Prawo i Sprawiedliwość, ledwie znalazło się w opozycji, już rozpoczęło kampanię na powrót do władzy, wykorzystując każde potknięcie rządu Donalda Tuska.
Posłanka Maria Koc w rozmowie z portalem wPolityce.pl z entuzjazmem mówi o „utęsknieniu” Polaków za PiS, a sondaż SW Research dla Onetu wskazuje, iż 48,8 proc. respondentów wierzy w ich powrót w 2027 roku. Ta przedwczesna ekscytacja to jednak falstart. W momencie, gdy koalicja 13 grudnia walczy z problemami, PiS zamiast refleksji nad własnymi błędami, rzuca się w wir narracji o swoim rzekomym zbawiennym wpływie na Polskę. Polacy jednak nie zapomnieli, co oznaczała władza Jarosława Kaczyńskiego, Jacka Sasina, Mateusza Morawieckiego i ich świty – i nie są to miłe wspomnienia.
Rządy PiS w latach 2015–2023 to kronika chaosu, podziałów i nadużyć. Zamiast stabilnego rozwoju, który posłanka Koc wychwala, Polacy pamiętają demontaż niezależności sądownictwa, który przekształcił Trybunał Konstytucyjny w narzędzie polityczne. Pamiętają aferę Pegasusa, gdzie rząd inwigilował opozycję i dziennikarzy, naruszając podstawowe prawa obywatelskie. Pamiętają Fundusz Sprawiedliwości, który zamiast pomagać ofiarom przestępstw, stał się skarbonką na kampanie polityczne Zbigniewa Ziobry. Do tego dochodzi katastrofalna polityka gospodarcza – od nieudolnego zarządzania pandemią po szalejącą inflację, którą Morawiecki bagatelizował, obwiniając wszystkich, tylko nie siebie. Sasin z kolei zasłynął zmarnowaniem 70 milionów złotych na wybory kopertowe, które nigdy się nie odbyły. Czy to jest ten „dynamiczny rozwój”, o którym mówi PiS?
Polacy pamiętają także, jak rządy Kaczyńskiego spolaryzowały społeczeństwo. Zaostrzenie prawa aborcyjnego w 2020 roku wywołało masowe protesty kobiet, które poczuły się zdradzone przez państwo. Media publiczne, zamiast służyć informacji, stały się tubą propagandową, a ataki na mniejszości, środowiska LGBT czy niezależnych dziennikarzy były na porządku dziennym. PiS rządziło strachem i podziałem, a teraz, gdy Tusk walczy z trudnościami, partia ta ma czelność przedstawiać się jako zbawca narodu. To hipokryzja, która razi swoją bezczelnością.
Sondaż, na który powołuje się PiS, pokazuje, iż niemal połowa Polaków wierzy w ich powrót, ale 26,1 proc. jest przeciwnego zdania, a 25,1 proc. nie ma opinii. To nie jest mandat do triumfalizmu, a raczej dowód na podzielone społeczeństwo, które nie zapomniało ośmiu lat chaosu. Młodzi, których Koc wskazuje jako zwolenników PiS, mogą być bardziej rozczarowani obecną koalicją niż entuzjastami Kaczyńskiego. Jednak zamiast wykorzystać czas w opozycji na autorefleksję, PiS brnie w narrację, iż tylko oni mają monopol na patriotyzm i wizję. Gdzie jest rozliczenie za nepotyzm w spółkach skarbu państwa? Gdzie przeprosiny za podsłuchy, za niszczenie instytucji, za ignorowanie głosu milionów protestujących?
Ten falstart PiS to dowód na brak pokory. Zamiast zmierzyć się z własnymi „ponurymi sprawkami”, partia rzuca się w wir kampanii, licząc na krótką pamięć Polaków. Kaczyński, Sasin, Morawiecki i spółka nie wyciągnęli wniosków z porażki – ich głód władzy jest silniejszy niż potrzeba naprawy błędów. Polacy zasługują na więcej niż powrót do polityki strachu, niekompetencji i arogancji. jeżeli PiS chce odzyskać zaufanie, musi najpierw stanąć przed lustrem i uczciwie powiedzieć: „Zawiedliśmy”. Bez tego ich przedwczesne „przebieranie nogami” to tylko żałosny taniec na zgliszczach własnej wiarygodności.