Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minister Anna Moskwa: - Jestem bardzo spokojna o los Turowa, ponieważ wszystkie decyzje zostały wydane z należytą starannością

Robert Bagiński
- Nie zamkniemy kopalni Turów ani nie będziemy ograniczać wydobycia, ani ograniczać produkcji w elektrowni i elektrociepłowni - mówi w rozmowie z "GL" Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska.
- Nie zamkniemy kopalni Turów ani nie będziemy ograniczać wydobycia, ani ograniczać produkcji w elektrowni i elektrociepłowni - mówi w rozmowie z "GL" Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska. fot. Adam Jankowski/Polska Press
- Nie zamkniemy kopalni Turów ani nie będziemy ograniczać wydobycia, ani ograniczać produkcji w elektrowni i elektrociepłowni - mówi w rozmowie z "GL" Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska.

Robert Bagiński: Pani debiut w rządzie, to skuteczne zakończenie sporu o kopalnie w Turowie z rządem Republiki Czeskiej. Okazuje się że tych „diabłów jest więcej”, nie tylko za granicą ale również w Polsce. Co teraz?

Anna Moskwa: Rzeczywiście, to było jedno z pierwszych moich zadań, rozwiązanie sporu polsko-czeskiego. Podpisaliśmy dobrą umowę, która jest obecnie realizowana. Przekazujemy sobie nawzajem informacje, nie ma żadnych przekroczeń i problemów. Niedawno widziałam się ze swoim odpowiednikiem, nowym czeskim ministrem środowiska. Jak pamiętamy, Czesi wycofali spór z TSUE, co też spowodowało, że Komisja Europejska zaprzestała naliczania nam kolejnych kar. Turów funkcjonuje i w tym roku, wydaliśmy wydłużenie koncesji na podstawie decyzji środowiskowej z ubiegłego roku, do 2044 roku.

R.B.: I teraz Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, zakwestionował tę decyzję?

A.M.: Tak. Ta koncesja oczywiście jest ważna, ale przypomnę również, że mamy koncesję, która obowiązuje do 2026 roku. W tej sytuacji, wydobycie może być obecnie prowadzone, choć cały czas pojawiają się liczne skargi i dzieje się to na różnych poziomach. Liczyliśmy to dzisiaj i okazuje się, że mamy czternaście różnych postępowań i we wszystkich z nich, stronami skarżącymi są te same podmioty: polska EKO-UNIA, Greenpeace, a także fundacja Frank Bold oraz niemieckie miasto Zittau-Żytawa, które też te skargi składa.

R.B.: Ten wyrok, to jakby powrót do przeszłości. Wtedy mieliśmy spór z państwem, z Czechami, a teraz z organizacjami pozarządowymi. Trochę to spadło na nas jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, bo wszyscy byli przekonani, że sprawa Turowa już nie powróci na agendę.

A.M.: Mamy absurdalne postanowienie WSA, które uważa, że przy postępowaniu powinien być szerzej wzięty pod uwagę aspekt prounijny i prokonstytucyjny. Wygląda to jak przeklejone z jakiegoś innego postanowienia. Jednocześnie, WSA napisał w tym postanowieniu o niezamkniętych procedurach odwoławczych. To też wygląda jak przeklejenie treści z postępowania w sprawie Odry. Postępowanie odwoławcze trwało wtedy dwa lata i wszystkie wątpliwości zostały wyjaśnione. Podobnie w przypadku Turowa. Wszystkie strony uczestniczyły w postępowaniu środowiskowym. Niemieckie miasto Zittau-Żytawa podpisało nawet protokół, podobnie jak każda ze stron, nie zgłaszając żadnych uwag i wątpliwości. Teraz wyglada na to, że chodzi jedynie o wydłużenie postępowania. Inna sprawa, że tak naprawdę chodzi tu o negatywny stosunek do bezpieczeństwa energetycznego regionu i Polski.

R.B.: Pani wierzy w to, że wnioskodawcy, te aktywne w sporze strony, są motywowane troską o kwestie społeczne, o ekologię i przyrodę, czy raczej więcej tu polityki oraz interesów, a te organizacje są jedynie narzędziem w ich osiąganiu? Przecież po czeskiej i niemieckiej stronie również działają kopalnie i jest ich nawet więcej…

