Przesłuchanie rozpoczęło się od złożenia przysięgi przez świadka. Następnie Ernest Bejda skorzystał z możliwości udzielenia swobodnej wypowiedzi.
– Zostałem doprowadzony w sposób przymusowy, na podstawie orzeczenia sądu okręgowego, które zostało mi doręczone dziś przez policję. Podtrzymuję swoje stanowisko, iż w obliczu rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego państwa komisja... – zaczął mówić Bejda.
– Muszę przerwać, ponieważ nie jesteśmy tutaj, żeby rozstrzygać kwestię TK. Bardzo proszę skupić się na treści dotyczącej przedmiotu prac komisji – mówiła szefowa komisji Magdalena Sroka.
Kolejne 20 minut trwały przepychanki słowne. Bejda mówił o domniemanej nielegalności komisji, Sroka przerywała mu i wzywała do odniesienia się do meritum.
– Ja się was nie boję. Będę odpowiadał na pytania – mówił Bejda.
– Ta rozmowa będzie trudna i długa, jeżeli będzie pani przerywać co drugie zdanie. Pole do dyskusji jest ograniczone – zwrócił się do Magdaleny Sroki.
Wyraźnie poirytowany i zdenerwowany Bejza próbował udowadniać, iż znalazł się przed komisją w sposób nielegalny. W końcu komisja przerwała mu, odebrała w głosowaniu możliwość swobodnej wypowiedzi. Komisja przeszła do zadawania pytań.
Bejza stwierdził, iż bezprawnie odebrano mu możliwość wypowiedzi i zamiast odpowiadać na pytania, usiłował kontynuować swój wywód. Następnie przekonywał, iż jego zeznania powinny być tajne.
Artykuł aktualizowany.