Dwa tygodnie temu zapowiadał, iż nie zostawi obywateli na łasce nowego podatku klimatycznego. Dziś — triumf. Szef rządu Donald Tusk ogłosił, iż unijne decyzje w sprawie ETS2 — czyli nowego systemu handlu emisjami obejmującego ogrzewanie i transport — zostały odłożone o rok, a Komisja Europejska ma przygotować jego rewizję. „Robimy, nie gadamy” — napisał premier po ogłoszeniu porozumienia.
To brzmi jak polityczny nokaut. Po burzliwych negocjacjach w Brukseli państwa UE zgodziły się przesunąć start ETS2 na 2028 rok — decyzja, którą polski rząd przedstawia dziś jako efekt twardej, skutecznej polityki negocjacyjnej Warszawy. Dla kierowców i gospodarstw domowych to natychmiastowa ulga: ceny paliw i kosztów ogrzewania nie mają nagle rosnąć wskutek nowego mechanizmu cenowego. Rząd chwali się, iż „rozbroił” bombę, na którą — jak grzmieli krytycy — zgodził się jeszcze poprzedni gabinet. Premier Tusk i ministrowie klimatu mówią jednym głosem: ETS2 wymaga przeglądu, a Komisja musi wrócić do stołu z poprawionym projektem. To sukces polityczny i narracyjny, którym rząd będzie się długo chwalił.
Co dalej? ETS2 odłożone, ale nie skasowane. Komisja Europejska ma przygotować rewizję — i to właśnie tam toczy się teraz bój o kształt nowego rynku uprawnień: czy będzie łagodniejszy, z mechanizmami kontroli cen i większymi środkami na wsparcie najuboższych, czy wróci do pierwotnej, surowszej koncepcji. Rynki już reagują — eksperci z branży energetycznej przewidują, iż opóźnienie ostudzi ceny uprawnień i wstrząśnie krótkoterminowymi prognozami CO₂.
Polityczny przekaz KO jest prosty i jasny — „jak obiecaliśmy, tak zrobiliśmy”. Czy to będzie trwały triumf, czy jedynie odroczenie problemu, przekonamy się przy kolejnej rundzie negocjacji w Brukseli. Na razie jednak rząd ma twardy dowód do pokazania wyborcom — i język, który lubią tabloidy: zadanie wykonane.
PiS idzie na dno.

2 dni temu