A.M.: Tak, to bardzo dziwne, ponieważ w Niemczech jest siedem takich kopalni, a w Czechach jest ich pięć. Niemcy zwiększają wydobycie i przedłużają działalność dwunastu bloków na węgiel brunatny. Czesi również zwiększają wydobycie oraz przedłużają funkcjonowanie bloków węglowych. Wszędzie się to dzieje, ale my, w przeciwieństwie do nich, kontynuujemy realizację koncesji bez żadnych zmian. A nowa decyzja środowiskowa, którą podważają, to jest decyzja, która zawiera szereg bardzo dobrych elementów środowiskowych. Przede wszystkim zabezpiecza środowisko przed ewentualnym wpływem tej kopalni. Tym bardziej niezrozumiałe są protesty i składane skargi. Trudno tutaj znaleźć realny i uczciwy motyw działań skarżących, ale warto tez przeczytać postanowienie wraz z uzasadnieniem, tego samego WSA z ubiegłego roku. Tam została wydana decyzja negatywna, oddalająca skargę. Uzasadnienie było takie, że organizacje ekologiczne nie nie reprezentują interesu całego społeczeństwa i należy uwzględnić aspekt bezpieczeństwa energetycznego, dostaw ciepła i ciepłej wody. Jednocześnie, nie można przejść obok aspektu lokalnego rynku pracy i kilkudziesięciu tysięcy zatrudnionych ludzi. Ten sąd wskazał rok temu, że zamknięcie kopalni z dnia na dzień, byłoby prawdziwą katastrofą ekologiczną. Wydaje się, że organizacje ekologiczne, które określają się jako eksperckie, powinny taką wiedzę posiadać.

R.B.: Wydaje się, że temat zamknięty, ale ciągle wraca.

A.M.: Ja jestem bardzo spokojna o los Turowa, ponieważ wszystkie decyzje zostały wydane z należytą starannością. Były konsultacje, obwieszczenia, procedury odwoławcze oraz środowiskowe i wszystko to, czego wymaga prawo. Jesteśmy więc spokojni, ale mamy jeszcze te czternaście innych postępowań, które zainicjowały te same podmioty. Mam nadzieje, że kolejne postępowania będą uczciwe, a więc z wysłuchaniem stron oraz zapoznaniem się z materiałami.

R.B.: W tym konkretnym przypadku, o którym usłyszeliśmy w tym tygodniu, takiej transparentności nie było?

A.M.: Ono miało charakter niejawny, a decyzja została podjęta jednoosobowo. Przypomina to orzeczenie TSUE, gdzie również jednoosobowo i w przyspieszonym trybie, bez wysłuchania stron i zapoznania się z argumentami, podjęto decyzję, która nie uwzględniała aspektu społecznego. W tym postanowieniu WSA jest też takie zdanie, że istnieje prawdopodobieństwo nieprawidłowości. Do tej chwili żyłam w przekonaniu, że sądy oceniają dowody i nie funkcjonują w oparciu o rachunek prawdopodobieństwa, czy prawdopodobieństwa w ogóle, ale w oparciu o wiedzę oraz fakty. Niestety, to postanowienie świadczy o czymś innym. Rozstrzygnięcie jest też zaskakujące dlatego, że WSA może oceniać kwestie formalne procesu, lecz nie powinien ingerować w aspekty merytoryczne. Ta decyzja jest odbierana nie tylko w Polsce jako polityczna, a wydana została przez sędziego, który jest członkiem stowarzyszenia „Iustitia”.

R.B.: Spotkała się pani ze swoją odpowiedniczką z Niemiec, minister Steffi Lemke, w sprawie Odry. Czy atmosfera spotkania, w kontekście tego wszystkiego co mówi się wyprzedzająco o możliwości powtórzenia się ubiegłoroczne katastrofy, była dobra?

A.M.: Ja miałam bardzo dużo do powiedzenia niemieckiej minister. Przede wszystkim, przekazałam informacje o tym, jak wiele od ubiegłego roku udało się zrobić, aby ograniczyć ryzyko masowego zakwitu złotej algi. Informacja o monitoringu, działaniach prewencyjnych, opublikowanych raportach i wydanych zaleceniach - mamy czym się pochwalić. Mówiłam też o aktywnym wdrażaniu tych zaleceń oraz likwidacji nielegalnych zrzutów. Powiedziałam to minister Lemke, że mamy poczucie, że Odra jest obecnie najlepiej przebadaną rzeką w Polsce. Nie ma kontrowersji co do tego, że Odra jest naszym wspólnym dobrem i zasobem, o który musimy dbać.

R.B.: Chyba jednak mamy inne wizje tej rzeki. Niemcy chcą nas cenzurować i pouczać, co możemy na Odrze robić, a czego nie możemy. Co jest główną osią sporu?

