysiącami nowych pracowników o niejasnych zadaniach i minimalnej odpowiedzialności publicznej.
Zapytany o wpływ wycofania środków dochodowych, takich jak podatek od usług cyfrowych i cła odwetowe — która zostały po cichu odłożona po wyborach — Champagne po raz kolejny nie podał żadnych liczb. „Będą trudne wybory” — przyznał. Ale zamiast wyjaśnić, gdzie zostaną zastąpione brakujące dochody, uciekł się do niejasnych zapewnień o „inwestycjach kapitałowych” i długoterminowym wzroście.
Tymczasem rząd zobowiązał się do zwiększenia wydatków na obronę — głównie ze względu na zobowiązania NATO — i nowych inwestycji w infrastrukturę. W jaki sposób zostaną one sfinansowane? Minister finansów nie powiedział. Ale historia wskazuje, iż nie będzie to dzięki cięć pomocy zagranicznej lub subsydiów dla przedsiębiorstw.
Champagne wielokrotnie przywoływał słowo „ambicja”, porównując rok 2025 do 1945 — roku, w którym Kanada wyszła z II wojny światowej jako potęga przemysłowa. Analogia jest wymowna.Sugeruje to, iż ten rząd postrzega obecny moment jako transformację, a nie odbudowę. Transformacja zaś, w ujęciu Partii Liberalnej, oznacza wykorzystanie publicznych pieniędzy do przekształcenia gospodarki zgodnie z ideologicznymi założeniami: zielona energia, zobowiązania dotyczące równości, cele zerowej emisji netto oraz rozszerzona kontrola federalna nad mieszkalnictwem i rozwojem.
Champagne wyraził się jasno: cięcia operacyjne mogą nadejść, ale inwestycje kapitałowe – czyli finansowane przez rząd projekty i dotacje – będą kontynuowane.
W pewnym momencie Champagne został zapytany o Kevina Rudda, byłego premiera Australii, który miał przemawiać przed gabinetem, ale odwołał swoje wystąpienie w ostatniej chwili. „Były problemy z harmonogramem… takie rzeczy się zdarzają” – odpowiedział. Ale pytanie tak naprawdę nie dotyczyło harmonogramu. Chodziło o to, dlaczego zagraniczny polityk, znany ze swojej współpracy z instytucjami międzynarodowymi, takimi jak ONZ i Światowe Forum Ekonomiczne, został zaproszony do wygłoszenia przemówienia przed kanadyjskim gabinetem federalnym. Uzasadnienie Champagne’a było wymowne: „Zawsze dobrze jest usłyszeć różne perspektywy”. Odmienne od kogo? Z pewnością nie jest to perspektywa Kanadyjczyków z wiejskiej Alberty ani pracujących rodzin podmiejskiego Ontario.
Rozwiązania, których stale poszukuje ten rząd, pochodzą od ekspertów, bankierów, dyplomatów i strategów polityki zagranicznej, a nie od ludzi, którzy faktycznie żyją z konsekwencjami tej polityki.
Czego nie powiedziano. Podczas 20-minutowej sesji pytań i odpowiedzi Champagne ani razu nie odniósł się do podstawowych przyczyn kryzysu dostępności mieszkań w Kanadzie: podwyżek stóp procentowych przez bank centralny, nadmiernych deficytów budżetowych, załamanego rynku nieruchomości i niezrównoważonego poziomu imigracji. Ani razu nie wspomniał o Banku Kanady. Nie mówił o napięciach między rządem a prowincjami w kwestii podaży mieszkań. Nie wspomniał o inflacji, stagnacji płac ani obciążeniach regulacyjnych dławiących małe firmy. Zamiast tego recytował punkty dyskusyjne o „modernizacji rządu”, „odpornej gospodarce” i „wspieraniu Kanadyjczyków”.
A więc teraz, po dziesięciu latach komunikatów prasowych, sesji zdjęciowych i „historycznych” zapowiedzi, rząd liberalny chce, żeby Kanadyjczycy uwierzyli, iż tym razem będzie inaczej. Pamiętajmy: to ci sami ludzie, którzy twierdzili, iż inflacja „ jest przejściowa”, którzy obiecali, iż budżet się sam zrównoważy, i którzy wciąż nie mieli odwagi politycznej, by przedstawić prawdziwy budżet. Spędzili większą część miesiąca, włócząc się po Europie, robiąc sobie selfie z biurokratami i rozmawiając o „wspólnych wartościach” – i wrócili do domu bez ani jednej umowy handlowej, inwestycji ani namacalnych rezultatów. A teraz, gdy stracili wiarygodność, chcą, żebyśmy zaufali im w naprawie gospodarki, którą pomogli zrujnować? Proszę bardzo. Oni nie rozwiązują problemu. To oni są problemem.