Europa jest już na wojnie, czy tego chcemy czy nie

4 tygodni temu

Na ironię zakrawa fakt, iż po wojnach w Jugosławii i Gruzji Unia Europejska otrzymała w 2012 roku Pokojową Nagrodę Nobla. Dla jasności — nagroda za utrzymanie najdłuższego w historii pokoju między wojującymi od stuleci państwami Europy na nagrodę zasługiwało. Jednak dwa lata później Rosja najechała największe europejskie państwo, niwecząc na kontynencie błogi stan pacyfistycznego zadowolenia dominujący przez ostatnich 30 lat. Czy od tego czasu Europa robi wystarczająco dużo, by przez cały czas zasługiwać na Nobla w dziedzinie pokoju?

To właśnie brak wspólnego finansowania obrony w UE umożliwia agresorom takim, jak Rosja, prowadzenie wojny na kontynencie. Dlatego Unia Europejska stoi w tej chwili przed wyzwaniem wykorzystania choćby części własnego potencjału gospodarczego do budowy narzędzi odstraszania agresorów.

Mimo zwiększenia budżetów obronnych i wsparcia dla Ukrainy, w tym pomocy militarnej i sankcji wobec Rosji, trwa debata na temat skuteczności i zasadności takich działań. Wzrost wydatków obronnych i kooperacja w ramach NATO, w tym dołączenie Finlandii i Szwecji do sojuszu, pokazuje jednak, iż Europa dąży do wzmocnienia swoich zdolności obronnych i bezpieczeństwa.

Skuteczne odstraszanie i obrona kosztują. W tym kontekście raport Enrico Letty podkreśla znaczenie zagospodarowania niewykorzystanych zasobów finansowych w Europie. Mając na uwadze rosnące napięcia geopolityczne, raport sugeruje, iż europejscy liderzy powinni rozważyć wprowadzenie wspólnego długu obronnego lub podobnych mechanizmów finansowania przemysłu obronnego, aby wzmocnić integrację polityczną i wspierać projekt pokoju na kontynencie.

Jednocześnie, brak wspólnego finansowania obrony w Unii Europejskiej może stwarzać luki, które mogą być wykorzystywane przez agresorów takich, jak Rosja, do prowadzenia działań wojennych na kontynencie. Pilne wyzwania w zakresie bezpieczeństwa wymagają szybkich działań, jak natychmiastowe zakupy dla wojska. Niedostarczenie przez UE obiecanego miliona sztuk amunicji do Ukrainy w wyznaczonym terminie spowodowało konieczność awaryjnych zakupów na rynkach światowych, takich jak inicjatywa Czech. A to podkreśla potrzebę szybkiego reagowania i elastyczności w zarządzaniu kryzysowym, w tym natychmiastowych zakupów wojska i amunicji z państw trzecich. Zdolności produkcyjne wymagają czasu (i funduszy), ale pilne realia na polu bitwy nie mogą czekać.

Raport Letty wskazuje na możliwości, jakie niesie ze sobą jednolity rynek europejski, który może służyć jako platforma do finansowania strategicznych celów, w tym obronności. Wzmocnienie jednolitego rynku w obszarze obronności może przyczynić się do promowania pokoju i zwiększenia bezpieczeństwa, a także do zwiększenia bezpieczeństwa systemu ochrony zdrowia i efektywności transportu, a więc także logistyki potrzebnej w celach obronnych, w UE.

Unia podjęła już kroki w kierunku wspólnego finansowania obrony, w tym poprzez Europejski Fundusz Obrony (EDF), który wspiera badania i rozwój w dziedzinie obronności oraz współpracę między przedsiębiorstwami w całej Unii w celu rozwoju wspólnych projektów obronnych.

Nie mogą czekać, bo wyzwania narastają z każdym dniem. Zagrożenie płynie nie tylko ze strony Rosji i Iranu – regionalnych agresorów. Chiny zbroją się i gromadzą zapasy surowców krytycznych w tempie porównywalnym ze zbrojeniami nazistowskich Niemiec, albo Japonii sprzed ataku na Pearl Harbour.

Mimo ambicji UE, aby wzmocnić swoją bazę przemysłową i zachęcić państwa członkowskie do wydatkowania ponad 35% swoich budżetów obronnych na dostawców z Europy, priorytetem są zakupy uzbrojenia, na które nie trzeba zbyt długo czekać. Nie powinno więc dziwić, iż około 80% inwestycji obronnych UE od 2022 roku zostało zrealizowanych przez dostawców spoza UE, co stanowi znaczny wzrost w porównaniu z 60% wcześniej.

Tymczasem Europejczycy dosłownie siedząc na górze złota, nie potrafią zainwestować oszczędności we własne bezpieczeństwo. Raport Letty ocenia, iż na rachunkach oszczędnościowych — przede wszystkim w najbogatszych państwach Europy — znajduje się 33 biliony euro! Pieniądze te, nie inwestowane, tracą na wartości, a mogłyby spokojnie zasilić najpilniejszą potrzebę Europejczyków, a więc bezpieczeństwo militarne. Obywatele mogliby kupować obligacje obronne i zarabiać na budowie wspólnego bezpieczeństwa. Inaczej, na skutek inflacji, oszczędności trzymane na rachunkach tracą na wartości. Obywatel kupując obligacje zarabia na procentach, a państwa UE zyskują dodatkowe środki na produkcję amunicji, dzięki której dalszy dobrobyt w UE może kwitnąć, zamiast odstraszać inwestorów nie lubiących ryzyka wojny.