A.M.: Fundamentalnie nie zgadzamy w kwestii podejścia do realizacji umowy polsko-niemieckiej z 2015 roku. To jest umowa wynegocjowana jeszcze przez poprzedni rząd. Negocjacje trwały wiele lat, a w porozumieniu określona została lista inwestycji po obu stronach rzeki, a także szereg działań w zakresie utrzymania jej w dobrym stanie. Bardzo szeroko uwzględniony tam został rownież aspekt środowiskowy. Strona niemiecka zdaje się nie rozumieć istoty tych działań. Na wszystkich swoich rzekach Niemcy prowadzą takie same działania, ale odmawiają podobnych Polsce, na Odrze. Chce to mocno powiedzieć, że jednocześnie narażają polskich i niemieckich obywateli na ryzyko powodziowe. Już tej zimy, która była dosyć łagodna, mieliśmy do czynienia z problemami, które na Odrze napotykały lodołamacze. A przecież w umowie są zapisy także w tej sprawie, aby w sytuacji zagrożeń, nie było na rzece problemów z działalnością przeciwpowodziową.

R.B.: Czy dobrze rozumiem, że zarzuty strony niemieckiej, w istocie dotyczą tego, że Polska realizuje umowę, której zapisów nie realizują nasi partnerzy z Berlina?

A.M.: Tak to wyglada, niestety. Zakres prac, który realizujemy na Odrze wynika z umowy i był uzgadniany, a także jest współfinansowany przez Bank Światowy. On ma w tym zakresie bardzo szczegółowe i restrykcyjne procedury środowiskowe. Te prace były również finansowane z funduszy unijnych. Co więcej, plan tych prac oraz dokumenty do nich, były przygotowywane także przez instytuty budowlane z Niemiec. Tym bardziej nie rozumiemy ich stanowiska. Warto tu podkreślić, że Niemcy jeszcze przed ubiegłorocznymi wydarzeniami na Odrze, nie realizowały swojego zakresu prac. Dzisiaj, mówienie o tym, że sytuacja na rzece powinna spowodować zatrzymanie na niej inwestycji, nie jest prawdziwym argumentem. Nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek rząd zadeklarował, że nie zamierza realizować czegoś, co jest obowiązującym prawem miedzynarodowym. W tej umowie nie ma zapisu, że jakiekolwiek zjawisko środowiskowe może zatrzymać prace. Wręcz przeciwnie, jesteśmy

przekonani, że te prace będą korzystne dla Odry. Naszym zadaniem jest chronienie naszych obywateli przed powodziami.

R.B.: Wracając do rozmów z minister Lemke. Czy mamy zatem po drugiej stronie partnera, który rozumie sytuację i chce współpracować, czy raczej kogoś, kto zamierza na siłę osiągnąć cele, które zostały uwarunkowane przez politykę?

A.M.: Każda z nas ma za sobą inne uwarunkowania polityczne i całkiem inną sytuację. Minister Lemke jest z Partii Zielonych i jak się wydaje musi realizować oczekiwania swojego elektoratu. Mogę liczyć na rozmowę i dobry dialog, ale w niektórych obszarach trudno znaleźć porozumienie. Jesteśmy wzywani do ograniczania zrzutów po stronie polskiej i do szerokiej renaturalizacji Odry, ale nie widzimy podobnych działań po stronie niemieckiej. Wręcz przeciwnie.

R.B.: Czytając niemiecką prasę, ale niestety również niektóre polskojęzyczne media, można odnieść wrażenie, że katastrofa na Odrze z pewnością się powtórzy, a w roli winnego obsadzany jest polski rząd. Co robimy, by się nie powtórzyła, i czy w ogóle można coś zrobić, mając na uwadze fakt, że głównym winowajcą jest niski stan wody oraz wysokie temperatury?

A.M.: Ubiegły rok, to była najniższa głębokość Odry w ostatnich pięćdziesięciu latach. W połączeniu z wysokimi temperaturami, to spowodowało uaktywnienie się algi i wyrzut toksyn. Jest to inwazyjny, obcy i bardzo toksyczny gatunek, który adoptuje się do różnych warunków. Nie udało się go zwalczać nigdzie na świecie. On pojawia się w różnych miejscach na świecie, w bardzo różnych uwarunkowaniach. To nie nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, że sytuacja masowego zakwitu się na sto procent nie powtórzy. Możemy za to powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko co można było zrobić, aby się nie powtórzyła – włącznie z neutralizacją mniejszych zakwitów w tym roku. Mamy dokładny monitoring i jesteśmy w stanie wiele rzeczy przewidzieć. Bardzo dużo o Odrze wiemy. Wiele zrobiliśmy i działamy również prewencyjnie, choć wiemy, że nigdzie na świecie nie udało się znaleźć sposobu na ten gatunek alg. Polskimi badaniami, w tym przełomowym wyodrębnieniem genotypu złotej algi, podzieliliśmy się z współpracującymi z nami w neutralizacji ekspertami z Wielkiej Brytanii i USA. „Odrzański szczep” reaguje inaczej na niektóre bodźce, dlatego nasze działania są tak intensywne.

