W ciągu ostatniego miesiąca nawiedziły Rabkę-Zdrój, Jelenią Górę i Gdańsk. Coraz częściej występują w naszych miastach. Powodują podtopienia naszych posesji, podziemnych garaży, paraliżują komunikację miejską i przeciążają systemy kanalizacyjne. Powodzie błyskawiczne to nowa codzienność. Co wpływa na ich występowanie? Czy możemy się na nie przygotować? Na te pytania szukamy odpowiedzi u ekspertów.
– Straszna była ta woda, szła jak tsunami, to był moment – mówiła reporterce Radia ZET mieszkanka Jeleniej Góry. W nocy z czwartku na piątek w pół godziny spadło tam 40 litrów wody na metr kwadratowy. Tylko o 10 litrów mniej spadło podczas ulew, które nawiedziły mieszkańców Rabki-Zdróju na południu i Gdańska na północy pod koniec lipca.
Czym są powodzie błyskawiczne?
Zjawiska ekstremalne to konkretne koszty dla polskiego podatnika. Według Instytutu Ochrony Środowiska konsekwencją takich zdarzeń w latach 2001-2016 były szkody wielkości 78 mld zł. Dla porównania największa samorządowa inwestycja w kraju, czyli budowa II linii metra w Warszawie (odc. centralny) razem z zakupem taboru to koszt 6 mld złotych.
Czym adekwatnie są tytułowe powodzie? O definicję powodzi błyskawicznej pytamy eksperta z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW-PIB). Robert Pyrc opisuje ją, jako powódź o bardzo dużej objętości wody wynikającej z opadów atmosferycznych i krótkim czasie trwania. – Do tego dochodzi jeszcze wpływ innych czynników. Najczęściej są to elementy środowiskowe: rzeźba terenu, duże nachylenie stoków, użytkowanie terenu. Przy wpływie użytkowania terenu pojawia się kwestia opadów w miastach i występowania tak zwanych „powodzi miejskich”. Występują na terenach zabudowanych, nieprzepuszczalnych, lub wręcz „zalanych betonem”. Takie obszary znacznie ograniczają możliwości retencji. Należy jednak pamiętać, iż każdy przypadek takiej powodzi jest inny. Zatem dla dokładnego zrozumienia tego zjawiska powinno się go dokładnie analizować- wyjaśnia ekspert z IMGW.
– Pamiętajmy o tym, iż zwłaszcza w mniejszych miastach sieć rzeczna jest często przekształcona. Rzeki są albo skanalizowane, albo wręcz zabudowane, są „wprowadzone” pod powierzchnię terenu. Zalania, podtopienia i powodzie miejskie powstające w wyniku ulewnego deszczu zdarzają się praktycznie we wszystkich większych miastach w Polsce. Problem i zagrożenie dotyczy jednak nie tylko tych największych. Dobczyce, Andrychów, Sucha Beskidzka, Kęty, Limanowa, Maków Podhalański czy Nowy Sącz. To jedynie kilka przykładów intensywnych opadów w miastach na południu Polski z ostatnich lat – mówi nam Robert Pyrc.
Podtopienia w miastach
Sprawą roli powodzi błyskawicznych w miastach zajmuje się także Fundacja Greenmind w ramach projektu „Obywatele dla Wody” (finansowany z funduszy EOG w ramach programu Aktywni Obywatele -red.). Na publikację oczekuje poradnik pn. „Woda w małym mieście”, który opracowała prof. Anna Januchta-Szostak z Politechniki Poznańskiej. To kompleksowy zbiór wskazówek dla władz publicznych, które coraz częściej mierzą się z kwestią zarządzania zasobami wodnymi w swoich miejscowościach. Zmiany klimatu te zjawiska pogłębiają i zwiększają ich częstotliwość.
