Karol Nawrocki, prezydent elekt, rozpoczyna urzędowanie z przekazem nacechowanym emocjonalnie i silnie odwołującym się do symboliki narodowej.
Już sama formuła komunikatu: „Rozpoczynamy nowy rozdział w historii naszej ukochanej Polski” zwiastuje kierunek, w jakim podąży retoryka jego prezydentury. Brakuje w niej jednak konkretów, racjonalnych odniesień do aktualnych problemów państwa i odpowiedzi na pytania o realne kompetencje głowy państwa w kontekście jego deklaracji.
Przywoływanie emocjonalnych wspomnień z kampanii wyborczej oraz podkreślanie liczby spotkań czy ilości uścisków dłoni ma w zamierzeniu kreować obraz prezydenta bliskiego obywatelom. Jednakże ta narracja w rzeczywistości uwidacznia słabość merytoryczną przekazu. Obywatele nie wybierają głowy państwa na podstawie liczby przejechanych kilometrów, ale na podstawie kompetencji, zdolności rozumienia złożoności procesów politycznych i umiejętności reagowania na wyzwania współczesności.
Narracja Nawrockiego w swoich podstawach opiera się na banalnych frazach patriotycznych, które od lat funkcjonują jako uniwersalne wypełniacze kampanii wyborczych. Mowa o „obywatelskiej drodze”, „marzeniach Polaków” i „ukochanej Polsce” nie zawiera ani jednego odniesienia do strukturalnych problemów instytucjonalnych, konfliktu wokół praworządności, wyzwań gospodarczych czy napięć geopolitycznych. Nie pojawia się ani jedno odniesienie do zadań, które realnie należą do kompetencji prezydenta.
Brak precyzyjnych zapowiedzi zwiastuje kontynuację modelu prezydentury biernej, ceremonialnej, w najlepszym razie dekoracyjnej. O ile na etapie kampanii tego rodzaju frazeologia może pełnić funkcję mobilizacyjną, to w dniu poprzedzającym zaprzysiężenie oczekiwać należy zapowiedzi konkretnych działań lub przynajmniej diagnozy stanu państwa. Tymczasem z perspektywy odbiorcy politycznego komunikatu otrzymujemy zbór patetycznych formuł, które nie tylko niczego nie wnoszą, ale odwracają uwagę od istoty roli prezydenta w systemie władzy.
Nie bez znaczenia jest również milcząca zgoda Nawrockiego na instrumentalizowanie jego wizerunku przez konkretne środowiska polityczne. Chociaż określa się mianem „obywatelskiego kandydata”, jego kampania i zaplecze polityczne są wyraźnie zakorzenione w jednej, dobrze zdefiniowanej opcji ideologicznej. Tego rodzaju sprzeczność podważa deklarowaną bezstronność i może zwiększać już teraz napięcia między Pałacem Prezydenckim a rządem, szczególnie w kontekście zapowiedzi wykorzystywania prezydenckiego weta jako narzędzia politycznego.
Jeśli w najbliższych miesiącach nie pojawią się wyraźne sygnały związane z programem prezydentury, można przypuszczać, iż Nawrocki będzie kontynuował linię politycznego dryfu, w której głowa państwa staje się bardziej symbolem niż uczestnikiem procesów decyzyjnych. Jest to scenariusz szczególnie niepokojący w czasach, gdy Polska wymaga silnych instytucji, stabilnych relacji międzynarodowych oraz umiejętności budowania szerokiego konsensusu społecznego. Na chwilę obecną wszystko wskazuje na to, iż Karol Nawrocki nie ma narzędzi ani zamiaru, by temu podołać.