Fujara czy odwaga? Ziobro na rozdrożu

21 godzin temu
Zdjęcie: Ziobro


„Jestem przekonany, iż nie chce pan przejść do historii jako ‘fujara’ czy ‘miękiszon’” – te słowa Donalda Tuska, skierowane do Zbigniewa Ziobry przed wtorkowym posiedzeniem rządu, już zdążyły obiec media społecznościowe.

Premier wyjątkowo rzadko sięga po język tak emocjonalny i dosadny, ale trudno się dziwić: sprawa byłego ministra sprawiedliwości dawno przestała być tylko kwestią prawną. Stała się symbolem pytania, czy państwo polskie jest w stanie skutecznie rozliczyć swoich byłych funkcjonariuszy, a zarazem testem na to, gdzie dziś naprawdę leży granica politycznej odpowiedzialności.

Tusk nie krył irytacji, mówiąc, iż sprawa „bulwersuje całą polską opinię publiczną”. I choć w dzisiejszej, spolaryzowanej rzeczywistości sformułowania o „całej opinii publicznej” brzmią jak publicystyczna figura, trudno odmówić premierowi racji, iż zainteresowanie jest powszechne. Zbigniew Ziobro to polityk, który przez lata kreował się na strażnika prawa, a jego polityczne zaplecze budowało narrację o obronie państwa przed „układem”. Dziś to on sam musi tłumaczyć się przed wymiarem sprawiedliwości – i to z zarzutów, których powagi nikt nie podważa.

Przypomnijmy: pod koniec października minister sprawiedliwości Waldemar Żurek skierował do Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu Ziobrze, a także o jego zatrzymanie i aresztowanie. W tle – potencjalne nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości, projekcie sztandarowym dla byłego szefa resortu. Tusk ujął to jasno: „Zarzuty są poważne”. Dodał też, iż „jedyną metodą, aby wytłumaczyć się z tych zarzutów, jest postępowanie zgodne z prawem”, tak aby „zatriumfowało prawo i sprawiedliwość w Polsce”.

Ten ostatni zwrot, z oczywistą polityczną ironią, można uznać za moment, w którym język politycznej gry przenika się z tonem powagi. Bo sprawa Funduszu Sprawiedliwości to nie tylko wątpliwa polityczna wizja centralnego zarządzania środkami publicznymi w imię walki z przestępczością. To również test, czy system prawny, nadszarpnięty przez lata walk na linii rząd–instytucje niezależne, pozostało zdolny działać niezależnie.

Ziobro – polityk, który lubił publicznie apelować o odwagę innych – dziś milczy. Nie pojawia się w kraju, a jego współpracownicy mówią o „prześladowaniu politycznym”. Sam premier odwołał się do pamiętnej wypowiedzi byłego ministra z 2023 roku: „Mam nadzieję, iż nie okażecie się takimi fujarami, jak za czasów Trybunału Stanu”. W kontrze Tusk mówi dziś: „Mam nadzieję, iż nie chce pan przejść do historii jako fujara czy miękiszon”. To retoryczna pętla domknięta z chirurgiczną precyzją.

Najmocniej wybrzmiała jednak inna uwaga szefa rządu: „Ucieczka czy szukanie azylu, czy to w Budapeszcie (…) czy na Białorusi, to wszystko stawia w bardzo złym świetle pana ministra”. Ta sugestia – niestety nie tak fantastyczna, jak mogłoby się wydawać jeszcze kilka lat temu – pokazuje, do jakiego punktu dotarła polska polityka. Poseł uciekający przed państwem, które sam reformował, to symboliczny obraz erozji instytucji.

Jeśli jednak Tusk ma rację, iż „uczciwi nie mają się czego bać”, to równie ważne jest dopilnowanie, by rozliczenia odbywały się transparentnie i bez politycznych emocji. Premier obiecał „sprawiedliwy proces”. To deklaracja fundamentalna, bo łatwo dziś o przejście od uzasadnionego oburzenia do instynktu odwetu. Tymczasem państwo prawa nie może być budowane na rewanżu – choćby wobec tych, którzy sami próbowali podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości.

Czy więc Ziobro stawi się przed sądem? Czy państwo polskie przejdzie test niezależności i skuteczności? I czy w tym przypadku historia znowu nie okaże się bardziej ironiczna niż politycy by chcieli? „Mam nadzieję, iż niedługo się tu, w Polsce, zobaczymy” – zakończył Tusk. W tym życzeniu kryje się więcej niż polityczny gest. To być może najważniejsza dziś lekcja o tym, iż państwo silne jest nie wtedy, gdy krzyczy, ale gdy działa w ciszy – konsekwentnie i zgodnie z prawem.

Idź do oryginalnego materiału