R.B.: Niektóre środowiska, nie tylko ekologiczne, ale również te związane z polską opozycją, postulują, aby nadać Odrze osobowość prawną?

A.M.: Tak, pojawia się dużo różnych oderwanych od rzeczywistości pomysłów związanych z tą sytuacją. Aktywność organizacji ekologicznych przy różnych decyzjach środowiskowych i koncesjach dla ważnych dla bezpieczeństwa energetycznego inwestycjach, nie ma żadnej racjonalności. Wiele w tym niepotrzebnej polityki, a bardzo mało wiedzy i faktów. Ja jestem zobowiazana do reprezentowania interesu polskich obywateli, a także dbania o ochronę środowiska. Wszystko co robimy, odbywa sią z poszanowaniem rekomendacji polskich naukowców. Nie wydaje mi się, aby te głosy na temat osobowości prawnej dla Odry, mogły jej w jakikolwiek sposób pomóc. Trudno mówić nawet o tym, że dyskutowanie o tym przysparza w Polsce przyjaciół ochronie środowiska.

R.B.: A czy pomagają działania, deklaracje oraz jawne wspieranie stanowiska Niemiec, a nie polskiego rządu, ze strony marszałków województw? Oni w sprawie Odry, często wprost wypowiadają lojalność Polsce.

A.M.: Pamiętamy ubiegłoroczną sytuację z rtęcią i tą nieodpowiedzialną komunikację marszałek Polak. Możemy sobie tylko wyobrazić, co się działo w województwach nadodrzańskich, kiedy od rzekomo poważnego polityka, mieszkańcy usłyszeli, że w Odrze jest rtęć. Od polityka, który podobno coś usłyszał od niemieckiego ministra. Długo musieliśmy to prostować. W międzyczasie były też zatrzymane akcje służb nad Odrą, ponieważ nasi specjaliści musieli tę nieprawdziwą informację zweryfikować. Wtedy otrzymaliśmy niemieckie badania, które nie potwierdzały słów pani marszałek. Nie powinno to mieć miejsca i mam nadzieję, że społeczeństwo wyciągnie z tego wnioski. To nie była jedyna sytuacja, było wiele innych ogłaszanych jako rozwiązania zagadki fakenewsów, które nie pomagały. Niektóre miały charakter gospodarczy i były wymierzone przeciwko konkretnym polskim podmiotom.

R.B.: Już chyba mamy pewność, że po kopalni w Turowie, Puszczy Białowieskiej, inwestycjach na Odrze oraz jeszcze niewinnych próbach przejęcia kompetencji nad lasami, to właśnie Ministerstwo Klimatu i Środowiska będzie na pierwszej linii frontu. Czuje się pani trochę jak na wojnie?

A.M.: Często jestem identyfikowana jako minister od przeciwdziałania kryzysom. Rzeczywiście, to się stało w ostatnim czasie specyfiką i charakterystyką naszego resortu. Oczywiście są to kryzysy realne, jak ubiegłoroczny kryzys energetyczny. Niestety, pojawiły się także te sztuczne kryzysy, które wywołują nieodpowiedzialne decyzje sądów jak w przypadku Turowa, czy nierozsądne komunikaty opozycji o jakości sprowadzanego węgla czy fakenews o rtęci w Odrze. Wracając jeszcze do Turowa - sytuacja niepotrzebna i nieuzasadniona, która wprowadza niepokój w kompleksie energetycznym w Turowie. Mieszkańcy tamtego regionu przeżyli swoje lęki w 2021 i 2022 roku, gdy podobno odpowiedzialni politycy przychodzili pod bramę i krzyczeli: „Zamknąć Turów!”. Byliśmy przekonani, że mamy to wszystko już za sobą.

R.B.: A mamy?

A.M.: Tak, nadal uważam, że co do faktów, wszystko jest w jak najlepszym porządku i racja jest po nasze stronie. Od strony komunikacyjnej jeszcze przez jakiś czas będziemy się z tym mierzyć. Nie zamkniemy kopalni, ani nie będziemy ograniczać wydobycia, ani ograniczać produkcji w elektrowni i elektrociepłowni. Mamy obowiązujące decyzje i tych decyzji będziemy się trzymać.

Zobacz również:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska