"Lepiej skrócić kadencję Sejmu". Prof. Flis radzi PiS-owi, co z robić z podwójnymi wyborami

Jacek Gądek
- Najlepszym rozwiązaniem jest niewielkie skrócenie kadencji Sejmu, a nie wydłużanie o pół roku kadencji samorządów - uważa prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jeden z najlepszych w Polsce ekspertów od systemów wyborczych. Sejm zajmuje się projektem ustawy autorstwa PiS o przesunięciu wyborów samorządowych na wiosnę 2024 r., by nie zbiegły się z tymi do Sejmu.
Zobacz wideo Arkadiusz Mularczyk o posiedzeniu PiS: W każdej rodzinie zdarzają się nieporozumienia

W 2018 r. Zjednoczona Prawica uchwaliła w Sejmie ustawę wydłużającą już na stałe kadencję samorządów - z 4 do 5 lat. Przez to kolejne wybory samorządowe miały się odbyć jesienią 2023 r. Wtedy jednak mają być przeprowadzone wybory do Sejmu. Zbieg obu kampanii i wyborów powoduje masę kłopotów.

Więcej informacji z polityki znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Jak podkreśla prof. Flis, obóz rządzący powinien w 2018 r. słuchać - także jego - ostrzeżeń, że już w 2023 r. będą się nakładać wybory. PiS jednak ignorowało te głosy. Teraz jednak - z powodów tak politycznych jak i organizacyjnych - chce wybory rozdzielić. Jak? Jednorazowo wydłużając kadencję obecnych władz samorządowych o pół roku - byłaby to najdłuższa w historii kadencja na tym szczeblu władzy. Projekt ustawy jest rozpatrywany na aktualnym posiedzeniu Sejmu.

- Obóz rządzący sam wywołał ten problem - podkreśla socjolog z UJ.

Nasz rozmówca wskazuje najlepsze jego zdaniem rozwiązanie. - Sejm może podjąć uchwałę o samorozwiązaniu, ale wchodzącą w życie w kwietniu 2023 r. Wtedy prezydent by zarządził wybory parlamentarne na czerwiec przyszłego roku, a problemu by nie było - mówi.

Zdaniem prof. Flisa przełożenie wyborów samorządowych na kwiecień 2024 r. (najbardziej prawdopodobne dni 7 i 14 kwietnia 2024 r.) rodzi kolejny problem: nakładanie się tych wyborów na proces wyborczy i kampanię do Parlamentu Europejskiego - te wybory, wedle przymiarek, mają się odbyć 9 czerwca, ale mogą się też odbyć pod koniec maja (ostatnie odbyły się 26 maja 2019 r.). Wybory samorządowe - dwie tury - by się odbywały, a jednocześnie rejestrowane byłyby listy wyborcze w wyborach do PE. Jak podkreśla naukowiec z UJ, znów więc będzie kłopot z rozdzieleniem finansowania obu kampanii, tymi samymi kandydaturami w obu wyborach, a także kłopot z przestrzeganiem ciszy wyborczej (cisza wynikałaby z wyborów samorządowych, ale trwałaby kampania do PE, więc tu ciszy by nie było). - Wszystkie problemy wskazane w uzasadnieniu ustawy o przesunięciu wyborów samorządowych by wróciły - podkreśla.

Dla obozu PiS bardzo ważne są powody nie tyle organizacyjne, co polityczne zbiegania się wyborów samorządowych i parlamentarnych.

Zgodnie z pierwotnym kalendarzem najpierw odbywałyby się wybory samorządowe - w nich PiS osiąga słabsze wyniki, a przekaz w mediach jest zdominowany doniesieniami o wygranych „liberalnych" kandydatów w największych miastach. W Polskę poszedłby sygnał, że PiS traci, co przełożyłoby się na wyniki głosowania w dużo ważniejszych dla Nowogrodzkiej wyborach parlamentarnych.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.