Gdyby część z tych 33 bilionów euro została wykorzystana na wspólne inicjatywy obronne UE, zapewniłoby to natychmiastowe środki na wyposażenie obrońców Ukrainy, umożliwiając im stawienie czoła agresorowi i zakończenie konfliktu. Co więcej, te dodatkowe fundusze mogłyby ułatwić długoterminowe inwestycje w przyszłość przemysłu UE.

Nawet niewielka część z tych oszczędności mogłaby zostać wykorzystana poprzez emisję wspólnego długu UE podobnego do NextGenEU. Pozwoliłoby to na znaczną poprawę ekonomicznej dźwigni UE w sektorze obronnym i nową dźwignię polityczną UE, aby zagwarantować wzrost unijnego przemysłu obronnego, oprócz pilnych dzisiejszych potrzeb. Dla porównania, Amerykanie, których oszczędności w gotówce ocenia się na 900 miliardów euro, nieustanne inwestują w przemysł, która zapewnia im obronę i zdolności projekcji siły na całym świecie.

Nie ulega wątpliwości, iż unijny kształt Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obronności w Europie ulega zmianie, bo musi się zmienić. Zamiast sprowadzania polityki obronnej UE do wspólnego mianownika, co oznacza uleganie szantażom takich polityków, jak Wiktor Orbán, Unię stać na działania wspólnotowe, których znaczenie wykroczy poza prostą sumę potencjałów wszystkich państw członkowskich.

Trzeba przy tym pamiętać, iż polityka obronna jest kluczową kompetencją i elementem suwerenności każdego kraju, a przemysł obronny z każdego kraju w Europie konkuruje między sobą niezależnie od jednolitego rynku UE. Unia Europejska nie posiada zdolności koordynacji obronnej na poziomie krajowym, które byłyby porównywalne ze strukturą dowodzenia NATO. Nie ma też takiej potrzeby. Od 2016 roku kooperacja między UE a NATO rozwija synergię, bazując na kluczowych kompetencjach obu organizacji.

Skuteczna polityka obronna opiera się na odstraszaniu potencjalnej agresji, a nie na angażowaniu się (i odnoszeniu sukcesów) w aktywne działania wojenne.

Jednak Unia Europejska, w tej chwili najbardziej wpływowy podmiot polityczny na kontynencie, zawodzi w obu tych aspektach.

Dlatego też jej obecne działania, a raczej ich brak, zamiast odstraszać potencjalną agresję, nieumyślnie zachęcają do bardziej gwałtownych konfliktów w przyszłości.

Taka postawa obronna wymaga jedności determinacji politycznej i optymalnego wykorzystania potencjału przemysłowego i gospodarczego – szybkiego wykorzystania potęgi gospodarczej Europy do budowania strategicznej harmonii z sojusznikami przeciwko wyzwaniu rewizjonistycznych mocarstw.

W przeszłości, w obliczu rewizjonistycznych aktorów – takich, jak dzisiejsza Rosja – jedyną skuteczną strategią pokojową Europy była równowaga sił. Jednak trendy pokazują, iż od „końca historii” w 1989 roku Europa porzuciła tę strategię i jedynie zmniejszyła swój potencjał przemysłowy i wojskowy.

Teraz Europa musi przygotować się na potencjalne konsekwencje wynikające z odrodzenia się izolacjonistycznych nastrojów w polityce Stanów Zjednoczonych. UE może niedługo stanąć w obliczu zmian w amerykańskiej administracji, która przeoczy jej priorytety w zakresie bezpieczeństwa, w tym wsparcie dla Ukrainy. Niezależnie od tego, czy Białym Domem będzie rządzić Demokrata czy Republikanin. Powszechnie uważa się, iż Joe Biden jest ostatnim tak transatlantycko usposobionym przywódcą Stanów.

W konsekwencji, odpowiedzialność za bezpieczeństwo Europy może ulec znacznemu przesunięciu. Do 2025 roku Europejczycy mogą przejąć bardziej znaczącą rolę w utrzymaniu suwerenności Ukrainy niezależnie od wsparcia Ameryki. Także dlatego, iż uwaga Waszyngtonu musi skupiać się na największym globalnym zagrożeniu, jakim jest nacjonalistyczna i militarystyczna polityka Pekinu.

Niezależnie od amerykańskiego parasola bezpieczeństwa, wojny nawiedzały kontynent europejski z tendencją do powtarzania się w podobnych odstępach czasu.

Europa musiała już wcześniej wydać więcej niż USA, by stawić czoła wojnom w Jugosławii i ich następstwom. Dzisiejsza europejska wojna zebrała ogromne żniwo w Ukrainie od jej wybuchu w 2014 roku i wznowienia rosyjskiej ofensywy w 2022 roku.

W 2008 roku „mała wojna, która wstrząsnęła światem”, jak opisał ją Ron Asmus – atak Rosji na Gruzję – powinna była służyć jako przypomnienie, iż koszty bezczynności są znacznie bardziej znaczące niż rozwiązywanie problemów.

Photo by Yurii Khomitskyi on Unsplash

Wojciech Przybylski – redaktor naczelny Visegrad Insight i prezes Fundacji Res Publica. Specjalizuje się w polityce zagranicznej i zagadnieniach związanych z kulturą polityczną. Stypendysta Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu i Fundacji Erste. Jest również współautorem książki „Understanding Central Europe”, Routledge 2017. Publikował w Foreign Policy, Politico Europe, Journal of Democracy, EUObserver, Project Syndicate, VoxEurop, Hospodarske noviny, Internazionale, Zeit, Dzienniku Gazecie Prawnej, Onecie, Gazecie Wyborczej i regularnie pojawia się w BBC, Al Jazeera Europ e, Euronews, TRT World, TVN24 i TOK FM.

Tekst ukazał się w numerze 3/2024 Res Publiki Nowej „Quo Vadis, Unio?”.

Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Idź do oryginalnego materiału