Z materiałów Fundacji dowiadujemy się, iż błyskawiczne powodzie miejskie, wynikają nie tylko ze wzrostu intensywności opadów, ale także z uszczelniania powierzchni miast. „Dodatkowo zaobserwowano, iż miasta mogą powodować zwiększenie częstości i intensywności opadów nawalnych oraz burz, wpływać na wilgotność powietrza, warunki wietrzne i jakość powietrza. Istnieje szereg czynników wpływających na to, jak silnie miasto modyfikuje lokalne warunki klimatyczne, ale w szczególności zależy to od wielkości i struktury przestrzennej miasta. Zjawisko Miejskiej Wyspy Ciepła jest najsilniejsze w dużych metropoliach, ale intensyfikacja opadów nawalnych powoduje powodzie i podtopienia również w miastach średnich i małych, których w Polsce jest najwięcej” – czytamy w poradniku.
Czy takich zjawisk jest więcej?
Ekspert z IMGW przypomina, iż takie opady występowały już wcześniej. W zapisach historycznych informacje o „zalaniach” i intensywnych opadach deszczu pojawiają się już w XV-XVI wieku. Szczątkowych informacji na ich temat można doszukiwać się choćby wcześniej.
W IMGW-PIB prowadzono kilka lat temu badania dotyczące klasyfikacji oraz określenia dynamiki tego typu zjawisk. Sprawdzano, czy zjawiska te są częstsze, a jeżeli tak to dlaczego. Okazało się, iż w latach 2001-2010 zaznaczył się wyraźny wzrost liczby błyskawicznych powodzi. Pytanie, z czego on wynika?
– W jakimś stopniu jest to związane ze zmianami klimatu. Przy wzroście temperatur, a z tym ciężko polemizować, na występowanie komórek burzowych oraz związanych z nimi zjawisk opadowych, ich rozwój i przemieszczanie, często wpływ ma zjawisko tak zwanej miejskiej wyspy ciepła – wyjaśnia Pyrc.
Prowadzi to, w niektórych przypadkach, do wzmocnienia procesów konwekcyjnych. To z kolei może skutkować wystąpieniem bardziej intensywnych opadów. – Na częstotliwość występowania szybkich powodzi wpływa również nawarstwienie się kilku czynników. Zarówno zmian klimatu, zabudowy miast oraz szeroko rozumianego antropogenicznego wpływu działalności człowieka na środowisko przyrodnicze – podkreśla nasz rozmówca. Dodatkowo mamy na pewno lepiej zorganizowaną sieć komunikacji. Ludzie częściej rejestrują tego typu zjawiska, nagrywają, publikują w mediach społecznościowych – dodaje przedstawiciel IMGW.
- Czytaj także nasz cykl: „Powódź 97. Ćwierć wieku później”, gdzie opisujemy dramatyczne wydarzenia sprzed 25 lat.
Betonoza nie pomaga. Ratunkiem drzewa
Autorka poradnika Fundacji Greenmind przypomina, iż jeszcze niedawno polskie rynki przypominały zielone skwery z wysokim drzewostanem. To się jednak zmieniło. – Po 2004 roku możliwości inwestycyjne, związane z wykorzystaniem programów operacyjnych UE, zmieniły sytuację polskich miast. Niestety, w wielu przypadkach projekty rewitalizacji i modernizacji rynków skutkowały utratą zieleni – czytamy w publikacji.
Uszczelnianie powierzchni, potocznie nazywane betonowaniem, to jedna z największych bolączek współczesnych miast. Takie uszczelnienie ograniczenie możliwości wsiąkania wód opadowych do gruntu. Uszczelnienie przyspiesza też prędkość odpływu powierzchniowego. Ten z kolei jest przyczyną przeciążeń kanalizacji, podtopień, a choćby erozji i osuwisk.
