Decyzja agencji Fitch o obniżeniu perspektywy Polski ze stabilnej na negatywną wywołała falę komentarzy. Eksperci finansowi podkreślają, iż choć rating A- został utrzymany, to sygnał ostrzegawczy jest poważny: deficyt budżetowy rośnie, dług publiczny zbliża się do granicy 70 proc. PKB, a brak spójnej strategii konsolidacji może kosztować nas utratę wiarygodności.
W tej dyskusji głos zabrał Mariusz Błaszczak – były szef MON. Problem w tym, iż jego wypowiedzi pokazują raczej brak wiedzy ekonomicznej niż realne zrozumienie sytuacji „Decyzja agencji Fitch (…) może mieć istotny wpływ na perspektywy finansowania modernizacji technicznej” – napisał Błaszczak na platformie X. Zestawiając rating kredytowy państwa z kontraktami zbrojeniowymi, były minister obrony starał się przedstawić siebie jako obrońcę wojska. Jednak takie uproszczenia prowadzą donikąd. Fitch nie ocenia budżetu MON ani strategii modernizacyjnej, ale całość polityki fiskalnej. To jakby lekarz specjalizujący się w ortopedii diagnozował choroby serca – pewne podobieństwa można znaleźć, ale brak kompetencji gwałtownie wychodzi na jaw.
Błaszczak przestrzega, iż negatywna perspektywa może „ograniczyć budżet na modernizację techniczną wojska”. Brzmi dramatycznie, ale nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Fitch nie blokuje wydatków na obronność, nie wskazuje też, gdzie państwo ma ciąć koszty. To politycy – w tym także Błaszczak i jego ugrupowanie – odpowiadają za brak wiarygodnej ścieżki konsolidacji finansów. Gdyby PiS w czasie swoich rządów lepiej pilnował równowagi budżetowej, dzisiejsze ostrzeżenia Fitch byłyby znacznie łagodniejsze.
Błaszczak, mówiąc o „rosnących kosztach długu”, odkrywa Amerykę na nowo. Owszem, negatywna perspektywa może oznaczać droższe pożyczki. Ale to nie jest szczególne zagrożenie dla modernizacji wojska, tylko dla całych finansów publicznych. Tymczasem były minister sprowadza problem do jednego resortu, jakby reszta państwa miała istnieć tylko po to, by MON mógł podpisywać kolejne kontrakty.
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Błaszczak używa języka ekonomicznego bez zrozumienia jego sensu. Wskazuje na „niski stopień wykonania Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych” i twierdzi, iż „brak jest podstaw do uznania planów finansowania Sił Zbrojnych ze źródeł pozabudżetowych”. Problem w tym, iż to właśnie jego formacja polityczna stworzyła mechanizmy finansowania armii poza budżetem, bez pełnej kontroli i przejrzystości. Dziś były minister alarmuje, iż fundusz nie działa tak, jak powinien. To swoisty paradoks: najpierw buduje się domek z kart, a potem oburza, iż się wali.
Wystąpienia Błaszczaka mają jedną wspólną cechę – więcej w nich polityki niż realnej analizy. Negatywna perspektywa Fitch staje się dla niego okazją, by uderzyć w obecny rząd i postraszyć obywateli, iż „rozwój wojska zostanie zahamowany”. To jednak nie jest poważna diagnoza, ale retoryczna figura. Prawdziwe pytanie brzmi inaczej: jak zbudować spójną, odpowiedzialną politykę fiskalną, by armia mogła być modernizowana bez ryzyka utraty wiarygodności finansowej państwa? Na to pytanie Błaszczak nie ma odpowiedzi.
Były szef MON chce uchodzić za komentatora spraw gospodarczych, ale jego kompetencje kończą się na powtarzaniu ogólników. „Negatywna perspektywa może obniżyć zaufanie inwestorów zagranicznych” – stwierdza. Owszem, może. Tyle iż to zdanie można by wkleić do każdego raportu o dowolnym kraju świata. Gdyby wypowiedział je ekonomista z doświadczeniem w finansach publicznych, miałoby sens. W ustach polityka, który przez lata nie miał nic wspólnego z rynkami finansowymi, brzmi jak wyuczona fraza.
Warto zadać sobie pytanie: czy naprawdę chcemy, aby debatę o ratingach, deficycie i długu publicznym kształtowali politycy, którzy nie rozumieją podstawowych mechanizmów gospodarki? Fitch nie obniżył perspektywy Polski dlatego, iż ktoś w rządzie kupił mniej czołgów, tylko dlatego, iż deficyt jest zbyt wysoki, a konsolidacja zbyt wolna. W tej debacie potrzebujemy wiedzy i rzetelnej analizy, a nie komentarzy osób, które próbują dopasować każdy temat do własnej narracji politycznej.
Mariusz Błaszczak, zamiast wzbogacać debatę publiczną, wprowadza do niej chaos i uproszczenia. Mówi o ratingach, długu i inwestorach tak, jakby były to kategorie wojskowe, które można rozkazać lub przesunąć na mapie. Tymczasem ekonomia nie działa jak sztab generalny. jeżeli chcemy zrozumieć decyzję Fitch i jej konsekwencje, musimy słuchać ekspertów finansowych, a nie byłego ministra, który mówi o sprawach, o których nie ma bladego pojęcia.