Mleko tanieje, masło drożeje, szokująco drogi cukier. Śniadanie wielkanocne droższe nawet o 33 proc.

Masło drożeje, chociaż w tym samym czasie mleko potaniało. Nie tanieje natomiast chleb, chociaż rząd zamroził ceny gazu dla piekarni. Czy na rynku produktów spożywczych dzieje się coś nadzwyczajnego? - Święta zawsze były okazją do podnoszenia cen - komentuje dla Gazeta.pl ekonomista Piotr Kuczyński.

Ceny artykułów spożywczych zmieniają się w sposób, który nie zawsze jest zrozumiały i intuicyjny. Dowodem na to jest to, co dzieje się z cenami masła i mleka. Jak donosi "Dziennik Gazeta Prawna", w ciągu zaledwie tygodnia masło zdrożało o 1,6 proc. Wzrost cen w ujęciu miesięcznym wynosi 7,5 proc., a rocznym 21,1 proc. Tymczasem mleko tanieje - średnia cena skupu w lutym była o 5,9 proc. niższa niż w styczniu i wyniosła 227,9 zł za 100 kg. Skąd to rozchwianie?

Zobacz wideo Czy Tusk okradł Polaków reformą OFE?

Eksperci, z którymi rozmawiał dziennik, mają prostą odpowiedź: zbliżające się święta. - Większe zapotrzebowanie zawsze sprzyja podnoszeniu cen - tłumaczy Agnieszka Maliszewska, dyrektorka biura Polskiej Izby Mleka. I jak dodaje, po świętach ceny masła mogą spaść, ale spadek duży nie będzie. - Jednym z powodów jest rosnący popyt na masło, i to nie tylko ze strony klientów indywidualnych, lecz także np. gastronomii - mówi. 

Piotr Kuczyński, główny ekonomista Xelion, w rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnia, że na szybkie spadki cen liczyć nie ma co.

Spadek marcowej inflacji (dane wstępne) mówi nam tylko tyle, że ceny wzrosły w stosunku do zeszłego roku o 16,2 proc. Bardziej istotny jest wzrost w marcu w stosunku do lutego (1,1 proc.). Nie jest to dużo, ale gdyby tak było w każdym miesiącu, to inflacja na koniec roku byłaby nadal dwucyfrowa. Na szczęście tak nie będzie. W marcu ceny wielu warzyw, jajek i kilku innych produktów spożywczych mocno wzrosły, ale jak tylko pojawią się nowalijki, a kryzys jajeczny w Europie zacznie się zmniejszać,  to i ceny żywności będą spadały

- mówi. 

Nie należy jednak oczekiwać, że przed Świętami nasze portfele odetchną z ulgą. Święta zawsze były bowiem okazją do podnoszenia cen, według zasady: wyższy popyt to wyższa cena

- podkreśla. 

Eksperci wyliczają, jak wzrosły ceny. 40-50 proc. w górę

Wzrosty cen produktów spożywczych są widoczne. I będą bardzo odczuwalne podczas nadchodzących świąt. Eksperci Food & Agro z Banku BNP Paribas w swojej analizie dotyczącej cen produktów spożywczych podkreślają, że Wielkanoc 2023 będzie jedną z najdroższych w ostatnim dwudziestoleciu. Przykłady? Jaja w ujęciu rocznym będą droższe o 45-50 proc. Tu powodem są wysokie ceny pasz, energii i przetrzebienie stad przez wirusa ptasiej grypy. W nieco mniejszym stopniu - 40-45 proc. - podrożeje mięso wieprzowe. Mniejszy, bo 25-procentowy skok, dotyczyć będzie wędlin. 

- Pomimo znacznego wzrostu cen jaj, sam drób będzie najwolniej drożejącym typem mięsa - o 20 proc. w ujęciu r/r. Czynniki wzrostu cen drobiu są podobne jak w przypadku cen jaj - tłumaczy Jakub Jakubczak, analityk Sektora Food and Agro w Banku BNP Paribas. Droższy będzie też twaróg. Jego cena wzrośnie o 25 proc. w porównaniu z zeszłoroczną Wielkanocą. - W przypadku twarogu wzrost cen wynika głównie z nadal relatywnie wysokiej globalnej ceny mleka. Z kolei cena masła przeszła znaczącą korektę, zarówno w Polsce, jak i w Europie. Warto również dodać, że historycznie masło jest jednym z pierwszych kandydatów do obniżek cen czy promocji, dlatego nie można wykluczyć chwilowych obniżek cen wśród detalistów - wyjaśnia Jakub Jakubczak. 

Więcej - i to sporo - zapłacimy też za wypieki i pieczywa. W rok mąka podrożała bowiem 40 proc., a chleb o 30 proc. - Za wysokimi cenami tych dóbr stoją głównie rekordowo wysokie ceny zbóż na przełomie lat 2022/23, wysokie koszty energii (szczególnie w piekarnictwie) oraz wyższe koszty pracy i transportu - wyjaśnia ekspert Banku BNP Paribas. I wskazuje, że jeszcze droższe mogą być ciasta. O 86 proc. więcej zapłacić trzeba bowiem za cukier. 

Inflacja spada, ale nie to nie oznacza spadku cen. A ich dalszy, lecz wolniejszy wzrost

Warto podkreślić, że pojawiają się czynniki, które przemawiałyby albo za obniżką cen chleba, albo choćby za spadkiem wzrostu jego cen. W styczniu zeszłego roku statystyczny bochenek kosztował bowiem 3,62 zł, dzisiaj ta cena sięga już 4,78 zł - wylicza "Fakt". Na początku lutego premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że piekarnie i cukiernie mogą korzystać z zamrożonych cen gazu. Będą płacić na poziomie 200 MWh. - To będzie wielka ulga dla tych piekarni, dla tych cukierni, które muszą płacić dzisiaj więcej. Od 1 kwietnia mogą planować sobie już znacząco niższy koszt - zapowiadał szef rządu. Czy te działania faktycznie przełożą się na spadek cen? Trudno oczekiwać, by był on głęboki z uwagi na główny problem - inflację. 

marcu, jak podał Główny Urząd Statystyczny, wyniosła 16,2 proc. rok do roku. To najniższy wynik od września 2022 r., ale jednocześnie poziom lata świetlne od celu inflacyjnego wyznaczonego przez NBP, który oscyluje wokół 3 proc. Inflacja będzie spadać, na co wpływ wkrótce będzie miał tzw. efekt bazy, czyli odnoszenie się do bardzo wysokiej zeszłorocznej inflacji. Dezinflacja nie oznacza jednocześnie automatycznego spadku cen, dlatego trudno spodziewać się, by ceny masła, mleka, chleba obniżyły się gwałtownie i trwale. 

W pierwotnej wersji artykułu do tytułu wkradł się błąd, przepraszamy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.