Rozwiązanie, które pomaga łagodzić powodzie w miastach zwykle rośnie tuż przed naszymi oczami. „Duże drzewo ma możliwości magazynowania wody w obrębie korony średnio w granicach 228 do 455 litrów, w zależności od jego budowy, wielkości i rodzaju ulistnienia, oraz warunków klimatycznych, w tym częstotliwości, gwałtowności i okresów opadów. Nasycenie wodą powierzchni drzewa następuje na ogół wówczas, gdy opady osiągną od 25 do 50 mm” – przypomina autorka poradnika dla polskich miast. Według prof. Januchty-Szostak mały opad (10 mm) może zostać w całości zatrzymany na ulistnieniu drzewa. – Woda retencjonowana jest również w jego biomasie oraz w obrębie bryły korzeniowej – przypomina naukowczyni.
Jak się przed tym chronić?
Według naszego rozmówcy z IMGW, dla miast kluczowa jest retencja. – Kolokwialnie mówiąc chodzi o jak najdłuższe zatrzymanie wody opadowej zanim wpuścimy ją do systemów kanalizacyjnych. Istotna jest również postępująca zabudowa miast. Wpływ na opady atmosferyczne elementów takich jak zabudowa, układy komunikacyjne czy przebieg dolin rzecznych widać m.in. na naszych radarach meteorologicznych, które pokazują, jak burze rozwijają się przestrzennie i gdzie intensywne opady występują – mówi ekspert w rozmowie z redakcją SmogLabu.
Według niego najszybszą drogą, aby miastom pomóc, jest poprawa wydajności i usprawnienie istniejących systemów odprowadzania wód opadowych.
Retencja może być również oparta o suche zbiorniki, czy o miejsca, gdzie woda opadowa będzie gromadzona. Ważne jest również zwiększenie powierzchni biologicznie czynnej czyli lokalizacja większej ilości obszarów zielonych i drzew czyli miejsc, w których nadmiar wody może być w naturalny sposób retencjonowany. – Tego typu infrastrukturą są również tak zwane zielone dachy, a w niektórych krajach choćby przepuszczalne asfalty. Generalnie wszystko co powoduje, iż woda jest racjonalnie zagospodarowana w obszarze miejskim – podkreśla Robert Pyrc z IMGW.
Opłaty za lanie betonu receptą na powodzie błyskawiczne
Z kolei ekspertka Greenmind’u wskazuje, iż jeżeli chcemy chronić nasze miasta przed takimi zjawiskami, to szczególną ochroną powinniśmy obejmować naturalne mokradła i doliny rzek. Te nie powinny być zabudowywane i uszczelniane. Jednym z narzędzi wywierania nacisku na inwestorów są opłaty z tytułu odprowadzania wód opadowych.
To rozwiązanie logiczne, ponieważ prywatne zyski inwestorów (zabudowa, uszczelnienie terenu) powodują uspołecznienie kosztów (odprowadzenie wody). Profesorka z Politechniki Poznańskiej podkreśla też rolę miejskich jednostek, które nie mogą funkcjonować w oderwaniu od siebie. Tu musi być ścisła kooperacja np. między architektami, a drogowcami. Z tym w naszych miastach jest wciąż gigantyczny problem.
Konkretne wymogi i standardy powinny znajdować się w lokalnym prawie miejscowym – miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego i popularnych „wuzetkach”. – Wymogi dotyczące zabudowy i zagospodarowania terenu określane w MPZP oraz WZ oraz opłaty za uszczelnienie gruntu powinny motywować inwestorów do zwiększania udziału powierzchni biologicznie czynnej, rozszczelniania powierzchni oraz stosowania zielonych dachów i fasad. Należy dążyć do minimalizacji powierzchni nieprzesiąkliwych. Na przykład stosować minimalne wymagane szerokości dróg i chodników, a parkingi i place projektować jako nawierzchnie częściowo przesiąkliwe lub retencyjne – dowiadujemy się z poradnika.
O tym, czy dobre praktyki będą respektowane, a programy związane z zielono-błękitną infrastrukturą wdrażane decydują wybierani przez nas włodarze miast. Warto zapytać ich, co zrobili w tej kwestii oraz jakie działania planują.
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/DarSzach